Dla równowagi po uniesieniach dwóch ostatnich dni, chcę Wam dzisiaj zaproponować podróż do kolorem i fasonem płynącej krainy łagodności. Chcę się dzisiaj z Wami podzielić odkryciem, do którego doszło kompletnym przypadkiem na… tak, tak, Instagramie.
Znacie mnie już na tyle, żeby wiedzieć, że męczą mnie zgrzebne realia polskiego plus sajzu, gdzie wciąż za fashion statement uważa się tubę z dresówki z aplikacjami. Umówmy się – nie ma w tubach z dresówki nic złego, ale wkurza mnie, że to jest maksimum modowej odwagi, jakie widuję na ulicach. Jesień to moja ulubiona pora roku, ale niesie ona ze sobą niechybne skojarzenie, że winter is coming, a to oznacza dla polskiej ulicy jedno – szarość, szarość wszędzie.
Moje serce bije dla kolorów. Dla wzorów. Dla fasonów, które samą swoją obecnością mówią „jeśli oczekujesz, że będę Cię przepraszać za to, że jestem grubaską to lepiej wracaj do domu”.
Gruba na chwilę, a moda plus size
Moda plus size oznacza mnie kolor, odważne połączenia faktur i pewną nonszalancję. I bardzo, ale to bardzo chciałabym, żeby to samo oznaczała dla innych. Moda to sztuka, a ja nie widzę najmniejszego powodu dla którego my, grubaski, miałybyśmy sobie odmawiać jej uprawiania.
Poza walorami estetycznymi moda pełni jeszcze jedną bardzo, ale to bardzo ważną funkcję – jest ŚRODKIEM WYRAZU, i jako taki, może spełniać funkcje terapeutyczne. Dodawać pewności siebie, budować nasz wizerunek w oczach innych, a wreszcie nam samym podpierać czasami zwieszony na kwintę nos. Wiecie o czym mówię, prawda? Na pewno chociaż raz w życiu miałyście na sobie ubranie, które sprawiło, że zobaczyłyście siebie w nowym świetle. Nie bez kozery w teatrze robi się próby kostiumowe! Niby nie suknia zdobi człowieka, ale same czujecie i potraficie nazwać różnicę.
Ubraniem wyrażam swój charakter, wysyłam w świat konkretną wiadomość. Lubię ludzi, którzy szukają swojego stylu – próbują i uczą się, co ich wyraża, a co niekoniecznie. Myślę, że gdybyśmy my, Syreny Lądowe, miały więcej swobody w zakresie ubrań, zrobiłoby się nam też więcej luzu w głowach.
Oczywiście, to nie takie łatwe. Lata bez dostępu do fajnych ubrań odcisnęły na nas swoje piętno, ale wiecie co jeszcze je odciska? Pokutujące w społeczeństwie przekonanie, że grubym się jest na chwilę. Że trzeba się szybko odchudzić i „wrócić do żywych”.
Myśląc w tych kategoriach trochę same się pozbawiamy szans. Kto by tam chciał wydawać kasę na ubrania, których zaraz nie będzie nosił, bo przecież schudnie, co nie? O naszych trudnych relacjach z zakupami odzieżowymi pisałam już kiedyś – TUTAJ.
#fatatfashionweek
Nie wiem czy Was to interesuje, ale chciałam tylko przypomnieć, że nie tak znów dawno skończył się nowojorski Fashion Week. Nie będę się rozpisywać o pokazach, bo jeśli poszukacie w sieci, bez najmniejszego problemu znajdziecie wszystkie piękne grube babki, które się pojawiły na wybiegach.
Dzisiaj chciałabym napisać o tym, co w kwestii mody plus size wydarzyło się w tym czasie na ulicach. Wierzcie mi, jest o czym!
to jeden z moich ulubionych hasztagów w ostatnim czasie, zobaczcie, co pod nim znalazłam!
Lamparci garnitur @alexmichaelmay
Podane na sportowo cudeńko. Powrót motywów zwierzęcych szalenie mnie cieszy, bo mało wzoró kocham równie mocno, co starą, dobrą lamparcią centkę.
OMG plus size street wear @kellyaugustineb
Głębokie bordo, turban i lampasy – mój mokry sen. I niezbity dowód na to, że moda plus size może zadawać szyku bez nadmiernego eksponowania cech płciowych. Tj. bez cycków na wierzchu (choć lubię) też można błyszczeć.
Pantera w złocie @supplechic
Oł, mama. Jeśli istnieje cokolwiek, co chciałabym mieć bardziej, niż złotą solejkę, to musztardowa solejka. Fason, którego gremialnie się boimy w odpowiedniej długości robi cuda z proporcjami ciała. Doskonała stylizacja casual.
Vnuczka Versace @ms_wunderbar
No dobra, nie samego Versace, bo Hermesa trochę też. Nigdy przenigdy nie sądziłam, że te wzory kiedyś wyjdą na ulicę. Nie mam budżetu na produkty znanych projektantów i tego typu wzory kojarzą mi się głównie z prasą z początku lat 90. Czyli może niekoniecznie supermodnie. Poddaję się, to wygląda naprawdę dobrze.
Co ciekawe jedna z polskich firm robiących modę plus size ma już w swojej ofercie dosyć podobnie wyglądający wzór.
Garniżama @iambeauticurve
Nie umiem tego nazwać lepiej, niż CZAD! Znakomity kolor, interesujący fason, a wszystko w sypialnianym stylu. Jeśli to Was nie przekona, że grubaski też mogą nosić szerokie spodnie, to nie wiem.
Mondrian, babe! @thickgrlscloset
Duże plamy intensywnych odcieni to bardzo dobry pomysł, żeby odczarować kolor na samej sobie – serio, spróbujcie! Wygląda malowniczo. Mam słabość do ciężkich butów w takich stylizacjach. Dla mnie totalne bingo.
Sing it back @kellyaugustineb
Chyba mam swoją nową modową inspirację, bo Kelly znalazła się w tym zestawieniu dwa razy. Mała czarna w wersji fierce. Trochę lata dwudzieste, a trochę fuck you fatshamers. Zachwyca.
Mogłabym tak siedzieć do jutra i wybierać co lepsze kawałki. Serio, te dziewczyny robią modę plus size dobrze. Dzięki Kellie Brown, plus sajzowej blogerce, pod jednym hasztagiem mamy żywy dowód na to, że Syreny Lądowe mają swój aktywny udział w branży modowej. Że moda to nie tylko rozmiar 34, ale całe mnóstwo ludzi w różnych kształtach i kolorach.
Chcę takich zjawisk u nas na ulicach!
Tu możecie posłuchać Kellie:
Obawiam się, że dla mnie moda jest trochę zaprzeczeniem wyrażania siebie. Bo ja się jakoś drastycznie nie zmieniam, a na pewno nie z roku na rok. I jeśli coś podobało mi się w zeszłym roku, to podoba mi się nadal.
A w modzie oprócz aspektu sztuki jest aspekt komercyjny: „to, co kupiłaś rok temu, jest już brzydkie, kup nowe”.
W dodatku, jeśli patrzę na te zdjęcia, to myślę sobie, że stylizacje są może i ciekawe, ale ja bym wcale nie chciała tak wyglądać. No może ta czarno – złota kiecka Casanova od Mariny Rinaldi byłaby interesująca, gdyby nadawała się do prania w pralce. No i gdyby była dziesięć razy tańsza, oczywiście.
Wszystko zależy od definicji, tutaj używam mody w znaczeniu „odzież plus size”, bo w znaczeniu popularnego trendu w wersji plus size nie istnieje – obraca w kółko te same motywy.
Masz prawo nie chcieć tak wyglądać i ubierać się po swojemu. I ja tak samo mam się prawo zachwycać tymi stylizacjami i marudzić, że mi brak kolorów na ulicy, prawdaż.
Moda (w sensie – pogoń za trendami, które mają to do siebie, że wirują w kółeczko) rzeczywiście nie jest najlepszym sposobem na wyrażanie siebie. Za to rozwijanie osobistego stylu – takich krojów, kolorów i klimatów, w których czujemy się najlepiej i które nas definiują – nie mogłoby się bez tej mody obyć. Ona jest tylko jadłospisem, to my wybieramy, co będziemy jeść. Bez tej karuzeli inspiracji nie byłoby..cóż, inspiracji, czyli nie miałybyśmy skąd czerpać pomysłów.
Najbardziej w moim guście jest ta dziewczyna z koczkami z dredów (warkoczyków?), noszę zupełnie inne rzeczy. Ideę, by wpuścić żywe kolory do grubej szafy aprobuję z całego serca i wątroby i robię to (w te dni, gdy nie ubieram się cała na czarno.:D)
Lalu, bardzo zainteresowała mnie Twoja uwaga odnośnie do sukienki zaprezentowanej przez MS_WUNDERBAR. Która polska firma plus size’owa produkuje ubrania z ornamentowym nadrukiem? Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź 🙂
Wydaje mi się, coś w ten deseń widziałam u Tono
Bardzo Ci dziękuję! Do tej pory nie słyszałam o tej marce, więc biegnę to nadrobić 🙂
Nie sądzę że takie stylizację, kolory i fasony wejdą na nasze ulice. Osoby z krągłymi kształtami się ich po prostu boją. Posiadamy sklepy stacjonarny w Skierniewicach z odzieżą Plus Size, i jest to widoczne. Jeżeli ktoś wybiera sukienkę, to w stonowanych kolorach czarny, granatowy. Żadnych róży, musztardy czy fikuśnych wzorów. Osoby Plus Size weszły w klatkę, żyją myślą że muszą się schować, bo Plus Size nie jest piękny. Miejmy nadzieję że kiedyś to się zmieni 😉
To bardzo ciekawy głos i trochę brakujące ogniwo w dyskusji o dostępności mody plus size w Polsce.
Jako klientka z przykrością stwierdzam, że bardziej niż kolorów, brakuje mi fasonów. Ubrań skonstruowanych z sensem. Jest mnóstwo ciuchów plus size, które są po prostu brzydkie. To nie ułatwia robienia zakupów i oswajania z modą 😞
Absolutnie się z tym zgadzam! Odzież plus size to w większości bezkształtne płachty materiału, a ich cała konstrukcja to szwy po bokach. W ubraniach dla większych kobiet przede wszystkim bardzo brakuje mi taliowania. A w przypadku bluzek ich rozsądnej długości (żeby nie kończyły się w okolicach pępka!) i rękawów, które sięgałyby co najmniej do łokcia.
Dodatki do takich ubrań również są dyskusyjne: eleganckie bluzki często mają falbany albo żaboty, co w przypadku dużych rozmiarów wygląda po prostu karykaturalnie.