Zaległa od wczoraj Czwartkowa Czwórka wjedża na salon, a w niej cztery krótkie refleksje na temat finału programu Supermodelka Plus Size.
A jeszcze nawet nie widziałam odcinka!
Nie chciałam czekać, bo czekanie nie wychodzi mi najlepiej, na bieżaco, na gorąco chciałam Wam opowiedzieć o tym, co w kontekście zakończenia programu przyszło mi do głowy:
- To przecież oczywiste, że polski plus size nie potrzebuje supermodelki! Przecież świetnie sobie radzi z siedzeniem w piwnicy.
Trzepie mnie jak czytam porozrzucane po internecie komentarze. Wzdłuż i wszerz trwa publiczna konstatacja programu, zasadności wygranej, zasadności programu w ogóle. Bardzo mnie drażni takie pólpartyzanckie fukanie, zwłaszcza, że zwykle są podparte narzekaniem, że ten plus size w Polsce to ma się kiepściuchno. A jak się ma mieć, kiedy zamiast się cieszyć, że grubaski pojawiają się w mediach publicznych, publicznie oświadczamy, że jesteśmy ponad to. Ponad co, ja się grzecznie pytam? Ponad robienie dobrych rzeczy dla wszystkich kobiet, które wysiadują swoje kompleksy w domach?
- Bo widzicie… program w telewizji, medium wykluczonym przez znakomitą część moich znajomych, ma coś, czego nie ma żadna z blogerek i aktywistek. Ma zasięgi. Zagląda pod każdą strzechę,jest drukowany w każdym Teletygodniu. Dociera do ludzi. Tych samych ludzi, którym przez milion sezonów TapMadl pokazywała, że tylko chude jest fajne. A teraz im pokazuje, że no dobra, grubaski w sumie też są ok. I nawet mogą być ładne. I to jest, do diaska, mocny przekaz. Krok milowy naprzód. Może mi się nie podobać montaż, mogą mi się nie podobać pseudodokumenty o życiowych tragediach uczestniczek, ALE! to poszło w eter. Nie tylko, że grube kobiety istnieją, lecz przede wszystkim to, że mamy – bo jednak trochę mamy – w życiu z powodu swojej tuszy przesrane.
- Obejrzałam kawałek live Joanny Cesarz i wśród zalewu komentarzy od bardzo młodych ludzi, zobaczyłam nadzieję. To ludzie, których nie ma na blogu u mnie. Nie ma ich też pewnie na podobnych blogach. Są z rodzicami przed telewizorem i to jest właśnie okazja, którą – mam nadzieję – Joanna wykorzysta do zbudowania pozycji influencerki. Tych młodych ludzi może uratować. Jej piękny i gruby zad może im uświadomić, że nie istnieje jedna klisza, która sprawdzi się wobec każdego człowieka.
- Szczerze życzę dziewczynom, żeby nie złapały syndromu uczestników talent shows i kuły żelazo, póki gorące. Chciałabym żeby te buzie (i te kilogramy!) zostały w branży i oswajały kolejnych ludzi wizerunkiem ciała plus size w mediach. Żeby ten rozpęd, który daje program nie rozpuścił się w szarej bieżączce. Mam nadzieję, że dla nich to dopiero początek.
Niestety… Ja osobiście nie widzę po Joannie, aby miała stać się przedstawicielka cialopozytywnosci. Na pewno zależy jej na modelingu, karierze, szeroko pojętym sukcesie… Jakieś przesłanie… Hmmm… Ciężko…
Rozumiem, że znasz Joannę osobiście?