pochwała wygodnictwa
To nie był dla mnie łatwy tydzień. Szpital w rodzinie, stres związany z kolejną zmianą pracy, koniec miesiąca, hormonalny rollercoaster, złe wieści płynące z różnych stron i mało, o wiele za mało czasu na odpoczynek. Wszystko to odrobinę mnie przygnębiło. Przez większą część tygodnia czułam się Atlasem, zaproszonym do zabawy w dźwiganie świata wbrew własnej woli. Wiem, wiem, trudno mnie – przy całej energii, która emituję w kosmos – podejrzewać o takie stany, ale zdarza się, że i mnie przygniecie. Pora coś zmienić.
Zwykle nie trwa to długo, bo wiecie, jestem nieziemsko wygodnicka. Jak mnie coś uwiera w tyłek, to albo to usuwam, albo się przesiadam. Zauważyłam, że większość ludzi ma odwrotnie. Im coś im bardziej przeszkadza, tym mocniej na tym siadają i jęczą jeszcze głośniej, że im źle. I o tym sobie dzisiaj pogadamy.
Truizm – mówi się że narzekanie to nasz polski sport narodowy. Zawsze się coś znajdzie. Brak kasy, polityka i służba zdrowia zawsze stoją w pogotowiu, jeśli chciałoby się ponarzekać a niespecjalnie jest na co. Żarcik taki, przecież zawsze jest na co narzekać, co nie? Nigdy nie jest tak pięknie, jak sobie wymarzyłyśmy. Bo w zasadzie… wiemy co sobie wymarzyłyśmy? Za czym tak tęsknimy?
Wśród swoich wszystkich życiowych umiejętności za najcenniejszą uważam umiejętność organizowania sobie rzeczywistości tak, żeby było mi lepiej. Cały czas się tego uczę. Szlifuję swoją czujność. Piszecie mi dosyć często, że podziwiacie moją odwagę i pomyślałam sobie, że chciałabym dać Wam zajrzeć za kulisy. Pokazać od kuchni jak wygląda moja praca nad sobą. Nie mówię, że to najlepsze istniejące podejście. Nie mam monopolu na życiowy rozsądek. Wiem tylko, że w moim przypadku działa. A się sprawdza u mnie, to może sprawdzi się i u Was? Może przesunie Was o oczko w kierunku życiowego zen.
Odkąd pamiętam mam na telefonie zapisany taki jeden obrazek. Żadnych fajerwerków, żółte tło i dwa zdania. Jeśli nie podoba Ci się tam, gdzie jesteś, zmień to. Nie jesteś pieprzonym drzewem.
O tym, co znaczą dla mnie te słowa napisałam Wam poniżej. W kilku dłuższych zdaniach.
1 Nie da się kontrolować życia
Dziesięć lat temu byłam przekonana, że wiem, jak będzie wyglądało moje życie. Miałam to wszystko zaplanowane. Studia, mieszkanie, dzieci, pracę. Wiedziałam wszystko. Miałam chłopaka, który był taki sam jak i tkwiłam w przekonaniu, że wiem wszystko. To samo wszystko, które rozmaśliło się w jedną noc jak świeżutki manikiur. Poszłooo! Chłopak powiedział, że jestem pojebana kilkanaście dni po tym jak wyleciałam z bardzo dobrej pracy. Musiałam zjechać z autostrady najbliższym dostępnym zjazdem.
Sytuacja nie przedstawiała się różowo. Byłam spanikowana, spłukana i inne przymiotniki na S. Bez grosza przy duszy, z koniem na utrzymaniu, stałam twarzą w twarz z faktem, że nie mam żadnej poduszki finansowej, a muszę wynająć mieszkanie. I znaleźć pracę. Ale to już. Bo na gotowane ziemniaki na następny tydzień mogło nie wystarczyć, mimo że pomagali mi wtedy rodzice.
I wiecie co? Znalazłam. Płatną połowę tego co miałam w poprzedniej. Nie było wyjścia, bo przez trzy miesiące bezrobocia wymaxowałam dwie karty kredytowe. Najlepsze jest to, że to była naprawdę doskonała okazja. Przebrana za pracę na szeregowym stanowisku z ogromną odpowiedzialnością. Wzięcie tej roboty skierowało moją karierę na tor, który w tamtym momencie był nie do przewidzenia. Znalazłam się we właściwym miejscu, o właściwej porze, a wszystko to odbyło się zupełnie poza moją kontrolą.
Możesz i powinnaś podejmować decyzje i akcje, które mają Cię zaprowadzić do celu, ale ich wynik – czy nam się podoba czy nie – nie do końca zależy od nas. Zaczęłam szukać pracy i zdecydowałam, że wezmę akurat tę. Ten mały margines, który nie zależy od nas, potrafi wygenerować niezłą woltę. Ja nie sądziłam, że moje życie ulegnie tak dużej zmianie i zamiast siedzieć do dziś w sklepie, w efekcie swoich poczynań i zbiegów okoliczności, zostanę rozchwytywanym specjalistą.
Nie przewidzisz tego, co się może wydarzyć, ale to Ty decydujesz o tym, jak w danej sytuacji zareagujesz. Pamiętaj o tym.
2 Nadaj kształt swoim wyobrażeniom
Wiesz jak chciałabyś, żeby wyglądało twoje życie? Potrafisz sobie wyobrazić swój idealny dzień? Wiesz dobrze z kim i gdzie chcesz sie znajdować? Umiesz zobaczyć oczyma wyobraźni swój sukces? Nie? Trzeba nad tym popracować, wrócimy do tego. Jeśli potrafisz – winszuję! Całkiem poważnie i ze szczerego serca gratuluję Ci, że wiesz, czego chcesz. To nie takie łatwe jak mogłoby się zdawać. Sama często gubię się w codzienności. Grzęznę pomiędzy rachunkami, a zaległą wizytą u fryzjera i muszę wtedy wyjść na moment z siebie, żeby znów zobaczyć swoje życie w odpowiedniej perspektywie. Im jestem starsza i im więcej dorosłych zobowiązań wypełnia mój hispterski kalendarzyk, tym częściej muszę to robić. To jak z chodzeniem na szpilkach bo metalowej kratownicy – im gęściej, tym łatwiej utknąć.
Jeśli widzisz swoje marzenia i umiesz je obracać w myślach, pchać w kierunku rożnych scenariuszy to znak, że pora nadać im realny kształt. Wyartykułować, zapisać albo narysować i przestać się ich wstydzić. Mnie to bardzo pomaga- zwykłe zapisanie marzenia na kartce sprawia, że przestaje to marzenie być myślowym konstruktem, a staje się czymś fizycznym. Może w tej chwili jest to tylko bohomaz na serwetce, ale stąd już tylko krok, żeby zaraz pod nim wypisać wszystko, co mogłoby Cię do niego przybliżyć.
O wiele łatwiej się idzie, jeśli wiesz, dokąd zmierzasz.
3 Nie rób w konia samej siebie
Jestem pewna, że w tym jednym nie różnimy się od siebie ani o jotę – mamy tendencję do okłamywania samych siebie. Na przykład do udawania, że jest dostatecznie dobrze, kiedy należałoby spakowac mandżur i iść poszukać sobie nowego miejsca. Potrafimy latami męczyć się z facetem, bez którego dostałybyśmy skrzydeł. Wykonywać nużącą pracę, w której codziennie pytamy siebie co ja robię tuuuu i udawać przy tym, że przecież to nie nasza wina, że życie tak się ułożyło. Nie, Syreno Kochana, przypadki, w których nie da się zrobić absolutnie nic to ekstremalnie rzadkie scenariusze. Zwykle całe nasze “nie mogę” zasadza się na strachu, że nam się nie uda. Siedzieć na pinezce i jojczyć, że w tyłek kłuje czy podnieść się i ryzykując wywrotkę poprawić swoje położenie? Czasami taka zmiana wydaje się niemożliwa, rozumiem. Wyprowadzka, rozstanie czy zmiana pracy to naprawdę poważne przedsięwzięcia i decyzji o nich nikt nie powinien podejmować pochopnie.
Nie jesteś drzewem i jeśli jest Ci źle, to nie ściemniaj samej sobie, że nie masz na to wpływu, tylko wróć do punktu drugiego. Zastanów się, czego chcesz. I z czego wynika to, że Ci źle. Bo może jednak to, że nigdy nie wychodzicie razem to nie jest wyłączna wina twojego faceta i to twoja wiecznie skwaszona mina odbiera mu rezon? W poprzedniej pracy bardzo długo tkwiłam w impasie, bo zwyczajnie bałam się iść i poprosić o podwyżkę. Wiąże się z tym śmieszna historia, która przy okazji ładnie podkreśli, że dzisiejszy wpis to nie są uniwersalne mądrości Koeljo na każdy dzień roku.
Otóż w końcu, po wielu miesiącach frustracji, zebrałam całą swoją odwagę, przygotowałam się do rozmowy rozpisując na karteczce wszystkie swoje argumenty. Wystroiłam się i poszłam. I wróciłam z niczym. Znaczy dostałam awans, owszem, ale za zero złotych. Tak sie czasami w życiu zdarza, bo nie zawsze jest tak, że wszechświat potajemnie nam sprzyja. Dorosły człowiek czasami odbija się od ściany i nie ma w tym stanie rzeczy nic nadzwyczajnego. Wcześniej tylko mnie gniotło w tyłek, po tym na dodatek dostałam z liścia. Się. Zdarza. Zamiast kopać się z koniem, zainwestowałam swoją energię w szukanie wyjścia. W szukanie nowej pracy.
4 Bój się zmienić i zrób to
To najlepsza definicja słowa odważna, jaką znam. Bardzo często się boję. Znajomi i nieznajomi nazywają mnie przebojową i odważną, ale tylko ja wiem, jaką ilością lęku jestem podszyta. Wiem, że strach będzie mi towarzyszył całe życie. Czasem jest taki mały, że o nim zapominam. Czasami jest taki wielki, że gdy jak ten ptaszek czyszczę mu zęby, to mam wrażenie, że zaraz się na mnie zamknie ten zębaty pysk i koniec balu, panno Lalu. Zmiany zawsze wiążą się z lękiem. Zawsze możesz się odbić od ściany. Sęk w tym, żeby się nie godzić z sytuacją, w której jest Ci źle i nie przyzwyczajać do marudzenia. Skręca mnie za każdym razem, gdy trafiam między ludzi, którzy li i jedynie marudzą. Z takiej energii nigdy nie wykluwa się nic dobrego, bo choćby nie wiem jak genialne były pomysły – zawsze trafiają do kosza jeszcze zanim zdążą się wykrystalizować.
Ok, ok, to nie jest tak, że ja nigdy nie jęczę. Czasami trzeba się ojojać, bo wiadomo powszechnie, że ojojane boli mniej. Muszę się pilnować, bo jeśli znacznie częściej marudzę, niż się cieszę, to znak, że pora coś zmienić. Przestać ignorować to czerwone światło i zrobić coś dobrego dla siebie.
W życiu trzeba być trochę Hatifnatem
Wydaje mi się, że sztuka dobrego życia polega na sprawnym zarządzaniu energią, naszymi emocjami. Możemy się spalać, a możemy zapisać sobie w kalendarzu jeśli nie podoba Ci się tam, gdzie teraz jesteś – zmień to! Nie jesteś drzewem! Ja tak zrobiłam. Po to, żeby nadać temu zdaniu realny kształt i to zrobiło robotę. Pamiętam o tym i przerzucam klocki, aż ułoży mi się z nich ten obrazek, który noszę w głowie. Życie nie zmienia się od pobożnych życzeń i siedzenia na tyłku. Można przegapić życiową okazję. Można ukręcić bat z piasku. Można też w nieskończoność lamentować nad złym i okrutnym losem. Wszystko można.
Cokolwiek to jest, to co kłuje Cię w tyłek, prawdopodobnie tylko Ty możesz coś z tym zrobić. Pisałam o pracy i związkach, ale równie dobrze może to być nadwaga, z którą żyjemy.
Możemy albo narzekać, że jesteśmy grube i brzydkie,
albo się zawziąć i schudnąć,
albo pokochać siebie w takim kształcie i formie, jakie akurat mamy.
Zawsze mamy wybór.
O ile, oczywiście, naprawdę chcemy coś zmienić.
Brakuje mi w tym artykule konfrontacji z prawdziwymi problemami, których nie da się zmienić. Np. z przewlekłą chorobą stale utrudniającą życie.
Zresztą wizja “pokochać siebie w takim kształcie i formie, jakie akurat mamy” też nie wydaje mi się łatwo dostępna i zależna od siły woli 🙁
Magdaleno, założenie bloga jest takie, że piszę o rzeczach, na których się znam. Nie jestem chora, i uważam, że wymądrzanie się na ten temat w stylu Pawlikowskiej przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Nie czuję się kompetentna, żeby się do takich konfrontacji przymierzać.
A mnie się kurde bardzo podobało 🙂
Czasem trzeba potrenować myslenie o sobie dobrze. Nie wiem, czy pozwolisz, ale zamiesciłam w sieci filmic z prostymi ćwiczeniami jak wzmocnić samoocenę: