Naprawdę nie chciałam już pisać na temat chudnącej Adele. Możecie mi nie wierzyć, bo oto jestem i piszę dokładnie na ten temat, no ale. Od wczoraj mój fat-pozytywny internet stoi w płomieniach, Adele opublikowała na swoim instagramie pierwsze od bardzo dawna zdjęcie. To zdjęcie:
Jeśli masz trudność z rozpoznaniem jej na tej fotce, to może pocieszy Cię, że mnie też to zajęło dłuższą chwilę. Wyjaśnijmy sobie jedno: nie ma w tym złośliwości. Straciła sporo na wadze, rysy twarzy się jej wyostrzyły, zmieniła styl. Chciałoby się powiedzieć Hello? O co tu chodzi?
My own personal icons
Być może chodzi o to, że nowe zdjęcia Adele pojawiają się w internecie niezmiernie rzadko. Być może gdyby wrzucała zdjęcia codziennie, świat dawno już przeszedłby do porządku dziennego nad jej nowym wyglądem. Tymczasem każdej publikacji towarzyszy fala dyskusji na temat jej schudnięcia.
Pole bitwy można podzielić z grubsza na dwa obozy: tych, którzy mówią “ale pięknie schudła” i tych, którzy są rozczarowani. I to o nich chciałabym dzisiaj napisać. O nich, o nas. Zdecydowanie nie widzę dla siebie miejsca w pierwszej grupie. Zdecydowanie uważam, że cudze odchudzanie to nie moja sprawa. Blisko mi jednak do uczucia, które zrozumiałam uczestnicząc w internetowej dyskusji na jednej z grup dla grubych ludzi. Otóż… jesteśmy w żałobie. Nie tak znów łatwo było mi na to wpaść, więc oklaski proszę. Jesteśmy ( w tym ja) w żałobie po jednej z niewielu fat icons, grubych ikon. W kulturze popularnej niewiele jest wzorców dla grubych dziewczynek. Jeśli się nad tym zastanowić, to wśród wokalistek szeroko uznanych na świecie, przychodzą mi do głowy wyłącznie Lizzo i Adele właśnie.
Mam do tej ostatniej bardzo osobisty stosunek. Towarzyszyła mi nie tylko w wielu trudnych życiowych sytuacjach, ale przez długie lata była dla mnie ikoną tego, że MOŻNA. A dokładnie – że grube dziewczyny też mogą. Zakochałam się w niej, kiedy z dziwaczną grzywką śpiewała Hometown Glory dla BBC. Zawsze była moja, bo gruba.
Z zachwytem podziwiałam jak rozwija się jej styl i po każdej gali myślałam sobie z satysfakcją, że teraz to im pokazała, że grube kobiety nadają się na świecznik tak samo, jak te szczuplejsze. Ale tak po prawdzie, to ten wpis nie miał być przecież o moich relacjach z Adele. Miało być o olśnieniu, zatem do brzegu.
Kiedy wypłynęły pierwsze zdjęcia mocno odchudzonej Adele, w pierwszym odruchu – podobnie jak całe rzesze grubych dziewczyn na świecie – poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Stało się, straciłyśmy ją. Z czasem na te uczucia nałożyłam warstwę wypracowanego rozumienia i racjonalizację, że to nie moja sprawa. Że najważniejsze, żeby była szczęśliwa i czuła się ze sobą dobrze. Że każdy ma prawo do własnego wyboru. I nadal tak uważam, ale również nie o tym jest ten wpis. Bo jakkolwiek blisko nie byłyśmy w mojej głowie, to umówmy się, Adele nigdy się nie dowie o moim istnieniu, a co dopiero o rozterkach, które wzbudziła dramatyczna zmiana jej wizerunku.
Utracone ikony
Przecież tak naprawdę nie chodzi wcale konkretnie o Adele. Ani nie mamy w temacie jej konkretnej masy ciała nic do gadania, ani tak naprawdę niespecjalnie mamy prawo to wartościować (nawet gdybyśmy znały kulisy). Nasza ocena to po prostu prywatna ocena i do niej, jak najbardziej mamy prawo, trzeba – ponad wszystko – pamiętać o tym, że nawet jeśli ktoś w naszych głowach urósł do rangi idolki i gwiazdy zarannej godnej naśladowania, to nie nakłada na tę osobę odpowiedzialności za nasze osobiste wyobrażenia. No bądźmy fair.
Jest w tym wszystkim coś bardzo ważnego na poziomie emocjonalnym. Chodzi o ten moment, w którym ktoś, kto był dla Ciebie punktem odniesienia okazuje się nagle nim nie być. Czy kocham muzykę Adele mniej? Oczywiście, że nie. Czy nadal jest moją idolką w kategoriach, w których nią była? Chyba nie. Tym, co przede wszystkim chciałam tutaj napisać, jest zdanie: masz prawo mieć mieszane uczucia.
Tym, czego wiele z nas doświadcza w kontekście tej metamorfozy jest poczucie straty. Jest konsekwencją są niezgoda, żal i rozczarowanie. To są absolutnie uzasadnione uczucia, związane ze stanem żałoby.
Szukając w sobie stanowiska, doszłam do wniosku, że właśnie to czuję. Że jestem zawiedziona, bo osoba, której w swojej głowie włożyłam do ręki olimpijską pochodnię różnorodności, teraz już jej nie niesie. Czuję się zdradzona nie mniej niż inni, ale to są moje własne uczucia. Mam do nich prawo, ale Adele nie jest mi nic winna. Tak samo jak Meghan Trainor, Melissa McCarthy, Rebel Wilson, Kelly Osbourne i inne kobiety, które na przestrzeni lat z powodu ich sylwetki uważałam za swoje osobiste ikony.
Odcienie żałoby
Cała ta sytuacja związana z masowymi dyskusjami o tym czy to dobrze, że Adele schudła, uruchamia we mnie żałobę na jeszcze jednym poziomie. Wszystkie te komentarze “ale super wygląda”, “wreszcie się za siebie wzięła”, “gratulacje”; cały ten entuzjazm przypomina mi, jak głęboko jesteśmy zanurzeni w kulturze diety i kulcie szczupłego ciała. To bezlitosne memento z bezmyślnie powielanych plotek w pędzie do nasycenia apetytu na sensację.
Czy rozpaleni entuzjazmem pamiętamy, że raptowna utrata masy ciała może wcale nie mieć nic wspólnego ze zdrowiem czy “wzięciem się za siebie”? Świetnie podsumowuje to Sofie Hagen:
Zgadzam się z nią na wielu poziomach. Podzielam niepopularną opinię, że spadek masy ciała nie powinien być czymś celebrowanym. Że gratulowanie komuś schudnięcia może być grubym nietaktem – po 1) może wynikać z poważnych kłopotów zdrowotnych, a po 2) daje wszystkim do zrozumienia, że dopiero szczupłe ciało zasługuje na uznanie. Zdaję sobie sprawę, że część z Was tego nie przyjmie z entuzjazmem. I naprawdę to zrozumiem przekonanie, że nie po to się przez tyle lat urabiamy po łokcie w warsztacie diet, ćwiczeń i bielizny modelującej, żeby teraz ktoś mówił, że nowa szczupła sylwetka nie zasługuje na uznanie.
Entuzjastyczne pochwały odchudzonej Adele budzą we mnie bunt. Dlatego – chociaż na poziomie racjonalnym wiem, że tak naprawdę to nie moja sprawa – jestem wkurzona, że ta sytuacja stała się przyczynkiem do festiwalu otwartej fatfobii. Globalna ekstaza na tle nawrócenia się notorycznej grubaski mnie po prostu, po ludzku wkurza. Wkurza mnie fakt, że moja idolka stała się śpiewającą laurką dla kultury diety. Wkurza mnie, że ludzie bijąc brawo jej przemianie, dają upust przekonaniu, że gruba nie była tak warta celebrowania. Wkurza mnie, że jeśli Adele nie znajdzie się w tych 4 do 6% osób, których metabolizm poradzi sobie z odpowiedzią głodową na przestrzeni następnych sześciu lat, albo nie zdecyduje się na bariatrię i przytyje z powrotem, to wszyscy ci klakierzy równie głośno będą chrzanić o tym, że brakło jej silnej woli i znów się stoczyła. (Jakby masa ciała definiowała miejsce na drabinie świata.) I wkurza mnie, że jeśli tak się stanie, to czeka ją to samo piekło, przez które polscy internauci przeciągnęli Dominikę Gwit. Takie samo, tyle że zwielokrotnione przez media wszystkich krajów, w których ludzie słuchają Adele.
I nikogo nie będzie interesował ani jej dorobek muzyczny, ani to jakim jest człowiekiem i przez co przechodzi, bo przecież to nic takiego, każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie, co nie?
Kto nas obroni przed zbawcami?
Sama Adele w tym wszystkim milczy. Nie mówi o odchudzaniu, chociaż w jednym z ostatnich – a z pewnością jednym ze słynniejszych i bardziej osobistych – wywiadów opowiadała o swoich trudnych zmaganiach z depresją poporodową. To przecież też temat tabu.
Poza wspomnieniem w jednym z wywiadów, o tym że zaczęła trenować, ani słowem nie odniosła się do swojej metamorfozy. W przeciwieństwie do jej trenera, który upojony chyba swoim poczuciem sukcesu rozmawia z mediami o tym, że to odchudzanie “dla zdrowia”, o tym jakie korzyści płyną z hardkorowej, eliminacyjnej diety, na której wedle niego jest wokalistka.
Od wczoraj łącza serwisów informacyjnych całego świata grzeją się newsem o “nowej Adele”. Można w nich znaleźć spekulacje o tym ile schudła, jak schudła, czy jej twarz się ta zmieniła z powodu utraty masy ciała czy może jednak operacja plastyczna iiii tak w nieskończoność. Ohyda. Jeśli coś w tym temacie warto obejrzeć/ przeczytać, to:
- Po pierwsze TEN ARTYKUŁ – CELEBRATING ADELE’S WEIGHT “LOSS” PROMOTES FATPHOBIA AND MISOGYNY, opublikowany na wearyourvoicemag.com
- Po drugie świetne story na profilu u @kisielle: https://www.instagram.com/stories/highlights/18103112536188952
Krew mnie zalewa kiedy na to patrzę, bo pamiętam jak to było czytać o dietach cud moich idolek kiedy byłam młodsza (i mniejsza). Kto obroni te wszystkie młodsze i starsze dziewczyny, które zagapione w jej przykład zabiorą się za upośledzanie sobie metabolizmu za pomocą kolejnej diety cud, “aktywującej gen chudości” czy bób wie co jeszcze. Kto im wytłumaczy, że media rzadko podają prawdę, a jeśli już, to z pewnością nie całą? Kto im opowie z detalami o kulisach? Kto podzieli się faktami na temat stanu zdrowia Adele? (Bo tak, stan zdrowia czasami naprawdę wywołuje potrzebę redukcji wagi, mimo innych kosztów.) Kto powie, że medialna histeria wokół czyjegoś ciała nie powinna się wydarzyć?
Może to mogłybyśmy być my? Skoro tu jesteś i to czytasz, to znaczy, że szukasz alternatyw dla powszechnego uwielbienia dla kultury diety. Może razem mogłybyśmy zaopiekować się dziewczynkami, dziewczynami i kobietami w naszym otoczeniu; dać im poczucie, że takie jakie są też zasługują na szacunek i równouprawnienie. Nie są przecież, nie jesteśmy(!) warte mniej.
Nie musimy w tym uczestniczyć, możemy im przypomnieć, że gdzieś jest granica, której dla własnego zdrowia psychicznego nie warto przekraczać.
Co Ty na to?
Jeśli uważasz, że warto się temu przeciwstawić i że znalazły się w tym tekście rzeczy, z którymi się zgadzasz, możesz go udostępnić, podać dalej do osób, które mogą skorzystać na obejrzeniu innego punktu widzenia. To przy okazji sprawi mi radość, bo przecież od zawsze piszę przez dziewczyny i dla dziewczyn.
Mam żałobę po Adele. O boże, jakie to smutne.
Grube dziewczyny też potrzebują swoich superbohaterek 💔
Dokladnie ujelas moje uczucia! Tez poczulam ze “moja” Adele zniknela. A co dokomentowania czyjegos schudniecia to zawsze opowiadam jak moja mama pochwalila moja dalsza ciotke ze schudla na co ta, zmieszana przyznala ze ma raka.
Uf, cieszę się, że jest nas więcej, bo reakcje wielu osób mnie zaskoczyły.
Wołanie dlatego uważam chwalenie cudzego odchudzania za ryzykowne! Dokładnie z powodu takich sytuacji!
nie czuję żałoby, bo nigdy nie traktowałam Adele jako ikony, ALE rozumiem
bardzo dobrze rozumiem
bo tak bardzo brakuje w tym cholernym showbiznesie kobiet, które się nie poddają terroryzmowi diet i zmiany wyglądu na ten „akceptowalny”
wiecie za co kocham Pink?
za to, że przez lata próbowano ją zmienić, że od lat słyszy jak jest ohydna i brzydka
i gruba! (serio!)
a ona pokazuje showbiznesowi i przemysłowi dietetycznemu fucka
jest sobą
zmienia się, ale jest sobą
nie pompuje cycków, nie nadziewa się botoksem, nie odchudza się do granicy nierozpoznawalności
Adele schudła i jeśli to jest dla niej dobre, to fajnie, ale jak najbardziej jest zrozumiałe, że dla tych dyskryminowanych, dla tych wyśmiewanych, dla tych wyzywanych zniknęła ze sceny osoba, z którą w jakimkolwiek stopniu mogły się identyfikować a pojawiła się kolejna spod dietetycznej sztancy
i mają prawo te osoby być smutne i czuć się z tym źle, i przeżywać trudne emocje
i to nie ma nic wspólnego z hejtem, z brakiem ciałopozytywnytwności a wszystko ze zwykłym ludzkim żalem, że coś było a tego nie ma
i (popraw mnie jeśli się mylę Ula) o tym jest ta notka
ja bym miała taką żałobę jakby Pink zoperowałą sobie cycki, naciągnęła twarz i odchudziła się do rozmiaru modelki
byłoby mi zwyczajnie przykro i żal
Ejmen. Myślę sobie, że gdyby więcej znanych kobiet wybierało drogę Pink, to z czasem by nam to tak spowszedniało, że komentowanie dużej wagi czy innych parametrów po prostu przestałoby być interesujące. Tak samo jak w krajach mniej homogenicznych etnicznie od Polski, inne odcienie skóry niż biała nie wywołują sensacji 🤷♀️
Dokładnie to, co myślę! Dzięki Ci za ten artykuł, teraz wiem, że jest nas więcej! Żałoba to idealna nazwa tego przykrego stanu. No i poza tym życzę Adeli zdrowia psychicznego i fizycznego, i choć to absolutnie nie moja sprawa, to się martwię o nią, czy po pierwsze w jej życiu nie dzieją się jakieś okropne rzeczy, i po drugie, co czuje słysząc te wszystkie dywagacje i opinie na swój temat? 😦
Cieszę się! Dokładnie o to chodzi – nie ma sensu wdawać się w ocenianie spraw, o których nie mamy pojęcia, lepiej się zająć swoimi uczuciami i zastanowić się, skąd się biorą 😊
Jakbyś mi czytała w myślach. Za każdym razem jak osoba popularna, publiczna, która wcześniej mówiła że rozmiar nie ma znaczenia, że dobrze się czuje w swojej skórze, potem nagle zaczyna drastyczne chudnąć, czuję się oszukana. Rozczarowana. To tak jakby nieme przyznanie, że jednak nie ma miejsca dla takich osób w społeczeństwie i trzeba się ugiąć. A na pewno od danego rozmiaru nie ma co liczyć na sukces, on jest limitowany od 38 w dół. Uwielbiałam starą Adele. kochałam jej sukienki. Nie wiem jaka będzie nowa. Nie wiem, czy będzie między nami nić porozumienia.