I can’t believe I still have to talk about this shit.
Wiecie, że w chwili obecnej mówi sie już o kilku tysiącach czynnikow wpływajacych na to, czy ktoś będzie otyły czy nie? To taka ciekawostka, którą podczas wizyty w śniadaniówce sprzedała mi Magda Gajda. Nie zgadzam się z Magdą w wielu kwestiach. Wróć. Nie zgadzam się w bardzo wielu kwestiach. Nie przeszkadza mi to zupełnie w darzeniu jej szacunkiem. I o tym chciałabym dzisiaj pogadać.
Gdyby wszyscy grubi ludzie za każdym razem, gdy dostaną pouczenie dotyczące zdrowia i tego, co powinni zrobić, żeby sobie polepszyć dostawali stówkę, wielu z nas miałoby już imponujący fundusz emerytalny. Ba, może nawet nie musiałabym już pracować i mogłabym się zajadać ptasim mleczkiem do końca swojego krótkiego życia. Krótkiego, bo wiadomo przecież, że umieram na otyość i jako obrzydliwemu tłuściochowi zostało mi góra kilka lat życia. Czemu więc nie miałabym ich spędzić właśnie w ten sposób?
Ludzki mózg potrzebuje stereotypów i uproszczeń. To takie porządkowanie rzeczywistości dla opornych. Po Żydzie nie ma co się spodziewać szczerości, w biznesie będzie Midasem. A gruby? Gruby to wiadomo. Gorzej już się nie da.
Ludzie, których spotykam każdego dnia, czynią na mój temat mnóstwo założeń.
Skoro jestem gruba to
– muszę mieć za sobą lata dręczenia w okresie szkolnym
To jest ten rodzaj szukania sensacji, który mnie zohydza. Apogeum paskudności w tym temacie stanowiło wyciąganie prywatnych historii uczestniczek programu Supermodelka Plus Size. Brrr.
Są oczywiście sytuacje, w których staram się zrozumieć pubudki pytającego. Jako osoba publicznie mówiąca o byciu plus size – ciałopozytwną, często jestem o to pytana. Rozumiem skąd bierze się to pytanie, ale naprawdę, nie każdy gruby ma traumy z dzieciństwa. Niektórzy tak jak ja dopiero później dowiedzieli się od społeczeństwa, że coś z nimi nie tak.
– muszę się aktywnie odchudzać, albo chociaż sekretnie marzyć o mniejszym ciele
No więc: mnie odchudzam się. Odkąd prowadzę bloga nie wyobrażam już sobie siebie szczupłej. Zerwałam ze scenariuszami, w których ja i moje wystające obojczyki wchodzimy na salę i wszystkim opadają szczęki. Mam za sobą wiele udanych prób zrzucenia z wagi i wiele spektakularnych epizodów efektu jojo oraz uważam, że jeśli sama o tym nie opowiadam, to prawdopodobnie nie jest to sprawa osoby, z którą właśnie rozmawiam.
Dzielę się tym z Wami, bo uważam, że to ważne czuć, że nie jest się w tym szaleństwie samotną wysepką wstrętu do siebie, ale to wcale nie oznacza, że mam ochotę każdej napotkanej osobie spowiadać się z moich perypetii. Poza tym – każda z nas ma swoją własną dietetyczną historię, która doprowadziła ją do miejsca, w którym się znajduje. Może zrzuciłaś i odzyskałaś, może wcale nie chcesz zrzucić, a może schudłaś na dobre? Każda z nas jest inna i to naprawdę nie mój interes, jeśli nie chcecie się tym dobrowolnie podzielić.
– muszę wstydzić się swojego ciała i spowijac je w całun
Jakoś tak sie przyjęło, że skoro jestem gruba, to muszę domyślnie wstydzić się każdego kawałeczka swojej skóry i to w sposób podniesiony do potęgi, której wykładnią jest ilość fałd na moim brzuchu. Muszę się chować, broń borze nie wyjść aby na plażę, żeby nie tylko nie spalić się ze wstydu, lecz również nie urągać wysublimowanemu poczuciu estetyki ludzi, którzy prawdę mówiąc, urągają mojemu. Czy to jest naprawdę tak nieprawdopodobne, że mogę się sobie per total podobać? Wraz z grubym brzuchem, pikowanymi udami, płaskim tyłkiem i małym biustem? I to lubić tak, że wypuściłam się na suchego przestwór oceanu jako modelka W BIELIŹNIE!? Szok i niedowierzanie.
Toż samo dotyczy ubrań. Skoro tułów mój obły bardziej przypomina z gabarytu manata niż śledzia to jedyne, co wedle świata powinnam nosić to worki. Och, ten punkt dotyczy i dotyka mnie szczególnie, bo wszechobecność worków to moje ponure nemezis. Łaknę kolorów i kształtów, a o nie nie jest wcale łatwo. Ludzie, LUDZIE, ja mam talię! Są takie babki plus size, które mają piękne nogi i CHCĄ nosić miniówy. Albo takie, które chcą pokazać dekolt. Nie wszystkie Syreny Lądowe chcą nosić oversajzy, na miłość!
– nie mogę mieć pojęcia o modzie, a tym bardziej o stylu
Jak wyżej – wizja mody dla tzw. puszystych pań to obraz nędzy i rozpaczy. Owszem, drgnęło w tym temacie zauważalnie, ale mam wrażenie, że przypisany nam, dużym babkom kolektywny gust (czy raczej jego brak, hie, hie), nadal tkwi głową w niemieckich katalogach z lat 90. Monochromatyczne, nudne tuniko-sukienki w obowiązkowej palecie barw: czerń-granat-chaber-zielony-bordo-czerwony. Jakby się w niczym innym nie dało dobrze wyglądać. Albo te same nudne sukienki na bazie jednego, zachowawczego kroju. Yhhh.
– nie mogę lubić ruchu fizycznego
No coś Ty, głuptasku, przecież nie ma sprawnych grubasków. Jesteśmy leniwe, ociężałe i gnuśne. Najchętnie byśmy na biurowym krześle jeździły do lodówki i spowrotem, żeby się aby nie zapocić. Tak twierdzą wszyscy – łącznie ze sklepami, które – choć często marki mają je w ofercie – nie uznają za zasadne mieć w ofercie ubrania sportowego w rozmiarach plus size. Tak twierdzą również sprzedawcy w tych sklepach i teraz uwaga, kto nigdy nie został obcesowo potraktowany w sklepie sportowym, ręka w górę.
Nie umiem policzyć, ile razy ktoś wyraził swoje zdziwienie wobec mojej kondycji czy siły. Zastanawiam się, czy osoby ze środka odzieżowej rozmiarówki też się z tym spotykają.
– nie mam pojęcia jak powinnam się odżywiać i nie znam swojego ciała
Ten temat to prawdziwy evegreen i płyta nie do zdarcia. Pozdrawiam środkowym palcem wszystkie osoby żywo zainteresowane tym, co jadam, jak jadam i gdzie jadam. Choćbym i jadła codziennie w maku – nie twój interes, Troskliwy Obcy.
Nieproszone porady robią więcej szkody niż pożytku. Większość z nich to szkodliwe mity, nie mające odzwierciedlenia w realnym zapotrzebowaniu Syren Lądowych. No ale wiem, rozumiem, ciężko się powstrzymać, żeby grubej babie nie powiedzieć, żeby się zabrała za dietę m.ż., chińskie proszki na odchudzanie, detoks na syropie klonowym czy inny Dukan. Wiadomo przecież, że co grube to jak dziecko we mgle. Żeby nie napisać, że głupie.
*
Wkurza mnie, że nasze polskie na-szystkim-się-znawstwo dotyka i nas.
Że codziennie ktoś zagląda nam w talerze i tyłki, że pierwszy lepszy przechodzień w naszym życiu czuje się w mocy doradzać nam w każdej kwestii. Nic nie jest święte. Samozwańczy kołczowie otaczają nas z każdejs trony, gotowi trenować i tresować, bo przecież to jest nieprawdopodobne, że będąc grubym można satysfakcjonująco żyć.
Drodzy krewni i znajomi Syren Lądowych – nie traktujcie nas, wszystkich grubasów jako bezkształtnej plątaniny obłych ciał i fałd. Nie jesteśmy szarą masą dążącą jedną drogą z tego samego punktu A, do tego samego punktu B.
Znacie jedną, a dalipan, niech będzie że i 10 babek plus size? Fajnie! Ale to nie znaczy, że znacie wszystkich grubych ludzi. Coś takiego jak Kolektywna Świadomość Grubych Ludzi nie istnieje. Poważnie.
Oczywiście, współdzielimy szereg doświadczeń,
co nie oznacza, że nie czujemy się w nich wyobcowane. To, że ktoś zmaga się ze swoimi kompleksami nie znaczy wcale, że ja muszę mieć takie same. Jednym z nas służy 5 małych posiłków dziennie, innym dwa do syta. Jeden uwielbia się ruszać, drugi nie robi tego bo się wstydzi, a innego nie zedrzesz z kanapy choćby nowiutkim John Deerem. Ludzie są różni i pamiętajmy, że ten truizm odnosi się także do ludzi plus size.
Więc Syreny moje Lądowe, zapamiętajcie sobie, że Wasze życie to przestrzeń DLA WAS. Wam ma być wygodnie w wielki tyłek, nie koleżankom, ciociom i sąsiadkom. Wam! Nie dajcie się rozjeżdżać wałkiem pseudożyczliwości i wychodźcie grzecznie a stanowczo z niewygodnych sytuacji. Ja też bałam się reagować i udawałam, że puszczam mimo uszu róne przytyki. Teraz – w granicach zdrowego rozsądku, bo wiadomo, że czasami nie ma się co z koniem kopać – próbuję. Staję w swojej obronie:
Odkąd namiętnie nosze turban, który podarowała mi Gracja, regularnie znajduję się w sytuacji,w której ludzie czują, że muszą skomentować mój wygląd i modowe wybory. Gdy szefowa zapytała mnie czy mam zapalenie uszu, zapytałam “nie, dlaczego?”. Zgadnijcie, kto miał głupszą minę. Albo gdy znajomy na mój widok powiedział “Allah Akbar?”. Skoro nie ma nic złego w zwróceniu komuś uwagi, że nakrycie głowy nie jest czynnikiem usprawiedliwiającym gówniane i -sistowskie* (wybierz dowolny) żarciki, to czemu mam się wstydzić, gdy ktoś komentuje mnie w ogóle.
Mamy prawo do obrony swojej indywidualności.
POZOSTAŁE WPISY Z CYKLU:
A jak aktywnośc fizyczna – TUTAJ
B jak brak akceptacji – TUTAJ
C jak choroby – TUTAJ
D jak dyskryminacja – TUTAJ
E jak empatia – TUTAJ
F jak fałdy– TUTAJ
G jak gapią się! – TUTAJ
H jak heheszki – TUTAJ
I jak indywidualność – TUTAJ