Wiecie co jest jednym z najczęściej powtarzanych argumentów stojących za brakiem podaży rajsko kolorowych ubrań plus size? NA TO NIE BĘDZIE KLIENTKI. Żywo mnie to interesuje, bo w końcu jestem kobietą plus size, a do tego mam wyraźne zamiłowanie do rajskoptakowości, wzorów, kolorów i szeroko pojętej ekstazy tekstylnej. No i – co najważniejsze – głęboko wierzę, że dziewczyny plus size też mogą mieć dobry gust.
Od jakiegoś czasu daję upust swojemu zacięciu antropologicznemu i obserwuję co tak właściwie kupują te mityczne klientki plus size, które nie bywają w sklepach stacjonarnych. To znaczy jasne, sama jestem taką klientką, ale wiadomo, że próba jednoosobowa to żaden dowód.
Sekretne życie klientek plus size
Oglądam temat z bliska, uczestnicząc w życiu facebookowych grup zrzeszających w/w klientki, czyli nas. Zaznaczę, bo to ważne, że nie śledzę grup tropiących oferty tzw. cebulackie, bo uważam, że dla ludzi żerujących na pomyłkach sprzedawców jest w piekle przygotowany całkiem osobny krąg. I to z antresolą.
Przyglądam się tym grupom, bo bardzo ciekawi mnie, w którą stronę dryfują zakupowe zwyczaje kobiet plus size, w Polsce zbiorowo odżegnywanych od gustu, jeśli wyłączyć ograniczenia budżetowe i ofertowe. Mamy przecież takie realia, że niektóre z nas zwyczajnie nie mają budżetów na zakupy nierynkowe, chociaż jako samozwańcza Królowa Okazji zapewniam z ręką na sercu, że można świetne jakościowo produkty upolować w przystępnych cenach.
Wrócę do grup –
Bo wiecie co? Niespodzianka – w zakupach, które tam widzę króluje KOLOR. I wzory! Oprócz sukienek w palmy, które tego lata nosiła co piąta dziewczyna plus size, mamy w menu crop topy (!), kimona, kombinezony, spodnie z wysokim stanem, kuloty i całą masę innych fasonów, których w ofercie rodzimych marek nie sposób uświadczyć. Przypadek?
Czego na półkach nie widać
Palec do góry, kto się orientuje w cenach bielizny w największym internetowym hipermarkecie Chin. A teraz drugie pytanie – kto wie, jakie biustonosze po 3 dolary kupują tam dziewczyny? – zapytałam branżę bieliźniana, do której kierowane jest czasopismo.
Tak, tak, Wasze myśli zmierzają w dobrym kierunku, jeśli wizualizujecie beżowy koszmarek, ale to nie wszystko!
O kimonach i peniuarach już wspominałam. Na grupach widuję też satynowe koszulki i piżamy uszyte z odpowiednio dużej ilości materiału. Co z, tego, że beznadziejnej jakości, skoro chociaż do pierwszego prania można ją zakładać i nie wyglądać jak opięta celofanem parówka tuż po ugotowaniu. Takie rzeczy u nas występują z rzadka, a przecież fantazje o atłasowych kimonach noszonych dla przyjemności, uwodzą nas tak samo, jak całą resztę bieliznolubnej populacji.
Jak się można nauczyć jakości?
Ja wiem, my w kółko o tym, że klientki (to o nas!) chciałyby Sachi w beżu – to taki żarcik przywieziony z wyjątkowego spotkania z Liesl Goodman, szefową projektantów plus sajzowej marki Elomi, którą dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora miałam przyjemność poznać.
Odpowiedzialna konsumpcja leży mi na sercu. Jestem anarchistką, feministką i “ekoterrorystką”, co w praktyce oznacza, że moje zakupy rozważam także pod kątem śladu węglowego, zrównoważonej produkcji oraz żywotności towaru. Czy chciałabym, żeby więcej osób tak myślało? Oczywiście, że tak. Czy tego OCZEKUJĘ? No nie, niekoniecznie. Rozumiem polskie realia aż za dobrze i szanuję cudze decyzję.
Od dawna powtarzam jednak, że o zakupach nie powinna decydować wyłącznie cena, ale muszę wyznać, że mam z tym pewną trudność. Szczególnie odczuwalną w kontekście bielizny. Ilekroć pokazuję recenzję produktów dostępnych wyłącznie online, tyle razy spotykam się z komentarzami “ale ja nie kupię bez mierzenia”. A wtedy rozkładam ręce. Bo sklepów, gdzie dziewczyna “w naszym rozmiarze” może z marszu przymierzyć tę całą bieliznę, o której tak lubię pisać, zwyczajnie brakuje. To ważne, bo gdybym nie miała możliwości organoleptycznie przekonać się co to znaczy jakość i czym się tani stanik z Chin różni od wysokojakościowego produktu, to żadna ilość opinii z internetu by mnie do tego nie przekonała.
I owszem, pokazywanie produktów poprzez współpracę z influencerkami o różnych typach sylwetki (przecież nie tylko biuściaste klepsydry noszą bieliznę!) jest ważnym elementem marketingu, ale nie zastąpi sklepów stacjonarnych ani profesjonalnej opieki brafitterskiej. Inaczej małe mamy szanse przekonać Was, że prawdziwa wartość biustonosza to konstrukcja i komfort z niej wynikający.
I może w tych rozważaniach właśnie tkwi sekret jak przyciągnąć do sklepu klientelę plus size, która też przecież zarabia.
Że może nie ma co z zakupami w Chinach walczyć ofertą dziesięciu beżowych modeli, a właśnie postawić na dostępność tego, co trudno kupić gdzieś indziej. Czyli kolorowej bielizny, którą można przymierzyć, żeby nabiustnie poczuć różnicę?
Nie chciałybyście mieć tego luksusu, że w Waszym najbliższym sklepie możecie sobie poprzymierzać do woli wszystkie te super marki, które adresują ofertę do nas, Syren Lądowych?
Tekst ukazał się drukiem w 86 numerze magazynu Modna Bielizna, całe wydanie znajdziecie TUTAJ
Polecam Waszej uwadze wpis o uczeniu się jakości, popełniony przez naszą zaprzyjaźnioną bieliźnianą ekspertkę – Stanikomanię! KLIK
Też jestem ECOlogicznie zakręcona i wolę kupić coś co posłuży mi długo albo będzie w na tyle dobrym stanie,że będę mogła przekazać dalej. I tak, też marzę,że będę mogła wejść do salonu z bielizną i nie usłyszę “w tym rozmiarze nie mamy – możemy zamówić” Choć to dotyczy również sklepów z odzieżą. A jak się mieszka w małym mieście to jest to niestety nagminne.
A wpis Kasicy już czytałam i fakt przydałoby się coś co opisuje konstrukcje bieliźniane takie ” co w biustonoszu trzyma i jak”
Pozdrawiam i życzę udanych zakupów ( jeśli takowe planujesz😉)
O, to, to. W ogóle kiedyś zakupy z drugiej ręki uważałam za przykrą konieczność, a dzisiaj uważam to za prawdziwy sekret Kung Fu Pandy 😉
Ostatnio odwiedzałam rodziców i pomyślałam sobie, że w małym mieście byłoby by mi dużo trudniej funkcjonować, mimo że większość zakupów robię online
Dokładnie, kiedyś zakupy używanej odzieży uważałam za zło konieczne a teraz uczę córki,że to nie jest obciach. Same zauważają że mają wyjątkowe ubrania i nie zobaczą ich na innej dziewczynce. Dzięki temu “leczą” też kompleksy mamusi z czasów szkolnych 😉(większość dziewczyn miała taką samą bluzkę/koszulę cokolwiek a ja nie,bo nie było na mnie rozmiaru- nosz biust wykiełkował za szybko i za dużo)
Co do biustu,to usłyszałam “super” tekst od pani w sklepie- po co pani taki duży cyc? To odpowiedziałam,że chirurg mniejszych nie miał😀
Pozdrawiam cieplutko i czekam na więcej wpisów