Zdystansowana? Nie sądzę.
Do określenia ludzi, którzy ważą więcej niz przewiduje norma BMI użyć można wielu słów. Tak juz jest, że skutkiem zbiorowej histerii więcej z nich jest zabarwionych negatywnie, niż zwyczajnie miłych. Puszysta, przy kości, gruba, tłusta, otyła, ulana to małe miki, wobec mojego ulubionego: zdystansowana. Bardzo często, a odkąd bloguję nawet częściej, zdarza mi się odbierać od ludzi gratulacje z powodu mojego dystansu. Trochę przewraca mi się wtedy w żołądku. Bo z tym dystansem to jest totalnie nie tak.
anatomia dystansu
O tym, że mam językową obsesję wiadomo nie od dzisiaj. Nie mam tu na myśli literówek, które mi się czasami wkradają (ecce homini… i tak dalej), ale o dobór słów. Piękno języka. Jego formę, zasób słownictwa i konstrukcje gramatyczne, których używają moi rozmówcy. I nie, nie chodzi bynajmniej o to, że jak do mnie mówić to co najmniej Mickiewiczem! Choć wyobrażam sobie, że byłoby to niesłychanie miłe, na co dzień spodziewam się bardziej ludzkich form języka. Ale do brzegu!
Chciałabym, żebyśmy na samym początku ustaliły sobie, co to w zasadzie jest, cały ten dystans. Polecam Waszej uwadze takiż to cytat ze Słownika Języka Polskiego:
dystans
1. «odległość w czasie lub przestrzeni»2. «wymierzony odcinek toru, na którym odbywają się wyścigi»3. «różnica stopnia zamożności, wykształcenia itp. dzieląca jedną osobę od drugiej»4. «chłodny, oficjalny stosunek do kogoś»5. «ostrożny, pozbawiony emocji stosunek do jakichś spraw»
Jak łatwo zauważyć słowo dystans nie występuje w słowniku w kontekście, o którym dzisiaj rozmawiamy. Dystans implikuje brak zaangażowania i chłód. Nic, co powiedziałabym o sobie.
co dystans oznacza dla mnie
1
Dystans kojarzy mi się bardzo słownikowo. Z odległością i odsunięciem się od siebie samego. Tak, jakby dało się uciec od faktu, że ma się nadwagę. Wiadomość dnia – nie da się! To jeden z tych elementów, które definiują człowieka na całe życie. Jeśli mi nie wierzcie, pogadajcie z ludźmi, którzy naprawdę dużo schudli i mieszczą się w siatce normy, polecam. Grubasem jest się na amen. Nadwaga jest w naszym społeczeństwie doświadczeniem totalnym i najczęściej bardzo przykrym. Jeśli ważyłaś kiedyś ponad sto kilo, to nawet po zrzuceniu 40 najpewniej i tak będziesz mieć problem z jedzeniem w miejscach publicznych. Kelly Osbourne zapytana w jednym wywiadzie o to, czy nadal uważa się za grubaskę, bardzo szczerze powiedziała, że owszem. I że pewnie już zawsze będzie, bo ciuchy od znanych projektantów oraz piękny fioletowy irokez nie zmażą lat spędzonych w otulonym fałdami ciele. Od tego nie ma ucieczki i chciałabym, żebyście miały to w pamięci.
2
Jest takie schorzenie nerwowe, które nazywa się dysocjacją. Nie będę się tu wymądrzać, bo nie mam kompetencji pozwalających mi na wypowiadanie się o tej jednostce chorobowej, ale – ważne dla naszej dzisiejszej rozmowy – dysocjacja to odłączenie się od siebie. Piszę o tym, bo dystans kojarzy mi się właśnie z doświadczeniem dysocjacyjnym. Stawaniem na zewnątrz samego siebie i brakiem akceptacji dla tego, kim właściwie jestem. Udawaniem, że przecież ten wielki tyłek czy wiszący brzuch to nie ja.
3
Trzecim moim skojarzeniem na hasło dystans jest jeden z dwóch najsilniej zarysowanych i akceptowanych społecznie stereotypowych grubasów. Z tym wesołkiem, który w czapeczce ze śmigiełkiem, ku uciesze gawiedzi nabija się z samego siebie. Jestem na tego typu zachowanie bardzo wrażliwa, bo pewnie tak samo jak dla wielu z Was jest to mój protokół bezpieczeństwa w sytuacjach stresowych. W nowym towarzystwie, na ważnym spotkaniu. Patrz, jaka jestem fajna! Śmieję się sama z siebie! Czy to już? Przełamaliśmy lody? Rozumiem. Naprawdę, ale to naprawdę rozumiem to zachowanie i z całego serca go nienawidzę. Zatem sorry gregory, ale nie pośmiejemy się razem z grubych ludzi. Chyba, że znamy się naprawdę dobrze.
nie jestem zdystansowana
Prawdę mówiąc, dystans wychodzi mi uszami. Jest koronnym argumentem za każdym razem, kiedy ktoś wysypie z rękawa rasistowski/seksistowski/dyskryminujący kogoś kawał. Myślałem, że masz trochę dystansu. Trochę mam, ale akurat nie do tego, kiedy w grę wchodzą mizoginiczne przyśpiewki i lżenie tych, którzy nie mogą się obronić.
Nie jestem zdystansowana do siebie. Do swoich przekraczających normy wagowe gabarytów. Ja je akceptuję.
Dystans to aktywne wyparcie złych emocji, których doświadczamy – w tym przypadku na skutek braku akceptacji z powodu noszonego rozmiaru. Dystans to szamotanina i zmaganie się z samym sobą. Akceptacja to spokój, ale nie marazm. To ten stan, w którym dociera do Was, że zadowalanie całego świata nie jest Waszą robotą. Że są lepsze pomysły na życie, niż ciągłe dreptanie na palcach wokół urojonego celu.
I nie, akceptować siebie to nie znaczy siedzieć z założonymi rękami i tyć w nieskończoność. Akceptować siebie to być dla siebie zwyczajnie dobrym. Umiecie tak?
(to ja, za każdym razem kiedy słyszę “Ty to masz dystans do siebie!”)
Jeśli macie podobne uczucia, Syreny, polecam podetknąć ten wpis bliskim. Może zrozumieją. Kluczem do szczęśliwego życia jest takie urządzanie przestrzeni społecznej wokół siebie, żeby czuć się w niej dobrze. Czasami, wbrew temu, co nam się wydaje, wystarczy rozmowa. Owszem, ludzi podłych nie brakuje, ale może akurat tym, którzy Was otaczają wystarczy po prostu otworzyć oczy?
Specyficzna kultura sieciowej dyskusji kompletnie zdezawuowała słowo “dystans.” Dziś wołają o niego wyłącznie ci, którzy tak pysznie się bawili, polewając Cię błotem z wiadra – a Ty im przeszkadzasz. Dystans stał się tępym narzędziem w rękach równie tępych ludzi. Narzędziem przemocy i językowej opresji. Dlatego też nie znoszę tego słowa szczerze i rozumiem, czemu nie chcesz, by je z Tobą kojarzono.
My thoughts exactly! Jestem skazana na dożywocie imputowania braku poczucia humoru. Jak żyć?!
Jak powiada chiński mędrzec*:
“Ci, którzy się liczą, zrozumieją. Ci, co nie zrozumieją – się nie liczą.”
*któryś na pewno.
AMEN !!!
Dla mnie akceptacja to myślenie, że coś jest ok. A ja nie uważam, że moje ciało jest ok, uważam, że cała masa rzeczy nie funkcjonuje w nim tak, jak powinna 🙁
Z jednej strony się zgodzę, gdyż to co napisała Nina Wum, jest współcześnie obecne dość nagminnie. I owszem słowo „dystans” nabrało rangi wymówki, usprawiedliwienia dla obrażania innych (co absolutnie z dystansem się nie wiąże, ale tak jest kojarzone).
Z drugiej strony, trudno mi jednak nie wziąć w obronę słowa „dystans”, bo uważam, że można mieć zdrowy dystans do własnej fizyczności. Mieć poczucie wartości tak lekko oparte na tym jak się wygląda, że w tym momencie niesmaczne żarty na temat tuszy (czy wszelkich innych niestandardowości) stają się całkiem bez znaczenia i można podchodzić do nich obojętnie. A jedyny wniosek jest taki, że osoba, która się takowych dopuszcza nie grzeszy nadmiarem dobrego wychowania.
Trudno mi się też nie odnieść, do argumentu, że gdy raz się miało ponad 100 kg, to już zawsze ma się w sobie grubaskę. Nie mam i nigdy nie miałam, a jestem zdecydowanie ponad tę 100. Wiem, że jestem gruba, ale nie czuję się „grubaską”, co najwyżej „dużą osobą” bo i wzrost mam słuszny. Nigdy nawet nie pomyślałabym, że mogę mieć problem z jedzeniem, ba z robieniem czegokolwiek w miejscach publicznych, z przejmowaniem się jak na mnie patrzą i co sobie myślą osoby postronne. Jeśli im to wadzi, to jest to ich problem, nie mój :).
Lubię moje ciało i w pełni zdaję sobie sprawę z jego mankamentów, ale w budowaniu poczucia własnej wartości opieram się na nim naprawdę w niewielkim procencie. Owszem, lubię ładnie wyglądać, wiem, jak się ubrać, by wyglądać dobrze, wiem że niektóre partie mojego ciała nie są zbyt piękne, ale takie po prostu to moje ciało jest. Lubię je, akceptuję i totalnie gdzieś mam, jak podchodzą do niego inni – i tak, to jest dystans. Moim zdaniem całkiem zdrowy dystans nie tyle do samej siebie, co do cudzych opinii na mój temat :).
Grubasem nie jest się na amen. Problem z jedzeniem w miejscach publicznych może zniknąć. Poczucie bycia grubaską też, ba! nawet strach przed przytyciem. Od tego jest ucieczka. Nie mówię, że każdy musi jej spróbować, bo jest mi całkowicie obojętne, jak jest dobrze innym, tak długo jak jest im dobrze ze sobą. Jestem ostatnią osobą, która uskuteczni fatshaming albo powie komuś, że powinien schudnąć. Każdy ma być szczęśliwy i tyle, kropka, nic więcej. Ale chciałam sprostować te generalizacje, bo one też są krzywdzące i niekoniecznie prawdziwe.
Oczywiście, generalizacja to generalizacja i nie uwzględnia całej rozpiętości zjawiska. Są osoby, które są w stanie same rozpracować w głowie wiele rzeczy, są takie, którym pomoże z tym terapia i takie, które nie dotkną tego wcale. Jestem daleka od uważania swoich opinii za jedyne słuszne.
Czy można całkowicie zrzucić tak silne doświadczenie, które intensywnie kształtuje relacje ze światem? To nas przecież kształtuje w konkretny sposób i przepracowanie tego, podobnie jak przepracowanie traumy, nie anuluje doświadczenia
Tak, totalnie się zgadzam, że niestety przepracowanie nie anuluje doświadczenia. Właściwie to nawet go nie przerywa – bo obsesja innych dotycząca wyglądu i wagi po prostu zmienia formę, ale wcale nie mija. Niemniej to przepracowanie jest możliwe i to chciałam napisać, że jakby – górnolotnie rzecz ujmując – “jest nadzieja” na to, by było człowiekowi bardziej pluszowo ze sobą i ze światem.