fbpx
Przejdź do treści
Strona główna » fattitude » Dlaczego ciągle spotykam kobiety, którym muszę tłumaczyć komplementy?

Dlaczego ciągle spotykam kobiety, którym muszę tłumaczyć komplementy?

– Ale jaki Ty masz dzisiaj spektakularny fryzur, człowieku!

Patrzy na mnie i widzę, że w głowie obracają jej się trybiki. Jeszcze nie wie nie tylko jak odpowiedzieć na takie dictum, ale też jak w ogóle potraktować moją wypowiedź. Mruga i dotyka włosów.

– Coś nie teges?

Bardzo teges, mówię jej i wiem już, że będę się musiała wytłumaczyć z komplementu po raz kolejny.

To nie jest nietypowa sytuacja. Kilka razy w tygodniu różne kobiety rzucają mi to spojrzenie, bo widzicie, mam w zwyczaju komplementować. Nie widzę powodu, dla którego nie miałabym okazać uznania wobec czegoś, co mi się podoba i ludzie znają mnie raczej z entuzjastycznych relacji.

Miłe słowa najbardziej zaskakują osoby mi obce. Kiedy chwalę kolor włosów albo perfumy w 90% przypadków trafiam na to skonsternowane spojrzenie. Obraża mnie czy jednak mówi to, co myśli? Tak, jestem tym czubkiem, który zaczepia obce osoby i ilekroć to robię zastanawiam się później, czy ma to głębszy sens. Z jednej strony ta konsternacja, z drugiej – pojawia się myśl, że przecież po co komu moje zdanie, o które nie prosił?

 

Bardziej jednak zastanawia mnie to osłupienie, gdy powiem coś zwyczajnie miłego. Skąd to się bierze? Kiedy nabieramy tego głębokiego przekonania, że w słodkich słówkach zawsze musi być kropla dziegciu?

 

Koleżaaanki, koleżaaanki

 

O tym, że tak zwane koleżanki potrafią być najbardziej trującym czynnikiem w życiu kobiety pisane było już nieskończenie wiele rzeczy. Nie czuję się komfortowo pisząc o tym, bo jak wiecie, jestem dużą fanką kobiecej komitywy. Wierzę, że pozbawiona szpil przyjaźń między kobietami jest możliwa. Lubię kobiece towarzystwo, czuję się w nim dobrze i bezpiecznie. Bez okołoerotycznej podszewki, która często wychodzi w przyjaźniach damsko-męskich jak nie jedną stroną, to drugą.

 

W miarę możliwości starannie dobieram to z kim przebywam i tylko w miejscach, w których z różnych przyczyn MUSZĘ funkcjonować, mam do czynienia z sączącymi w swoje otoczenie jad jednostkami. Nie jest to towarzystwo, za którym tęsknię. Pamiętacie Bridget Jones? Bo ja owszem, z bardzo wielu powodów, jednym z nich jest niezwykle trafne porównanie przebywania w towarzystwie uszczypliwych znajomych do pływania w akwarium z meduzami. Mam ogromną i niegasnącą nadzieję, że swoje lata w brudnej wodzie mam za sobą.

 

Ołowian Ironianiu

 

Zastanawiałyście się kiedyś nad tym, kiedy człowiek uczy się ironii? Jeśli akurat nie macie pod ręką materiału poglądowego, tj. Dzieci, powiem Wam, że wcześniej, niż się nam, dorosłym wydaje. Takie na przykład dziewięciolatki już potrafią. To się staje nie wiadomo kiedy i nagle powiedzenie komuś “ale masz ładną sukienkę” nabiera nowego kontekstu. Z czasem obrastamy w coraz grubszą warstwę ironicznych skojarzeń i wszystko przestaje być takie jak kiedyś czyli proste i jasne. Znam całą masę ludzi, którzy z posługiwania się ironią uczynili osobistą religię. Rozmowa z nimi pełna jest meandrów i a dłuższą metę absolutnie bezproduktywna oraz męcząca.

 

Ironia to jest taki trochę sposób, żeby sprawić wrażenie inteligentniejszego, niż się jest naprawdę bez używania trudnych słów. Że niby tacy jesteśmy konstatujący i wysublimowani, tak głęboko widzimy rzeczy, że nawet nie nazywamy ich po imieniu. Nawet komplementy mają drugie, trzecie i trzydzieste dno.

 

Edukacyjne niedostatki

 

Nie uczymy dziewczynek przyjmowania komplementów, dziękowania za dobre słowo. Świetnie nam za to idzie dawanie przykładu z zakresie “e nie, to stare takie”. Dlaczego nie potrafimy uśmiechnąć się i wziąć miłych słów za dobrą monetę na spokojnie, bez tej paniki, o której sądzimy, że jest niewidoczna.

 

Utarło się u nas, ze jak ktoś krytykuje, znaczy że bystry. Nic nigdy nie jest dostatecznie dobre, żeby to pochwalić: droga zawsze dziurawa, pogoda zawsze do dupy, zupa zawsze za słona. Czasami gdy przysłuchuję się ludziom, mam wrażenie, że w przestrzeni publicznej obowiązują jakiś podatek od zadowolenia, o którym nie słyszałam. Cedzimy wyrazy zadowolenia, jakby za każdy trzeba było płacić.

 

Ten przymus krytyki jest w nas, wdrukowana tak głęboko, że nawet dzisiaj i nawet z perspektywy całej pracy, którą nad sobą wykonałam łapię się na tym, że moje oko w pierwszej kolejności szuka wad. Jak taka jesteś ładna, to musisz mieć chociaż jednego krzywego zęba. Znasz to? A z drugiej strony – czy to nie jest ciekawe, kiedy przyjdziesz na spotkanie z zieleniną w zębach, nikt się nie zająknie?

 

Mam nadzieję, że się nam wreszcie polepszy. Że nie będę musiała za każdym razem dodawać “ale serio, to nie ironia”. Marzy mi się, pośród wielu rzeczy, że to przepracujemy i będziemy dawać inny przykład otaczającym nas ludziom. Dziś już nie ma świętych i skromne skubanie rąbka spódniczki, gdy ktoś nam mówi, że spektakularnie dałyśmy radę to naprawdę nie jest złoty kluczyk do królestwa niebieskiego. Biblijne rozumienie skromności lekko się przeterminowało i zrozummy, że nie ma nic złego w świadomości własnej wartości.

 

Syreny, dajcie się komplementować!

_____________________________

Photo by Eneida Hoti on Unsplash

13 komentarzy do “Dlaczego ciągle spotykam kobiety, którym muszę tłumaczyć komplementy?13 min. czytania

  1. no ale Tobie też chyba kiepsko idzie odbieranie komplementów 😉 bo jak np ktoś Cię zaczepia i mówi że lubi Twój blog, to w lekką panikę wpadasz 😉
    ja też z tych co to komplementy sypią! bo czemu nie? wszystko co się nam podoba, na komplementy zasługuje. I też po cichu liczę, że coraz lepiej będzie nam szło z dawaniem i przyjmowaniem prawdziwych, miłych słówek!
    pozdrawiam i spokojnego weekendu życzę

  2. Dlaczego nie potrafimy przyjmowac komplementow?Bo jako kobiety jestesmy bardzo niepewne siebie i od dziecinstwa przyzwyczajone do krytyki.Bo czesc komplementow- szczegonie tych od panow sa mocno interesowen i takie czasem fe wazeliniaste.Slyszac komplement czesto sie wtedy zastanawiam czego ode mnie chcesz czlowieku.Dlatego lubie mowic komplementy osobom, od ktorych niczego nie chce.Zawsze rozczulaja mnie reakcje starszych pan, ktorym tych komplementow juz nikt nie mowi – sa tak zdziwione i tak wdzieczne, ze jeszcze ktos je zauwaza i traktuje jak kobiety….

  3. Mieliśmy na studiach takie ćwiczenie, że komplementowało się drugą osobę, osoba miała podziękować, a później rozmawialiśmy o tym, jak się z tym czuliśmy. Wyszły całkiem niewesołe rzeczy.

    Kiedy chłopak komplementował dziewczynę, częstą reakcją dziewczyny było poczucie zagrożenia “O rany, będzie się podwalał/Na co on mi się gapi/Niech już przestanie”.
    Kiedy dziewczyna komplementowała chłopaka, wielu czuło się niemęsko, głupio, dziwnie.
    W parach kobiecych pierwszą reakcją było właśnie “Czy ona się wyśmiewa?” albo potrzeba zbycia komplementu, żeby nie wyjść na zarozumiałą i próżną.
    Faceci mówili sobie “Zajebisty pasek” – i było im obu świetnie.

    Pamiętam, że na tekst koleżanki “Masz śliczną kieckę” odpowiedziałam “Dzięki, też mi się strasznie podoba”. Później w rekapitulacji wyszło, że koleżankę zatkało. Że pomyślała w pierwszym “Rany boskie, co za zarozumiały pustak!”

    Mam wrażenie, że to taki społeczny rytuał. Komplement nie jest odbierany jako czysty komplement, jest “stosowny” sposób reagowania i odejście od niego jest przez wielu odbierane, wręcz na podświadomym poziomie, jako nietakt.
    Coś jak dwa pokolenia wstecz było certolenie się z “A może jeszcze jedno ciasteczko?”, gdzie należało odmówić i dać się namawiać. Inaczej się wychodziło na zachłannego żarłoka.

    Nie twierdzę, że tak jest zawsze, bez wyjątku. Ale jest to piekielnie częste. Komplement to narzędzie kontroli.

  4. Między innymi dlatego twierdzę, że skromność to wada. Moja babcia chwaliła mnie regularnie i powtarzała “lepiej żeby była zarozumiała, niż miała kompleksy”. Kilkanaście lat później wreszcie dotarło 😉
    Sama zdecydowanie wolę zarozumiałych ludzi, jeśli już w którąś stronę muszą się wychylać, bo nie ma strachu, że się ich zrani i sprawi przykrość.

    Wiadomo, nie należy przeceniać w sobie rzeczy, od których zależy nasze życie, zdrowie itp. Nie, nie przeskoczę tej rozpadliny. Ale rzeczy subiektywne i nieszkodliwe, typu uroda? Ależ tak, głaszczmy się po głowie, pielęgnujmy samozachwyt i promieniujmy nim na zewnątrz. Inni to odbierają i przyjmują – bo komu chciałoby się samodzielnie myśleć, jak ma na tacy podane – skoro zachowuje się jak piękność, to pewnie jest pięknością 😉

    1. Co za wywrotowa super-babcia!
      Gdyby każdy miał taką, nasz świat wyglądałby zupełnie inaczej.

      I zgadzam się totalnie, tak Cię odbiorą ludzie, jak się im podasz. Jestem tego doskonałym dowodem, bo znakomitą część życia podawałam się jako jednostka przebojowa, choć w środku pielęgnowałam introwertyczkę. Nikt się nie połapał 😉

  5. Bardzo mi się podoba to, co napisałaś o przymusie krytykowania. Są ludzie, dla których narzekanie i wytykanie wszystkiemu i wszystkim wad jest stylem życia. Zachowują się tak, jakby uważali, że nie wypada niczym się cieszyć ani niczego chwalić, bo to świadczy o głupocie i złym guście – człowiek wyrafinowany i na poziomie nigdy z niczego nie jest zadowolony, tak wysokie ma wymagania! Obserwuję wśród nich specjalny gatunek zwany malkontentem soszalmediowym (to nie dokładnie to samo, co hejter, ale w sumie blisko), który przez całe swoje życie nie wyprodukuje ani jednego pozytywnego komentarza, a jeśli w ogóle się odzywa, to jest to „nie podoba mi się”, „co za beznadzieja”, „ale paskudztwo” itp. Z jednej strony współczuję, z drugiej język mnie świerzbi, by zripostować „sam jesteś to, co powiedziałeś” 🙂

  6. “Ironia to jest taki trochę sposób, żeby sprawić wrażenie inteligentniejszego, niż się jest naprawdę bez używania trudnych słów” – słodki jeżu w buraczkach, TAK BARDZO TAK.
    Na domiar złego bardzo często posługują się nią różne męczące buce. A potem jest: “nie zrozumiałaś mego Wysublimowania!”

  7. Ja bardzo lubię komplementować inne dziewczyny i staram się robić to jak najczęściej… Spotykam się zawsze ze sporym zdziwieniem, ale też z nieukrywaną radością- chyba wszystkie mamy problem, zbiorowo, z naszym poczuciem wartości i samooceną. Za mało słyszymy bezinteresownie miłych słów. Za mało same je sobie mówimy. Dlatego zaczynam od siebie i szerzę takie słowa, gdzie tylko mogę! 😉 Ironii bez dowcipu nie lubię, bo nie lubię nieliczenia się z uczuciami i wrażliwością innych. Dlatego chyba najbardziej cenię autoironię. 🙂 P.S. Naprawdę świetny, mądry tekst, dziękuję! 🙂

  8. Hej,
    Myślę sobie, że od dzieciństwa wklepuje się nam złe, negatywne komunikaty. Pamiętam jak matka mi powtarzała że mam za krótkie nogi, małe oczy, marne włosy, garbię się, mam platfusa i krzywe zęby. Potem doszło że jestem za gruba, choć mamusia umówmy się, była jedną z osób które nie powinny komentować negatywnie nadwagi.
    Oczywiście w sferze charakteru było że jestem leniwym gamoniem, który do niczego nie dojdzie, bo nawet do szkoły fryzjerskiej się nie nadaje, beztalencie i dno. Oczywiście mój gust odzieżowy był koszmarny, dziecko, ubierasz się w łachmany i jesteś bezguściem.
    Potem, po latach powiedziała że liczyła że “będę się bardziej starać”.
    Sporo czasu mi zajęło dojście do wniosku że nie jestem potworem, którym straszy się dzieci.
    Jak łatwo się domyślić komplementy przyjmowałam raczej nieufnie, nie wierzyłam w szczere intencje, nie mówiąc o tym że reakcja “dziękuję, cieszę się że ci się podoba” też była flekowana, bo panienka musi być skromna.
    Wisienką na czubku byli obleśni kolesie i ich śliskie i namolne podrywy.
    Dopiero od niedawna zaczęłam mówić ludziom miłe rzeczy, cieszyć się z bezinteresownych komplementów, bo to jest fajne.

  9. Pingback: Piąteczka! #12 – Żegnaj, kokonie bezpieczeństwa

  10. Byłam kiedyś sama osobą, która reagowała na komplementy zakłopotaniem i podejrzliwością, powód był prosty – galopujące zakompleksienie. Brak wiary we własną atrakcyjność, kompulsywne zaprzeczanie miłym słowom – bo przecież wiem, jaka jestem beznadziejna, ktoś kto mnie komplementuje jest albo nieszczery, albo stuknięty. Dopiero z wiekiem nauczyłam się odpuszczać, akceptować to, co mi się w sobie nie podoba, zaprzyjaźnić się z wadami, dostrzegać i wierzyć we własne zalety. Skutek był taki, że zaczęłam reagować pozytywnie na komplementy. Nadal są dla mnie lekko zawstydzające, ale cieszą mnie i od razu wywołują szeroki uśmiech na twarzy. Polskie dziewczyny mają za wiele kompleksów, za mało wiary w siebie. Mieszkałam przez rok we Włoszech – tam kobiety są zupełnie inne, wesołe, pewne siebie, podchodzące z dystansem do swoich wad i w pełni świadome swoich zalet.
    Pozdrawiam serdecznie, dziewczyny 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.