fbpx
Przejdź do treści
Strona główna » fatfacts » 7 powodów, dla których nie opublikuję Twojego komentarza

7 powodów, dla których nie opublikuję Twojego komentarza

Ten tekst napisałam dzięki osobie, której – zgodnie z jej przekonaniami – komentarza nie opublikowałam. Długo sobie leżał na dysku, bo potem pomyślałam sobie, że po co. Potrzebę gadania o tym rozbudzają we mnie najazdy jadowitych komentatorów – jak ten, którego doświadczam teraz w związku z publikacją w Wysokich Obcasach. Często nie publikuję komentarzy na blogu i usuwam (wraz z banem) komentarze w mediach społecznościowych. Można to nazywać szkodliwą cenzurą, tworzeniem koła wzajemnej adoracji, tworzeniem „dziwnego sacrum” albo jak tam sobie chcesz. Ja nazywam to tworzeniem bezpiecznej przestrzeni.

Mój blog to jedyne takie miejsce w internecie, gdzie w całości mam wpływ na poziom dyskusji. Jestem tu karczochem na bramce, marchewką interakcji międzyludzkich i kalafiorem oceny. Gdyby akurat nie chciało Ci się przeglądać komentarzy pod wszystkimi postami, to powiem Ci – i musisz za swoje lenistwo zapłacić wierzeniem mi na słowo – że zdarza mi się, wbrew pozorom, publikować również komentarze polemiczne. Ale tylko takie, które spełniają kryteria kulturalnej niezgody.

1. Nie mów do mnie „słonko”, misiu

W komentarzu, od którego zaczął się ten post, osoba komentująca zwróciła się do mnie per „słonko” i to wcale nie chodzi o to, że mam problem, kiedy ktoś mnie wyzywa od ciał niebieskich. Chodzi o to, że mówienie do OBCYCH!!! kobiet w internecie w taki protekcjonalny sposób jest po 1) chujowe, po 2) sooo 2019, po 3) trzeba się liczyć z tym – a może wręcz warto a priori zakładać – że się owo „słoneczko” może wkurwić.

Słonko, słoneczko, misiu, dziewczynko. Nie. No kurwa, no po prostu nie. Tych komentarzy jest naprawdę sporo, szczególnie w tym zakresie wyróżniają się kobiety, które w ten sposób odnoszą się do innych kobiet. Jeśli piekło istnieje, to z pewnością ma cały osobny kocioł dla takich osób. 

To jest zwyczajny brak szacunku, ubrany w pogardliwy uśmieszek. A pogarda ma to do siebie, że nie przyszła tutaj rozmawiać. Przyszła gardzić. 

2. Halo policja, proszę przyjechać do tej literówki!!!

Tak, pojęcia nie macie, jak dużo jest komentarzy zostawionych tylko po to, żeby utrzeć mi nosa, bo ZROBIŁAM LITERÓWKĘ !!!!11oneone! Albo, nie daj borze szumiący, potknęłam się gramatycznie o własny język. Och, jaki to jest raj i ekstaza, napisać mi, że się pomyliłam.

No więc przykro mi stwierdzić, ale mylę się dosyć często. Przy blogu pracuję sama, nie ma tutaj dodatkowej instancji w postaci korektora. Co więcej, zdarza się, że teksty w całości powstają na telefonie, bo bywa, że piszę w podróży, na kiblu lub w wannie. To jest blog, proszę jaśnie językowej policji, nie XXCLV wydanie poprawione słownika języka polskiego. Zresztą i do takich zdarzały się erraty. Nie dosyć, że mylę się często, to jeszcze z ręką na sercu mogę Wam obiecać, że mylić się nie przestanę, bo po prostu jestem tym typem osoby, która leczy się z chorobliwego perfekcjonizmu właśnie tym, że czasami mówi „zrobione” zanim to trzy razy sprawdzi.

Poza wszystkim uważam, że jeśli dla kogoś kilka literówkik jest na czytelniczej wadze cięższe niż treść tego co piszę, to naprawdę nikt tu nie nosi obrączki.

3. No pyszny ten obiad, ale nie wytarłaś kurzu z ostatniej półki 

To jest taka trochę kategoria łącząca się z poprzednią. Polega na tym, że trzeba sobie w komentarzu wybrać coś kompletnie nie znaczącego z punktu widzenia sedna tekstu i walnąć na ten temat dysertację naukową, najlepiej spuentowaną, że może jak nie wiesz czy tam powinna być spacja czy nie, to lepiej sobie daruj używanie słów obcego pochodzenia i pisz tylko po polsku. True story, czyli jak powinnam napisać korzystając z rady – prawdziwa historia.

Spacja to tylko jeden przykład, bo w tej kategorii mieści się też uporczywa niechęć do zrozumienia, że niektóre z występujących w języku polskim słów czy zjawisk mają więcej niż jedno znaczenia, a już zdecydowana większość ma więcej niż jeden kontekst. W tej kategorii wygrywa zwrot „przywilej”, którego prawdziwe znaczenie* próbowano mi wytłumaczyć w przeszło setce komentarzy po tym, jak tekst o odchudzonej Adele wyskoczył na wykopie.

W tej kategorii mieszczą się też osoby, które komentują ludziom, że nie mogą patrzeć na ich suche końcówki / bluzkę w paski / krzywy zgryz.

* no nie mogłam zrozumieć prawdziwego znaczenia tego słowa, bo przecież pisząc tekst w XXI wieku wśród rewolucji obyczajowej NIGDY W ŻYCIU bym nie pomyślała, że istnieje ogromna grupa ludzi, dla których rozumienie słowa “przywilej” zatrzymało się na etapie licealnych lekcji historii i nigdy nie wyszło poza liberum veto.

4. Kącik porad wszelakich

Tutaj, z uwagi na specyfikę bloga, mamy głównie komentarze zawierające w sobie elementy porad dietetyczno – fitnesowych, nierzadko okraszonych wizją rychłej śmierci, jeśli „nie ugnę się i nie wezmę za siebie zamiast ludziom wmawiać, że otyłość jest zdrowa” (tak, to cytat). Nie uginam się ani wobec porad, ani nawet wobec osób, które tak bardzo przejmują się moim losem, że koniecznie muszą mi doradzać w komentarzach na moim własnym blogu.

Ta kategoria zawiera również porady psychologiczne, dotyczące tego, że zajmuję się wyszukiwaniem i rozdmuchiwaniem nienawiści oraz namawianiem do ślepej akceptacji. Piszący je internetowi terapeuci po prostu widzą mnie taką, jaką jestem i bardzo chcą mi pomóc, często radząc, żebym zamknęła tego bloga i zamiast szkodzić ludziom i promować otyłość, zajęła się czymś produktywnym. Najlepiej odchudzaniem.

5. Inwektywy *ostrzeżenie o treści – wyzwiska, mowa nienawiści*

Wieloryb, waleń, ulaniec, grubas, świnia, gruby wieprz, obleśny grubas, spaślak, tłuścioch, zakompleksiona p*da. To tylko kilka wariantów zostawianych w komentarzach, których nie publikuję. Nie robię tego i nigdy nie będę robiła. Przeczytałam gdzieś kiedyś, że z emocjami i opiniami innych ludzi jest jak z prezentami. Że nie muszę ich przyjmować i wtedy nie staję się automatycznie ich adresatką. Czy to, że ktoś musi w internecie utrwalać przemocowe wzorce, pisać innym ludziom obraźliwe rzeczy o ich wyglądzie, no czy to jest w jakikolwiek sposób moja wina? Czy to mówi coś o mnie, czy może jednak więcej o osobie, która zadaje sobie niemało trudu tylko po to, żeby oblać mnie tą smołą?

Nie biorę tego od nich, niech wypierdalają.

6. Pseudointeligentne pseudopolemiki

To ten typ komentarzy, których twórcom wydaje się, że są niebywale oryginalni i swoją błyskotliwością pokażą mi, gdzie moje miejsce. No więc niestety muszę ich rozczarować – po pięciu latach czytania tych wypocin naprawdę niewiele mnie zaskakuje intelektualnie. To są te same chwyty retoryczne, które 15 lat temu ćwiczyli na mnie koledzy z forów erpegowych. Ziewam serdecznie na wykręcanie kota ogonem, argumenty ad personam i łapanie za słówka. 

Nie potrzebuję wygrywać tych potyczek. Sorry, ale wolę ten czas przeznaczyć na dyskusję z osobami, dla których ciałopozytywność i grubancypacja są ważne. Wolę się angażować w aktywności, które mnie rozwijają, a od przepychanek na słowa z cwaniaczkami prostują mi się zwoje. 

7. “Aha, to na tym polega ta dyskusja, że jak się z Tobą ktoś nie zgadza, to rozdajesz bany?” 

Tak. Na tym polega wolność wyboru tego, co będzie się działo w miejscach, które tworzę w internecie. Kiedy zaczynałam tworzyć w internecie, miałam w sobie naiwne przekonanie, że powinnam dyskutować ze wszystkimi. Przekonywać nieprzekonanych, zawracać zagubione owieczki ku prawdzie. Ze dwa najazdy hejterów i przeszło mi bezpowrotnie. 

Pomogła mi w tym Sonya Renee Taylor i jeden z jej lajwów o tym, że to nie jest mój obowiązek, żeby edukować ludzi, którzy nie chcą być edukowani. Udostępniam i tu, i w mediach społecznościowych dostatecznie dużo treści edukacyjnych, wystarczy po nie sięgnąć. Jeśli ktoś zamiast tego przychodzi pieprzy kocopoły o leczeniu mnie z jego podatków, a w profilu na fb ma “szlachta nie pracuje” to ja nie mam takiej osobie nic do powiedzenia.


Chciałam podsumować temat krótkim „mój dom – moje zasady”, ale pomyślałam, że jednak rozwinę myśl:

Jeśli planujesz napisać komentarz, co o którego masz podejrzenie, że i tak go nie opublikuję, TO GO PO PROSTU NIE PISZ.

Internet jest ogromny, wystarczy dla nim miejsca dla wszystkich. Tu jest akurat miejsce, które tworzę dla osób, które stać na kulturalną dyskusję i dla których pojawiające się tu treści są istotne. 

Nie publikowanie takich komentarzy to świadome i zamierzone działanie, którym mam na celu zakręcić jeden z kraników fatfobii sączącej się ciurkiem do naszych dusz i serc. To moja polityka stosunków międzyludzkich: nie podaję tego gówna dalej. A wręcz – rzadko wspominam jego istnienie, bo przecież co mogę powiedzieć o osobach, które wracają tu na bloga tylko po to, żeby “zobaczyć czym ich tym razem zaskoczę”, żeby po lekturze zostawić oburzony komentarz o tym, że jestem kosmitką. Cóż mogę powiedzieć? Na Melmac wszyscy uważają, że jestem dosyć przeciętna. 

4 komentarze do “7 powodów, dla których nie opublikuję Twojego komentarza16 min. czytania

  1. Dziękuję za takie prowadzenie profilu. Dzięki temu czuję się bezpiecznie na Towim profilu o czasem się odzywam. Jesteś Superbohaterką.

  2. Przykre jest to, że musisz się tłumaczyć z tak normalnych rzeczy. Niektóre dzbany tego po prostu nie zrozumieją i faktycznie szkoda na nich czasu.

  3. Popieram Cię sercem i wątrobą. Jakoś tak się dziwnie składa, że te same osoby, które mają zwykle dużo do powiedzenia o Świętej Wolności Wypowiedzi W Internecie – zalewają się łzami, kiedy tę szorstką wolność (a tak naprawdę chamstwo bez obsłonek) zastosować do nich.
    Nie warto z takimi ani rozmawiać, ani w ogóle pozwalać im zaistnieć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.