fbpx
Przejdź do treści
Strona główna » ABECADŁO PLUS SIZE » Abecadło Plus Size – E jak empatia

Abecadło Plus Size – E jak empatia

Gdybym ze wszystkich swoich cech miała wybrać tę najbardziej rozwiniętą i najjaskrawszą, powiedziałabym, że jest nią empatia. Umiejętność współodczuwania, podniesiona do potęgi n+1, sprawiająca, że zwykle każdą monetę oglądam z piętnastu stron. Rozważam wszystkie potencjalne stanowiska i emocję, tłumaczę sobie i innym 115 możliwość reakcji. Usprawiedliwiam bezmyślne zachowania, bo potrafię zobaczyć za nimi ludzki strach albo zwykłą głupotę.

Trudno się żyje z tak monstrualną empatią. Świat jest łatwiejszy do przyjęcia, kiedy można wykreślić z niego wszystkie półcienie i patrzeć na wszystko zero-jedynkowo. Nienawidzić grubasów. Nienawidzić wszystkich ewangelistów diety. Iść w zaparte. Tak sobie myślę, że mogłoby mi się wtedy żyć dużo prościej.

Żuki, ludzie i ewolucyjne uzasadnienie ludzkiej podłości

Z drugiej strony – empatia stanowi, w pewnym sensie, o naszym człowieczeństwie. Pozwoliła na utworzenie skomplikowanej struktury społecznej, w której plus-minus, odnajdujemy się wszyscy. Bez tego wspólnego wysiłku nadal zbieralibyśmy żuki po krzakach, bo przecież na grubszą zwierzynę trzeba się było zasadzać grupowo.

Brak wspólnego zagrożenia sprawia, że zamiast razem główkować jak tu ujść z życiem, podgryzamy siebie nawzajem. W jednej z internetowych dyskusji spotkałam się ostatnio ze stwierdzeniem, że nie lubienie inności wynika z ludzkiej natury. Że albinos jest zawsze wrogiem stada. Owszem, siwe konie dla kamuflażu panierują się w błocie chętniej niż gniadzi koledzy. Z drugiej jednak strony oddzielone od stada nie czują się dobrze. Pełnię koniowatości osiągają w grupie. W ludzkiej naturze jest także stadność, na zatem nie ma co sobie gęby wycierać matką naturą.

Trzy wdechy na lekarstwo

Są takie momenty, w których nawet człowiekowi z przerostem empatii trudno zdobyć się na zrozumienie. Kiedy na przykład czytam takie okropieństwa jak ta ostatnia dyskusja na Dziewuchach, to wierzcie mi – nie ma we mnie nic, poza żądzą mordu. Trudno mi wtedy znaleźć w sobie miłość do bliźniego i obdarzyć takie jednostki kredytem zrozumienia.

Ja to naprawdę rozumiem. Kiedy komuś zazdrościsz albo ktoś Cię obraża, trudno jest myśleć o nim choćby zupełnie neutralnie. Jednakowoż zalecam. Teksty w stylu kobieta bez krągłości jest jak dżinsy bez kieszeni – nie ma co zrobić z rękami są naprawdę słabe. Pisałam o tym niedawno. Szacunek to wartość elementarna. Jeśli masz problem z oceną czy warto sobie pozwolić na jakiś tekst czy nie, zrób sobie takie proste ćwiczenie – zastanów się, czy sama chciałabyś do przeczytać/usłyszeć pod swoim adresem. To powinno rozwiać wszelkie wątpliwości.

Chuchnę i dmuchnę

Empatia jest absolutnym fundamentem body positive. Chodzi tu przecież o wyrozumiałość okazywana nie tylko innym, ale przede wszystkim sobie. Wybaczenie ciału, że nie jest zorganizowane wedle naszych wyobrażeń. Wybaczenie sobie tego, jak je traktowałyśmy. Wybaczenie sobie wszystkich realnych i wyimaginowanych wad. Głębokie zrozumienie, że niezadowolenie, które odczuwamy wynika z przyswajanych od dzieciństwa standardów wymyślonych bodaj tylko po to, żeby kobiety zamiast wspolnie robić dobrą robotę, zadręczały się, że mają nie taki mały palec u stopy.

Wbrew obiegowej opinii w ciałopozytywności nie chodzi o promocję otyłości, a okazywaną sobie wyrozumiałość. Szok, co?

Gdybym uważała, że efekt nie jest wart zachodu, nie byłoby mnie tutaj, a Wy teraz czytałybyście na kiblu etykietkę domestosa, a nie bloga o body positive, co nie? Czyli podstawy mamy! Pierwszy krok zrobiłyśmy.

Na co przerabiać buraki?

A z trzeciej strony, zastanawiacie się czasami czy nie mamy aby za wysokich wymagań? Nie za bardzo się staramy z tą ciałoakceptacja? Mam czasami wrażenie, że w wielu przypadkach zamiast spokojnej pewności siebie nosimy protezkę z rozhukanego zajebizmu. Taka jestem, ho ho, fajna, patrzcie, oto moja dupa!  Tak sobie czasami myślę, czy dobrze robię, tak Was tutaj cisnąc. Chcę Wam udowodnić, że wejście w proces samoakceptacji jest możliwe i wcale nie aż tak bolesne, jak się na początku wydaje. Ale… czy mogę oczekiwać od innych empatii? Czy to jest w porządku, że się złoszczę, gdy widzę jej brak? Czy to ma sens, że robi mi się przykro dlatego, że ktoś, kto się tak dobrze zapowiadał okazuje być smętnym burakiem?

To ważne pytanie, bo dotyczy granic. Nie ma na nie łatwiej odpowiedzi, ale możecie być spokojne. Będę trwać przy swoim i domagać się szacunku dla wszystkich kobiet plus size, bez względu na to czy są Syrenami Lądowymi czy nie.

Nauka uważnego chodzenia

Wam za to mogę polecić moją praktykę – wymagajcie od siebie rezygnacji z gniewu i rozczarowania sobą, ale bez przemocy. Body positive to proces. Proces oznacza, że coś się dzieje. Że będzie do przodu i w tył. W górę i w dół. Raz na wozie, raz w nawozie. Taka już uroda procesów. I jest w tym, wbrew pozorom, duża dawka optymizmu. Bo wiecie, nawet jeśli teraz jest do kitu, to już za chwilę nie będzie. I na odwrót – warto wystrzegać się pychy i poczucia własnej najzajebistszości, bo za chwilę możemy wdepnąć w papierzoka rzeczywistości. Jeśli wiecie co chcę powiedzieć.

 

POZOSTAŁE WPISY Z CYKLU

A jak aktywnośc fizyczna – TUTAJ

B jak brak akceptacji – TUTAJ

C jak choroby – TUTAJ

D jak dyskryminacja – TUTAJ

__________________________________

Photo by Clem Onojeghuo on Unsplash

10 komentarzy do “Abecadło Plus Size – E jak empatia13 min. czytania

  1. Łączę się w bólu nadmiaru empatii. Czasem chciałabym mniej widzieć, mniej słyszeć i mniej rozumieć. I mieć wszystko gdzieś. Zasunąć zasłony, wyłączyć internet. Wymazać wiedzę i doświadczenie. Droga na skróty poprzez ocenianie, nienawiść i wyśmiewanie jest przecież łatwiejsza, nie?
    Gdybym zmieniła się w kogoś takiego już nigdy nie potrafiłabym spojrzeć sobie w oczy.

  2. Ula, bardzo inspirujące są Twoje teksty. Czytając ten, wpadła mi do głowy taka oto myśl: my ludzie mamy z jednej strony tendencję do upraszczania wszystkiego, a z drugiej do skrajnego podejścia do wielu tematów, do – jak to określasz – spojrzenia zero-jedynkowego. I to określenie właśnie naprowadziło mnie na trop pewnego błędu poznawczego: nie zdajemy sobie sprawy, że ta skala zero-jedynkowa jest niekompletna, że brak w niej jednego elementu. To, co wydaje nam się zerem jest minus jedynką. Jednego dnia jesteśmy “zajedwabiści”, drugiego beznadziejni. -1 rodzi frustrację, +1 pychę. Zero jest nieuchwytne i niestabilne, przez co trudno osiągalne. Zero to stan nieoceniania siebie. Lustro to szatański wynalazek 😉

  3. Empatii nie można wymagać, bo ona jest jak węch – albo się ma, albo nie. Natomiast można wymagać zwykłej przyzwoitości, uprzejmości i przyjmowania komunikatów.
    Ja empatię mam zerową – nie wiem, co ludzie czują, dopóki mi tego nie powiedzą/nie okażą w powszechnie rozpoznawany sposób [usta w podkówkę = smutek]. A w przypadku obcych osób ich uczucia niewiele mnie obchodzą. Natomiast chcę, żeby w świecie ludzie się dogadywali i nie atakowali, więc staram się to wcielać w życie i stosować do tego, o czym mi o sobie mówią. Bo nie ja decyduję, co komu sprawia przykrość.

    1. Nie zgodzę się. Empatii, takiej behawioralnej, można się nauczyć. Jasne, ma się jej jakiś wrodzony, czy wytworzony bardzo wcześnie w życiu poziom, ale można ją w sobie rozwijać albo tępić. Interpretacja cudzych emocji to nie to samo co empatia, to już wyższa szkoła jazdy, która też jest wyuczalna.

      Jasne, jednym współ-odczuwanie (czyli ktoś coś czuje, komuś coś się dzieje, a w nas bulgocze emocja-odpowiedź) i interpretacja (może mu smutno, może głodny, może chce siusiu) przychodzą od pstryknięcia palcem, innym piekielnie trudno i w stosunku tylko do bardzo wąskiej grupy “swoich”, tych najpodobniejszych do siebie, więc najławiejszych do empatyzowania.

      Ale jak najbardziej można oczekiwać od innych tego, co właśnie opisujesz: uprzejmości i przyjmowania komunikatów. Oraz wewnętrznej uwagi: zaraz, ten człowiek coś czuje, warto się zastanowić co, żeby mu nie zrobić krzywdy. Dla mnie to jest właśnie empatyczne reagowanie; niezależnie od tego, czy reagujący robi to instynktownie, czy musi pracowicie rozkminiać.

      1. Zgadzam się! Formatywne lata życia spędziłam sama z książkami – do piątego roku życia chowałam się dosłownie sama, otoczona wyłącznie przez innych dorosłych z najbliższej rodziny. Przez to moduł odpowiedzialny za interpretację np. mowy ciała długo miałam mikrutki, niemal żaden. Potrafię świetnie zrozumieć cudze uczucia, o ile ktoś je ujmie w Słowa. 😀 Pracuję nad tym usilnie od dwudziestu już lat i mam postępy: z dzikiego małolata, który mówił zawsze nie to, co trzeba i sprawiał ludziom przykrość stałam się osobą, która owszem, ma zawiechy empatii (widok osoby płaczącej zawsze najpierw wzbudza we mnie wstręt i chęć ucieczki, nic na to nie poradzę) ale nadrabia świadomymi procesami intelektualnymi. Decyduję, że będę dla ludzi lepsza, niż by wypadało z moich odruchów. Nie zawsze się udaje, jasne. Ale warto próbować. Choć łatwe to nie jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.