Opowiem Wam dziś historię, bajeczkę nie byle jaką:
Kto zastanowi się dobrze, zakrzyknie natychmiast “Znam taką!”
Będzie tu bowiem mowa o losach młodziutkiej damy,
Co nie dość, że była tłuściutka, to nigdy nie słuchała mamy.
Słoneczny był poniedziałek, gdy dziarskim, marszowym krokiem
wkroczyła dama wśród ludzi, co kpiącym zmierzyli ją okiem.
Paniusia o koku wełnianym, żółciutkim jak szczyna na śniegu,
autorytarnym gestem wskazała jej miejsce w szeregu:
– Tyś grubiutkim jest kaczątkiem, schowaj się za panien rządkiem!
Wśród smukłych, jasnych dzieciątek, na wzór jedno od drugiego,
stanęła dama posępna, nie spodziewając się tego:
– Z twoim smoczym apetytem, możesz służyć nam za świtę –
Kryniczny świergot głosików za dobrą monetę mając,
zdziwiła się dama wielce, że znaczy tyle, co pająk.
Bo nie odezwała się wcześniej żadna ze znanych jej osób,
Że ten może należeć do stada, kto wygląda w konkretny sposób.
Zanim zmarszczycie się całkiem od tych częstochowskich rymów, wiedzcie, że pisanie tego kawałeczka sprawiło mi niezłą frajdę. Polecam, choć czuję, że moi ulubieni wieszcze przewracają się na Wawelu, aż huczy.
Lekką stopą weszłam dzisiaj w trudny temat. Temat – bumerang, który notorycznie pojawia się w naszych rozmowach. Trochę się od niego migałam, bo wbrew buńczucznemu twierdzeniu z tytułu, to nie jest tak, że w odniesieniu do złożonej psychiki człowieka działają sprawdzone recepty. Nie da się wypisać kwitu na na dwa kilo pewności siebie, stosowanie 3 x dziennie po łyżce stołowej. Stąd to miganie. Nie ma recepty i nie ma czarodziejskiej różdżki. Co się stawało przez lata, nie odstanie się w ciągu jednej nocy, ale nie uważam, żeby to był dostateczny pomysł, żeby pracę nad akceptacja siebie odkładać na Świętego Nigdy.
Jeśli się jednak głębiej nad tym zastanowić, to przecież człowiek uczy się przez podglądanie. A nuż choćby jedna osoba nałoży na siebie to, co pomaga Galantej Lali i faktycznie, coś się w jej życiu zmieni?
Dla porządku i ułatwienia orientacji podzieliłam moje sposoby jak polubić siebie na pięć segmentów, a to oznacza… tak, tak! Kolejny cykl. Wiem, że razem ze mną zacieracie ręce. Cykle u Galantej to jest to, co Tygryski lubią najbardziej. Tyle tytułem wstępu, bierzemy się za robotę.
Kiedy treser wcale nie potrzebuje krzesła, czyli jak oswajam swoje ciało
Robinson na wyspie cellulitu
Znasz siebie nie od wczoraj i czuję, że nie muszę wyciągać z kapelusza bukietu truizmów o tym, jak bardzo nierealistyczne oczekiwania stawiamy swoim własnym ciałom. Ważne jest dla mnie to żebyś zrozumiała, że nie jesteś z tym sama. Są nas na świecie miliony. Wystarczy, że w pracy albo wśród przyjaciółek zapytasz, czy są zadowolone ze swojego wyglądu, a uświadomisz sobie skalę zjawiska. My. Polki, przodujemy w samoniezadowoleniu i skutecznie zaszczepiamy je kolejnym pokoleniom kobiet.
Jakiś czas temu internet obiegły szokujące wyniki badań prowadzonych na zamówienie UE – wynikało z nich, że w naszym kraju już 8latki nie spełniają własnych standardów estetycznych. I wiecie co? Ja się im kompletnie nie dziwię!
Nie uważam jakoby ośmioletnie Polki miały jakiś gremialny defekt. Ja się im nie dziwie, bo ich stosunek do samych siebie to dokładna kopia, kalka wręcz tego, jak do swoich ciał podchodzimy my, pokolenie ich matek/ciotek/wychowawczyń. Jeśli ja codziennie staję przed lustrem i z wyrazem udręki na twarzy konstatuję swoje ciało to nie mogę oczekiwać niczego innego od podglądającej mnie dziewięciolatki, która – de facto – moment, w którym relacje z ciałem komplikują się na zawsze ma jeszcze przed sobą.
To nie jest tak, że nasze frustracje pozostają nasze na zawsze. Bynajmniej. Wylewają się z nas na prawo i lewo, odbekują na ulicy i w pracy, ulatniają w internecie. Wchłaniają innych. W swoim namaszczonym skupieniu na własnych wadach, nie zauważamy nawet że ranimy innych. Bo co o kompleksach może wiedzieć szczupła, młodsza o 20 lat koleżanka z pracy? Nosimy w głowach miarkę, powyżej której pozwalamy ludziom na kompleksy. Tymczasem prawo do swoich własnych niepewności ma każdy. Żadna z nas nie jest z tym sama.
Mój tyłek = mój Piętaszek
Znam dobrą metodę na wyprostowanie relacji ze swoim ciałem, wiecie? Żeby się z nim oswoić trzeba je… zauważyć. Dokładnie tak samo jak Ty mam doskonale rozwinięty mechanizm wyparcia. Gdybym się uparła, nikt by mnie nie przekonał, że ziemia nie jest płaska. Naukowe dowody, niezależne opinie – to wszystko na nic, bo ja wiem lepiej. Zwłaszcza, jeśli chodzi o mankamenty mojej urody.
Tymczasem jedynym sposobem na pokonanie Goliata jest stanięcie z nim do walki. Skonfrontowanie naszych wyobrażeń o tym jak bardzo okropne jest nasze ciało z tym, co pokazuje lustro. Nie unikaj luster. Ba, na początku konfrontuj się z nimi jak najczęściej, ale!
Sprowadź swoje oczekiwania do realistycznego mianownika
W starciu z wprawnym retuszerem uzbrojonym z program do obróbki zdjęć nie ma szans żadna z nas. Nie wierzysz? A oglądałaś Grę o tron? Gwarantuję, że ciała modelek z okładek kolorowych magazynów są równie realne co smoki Daenerys.
Nie powtarzaj sobie w kółko Mam brzydkie nogi!, myśląc przy tym o polerowanych w fotoszopie giczach Lewandowskiej czy innej fit celebrytki. Co to w zasadzie znaczy? Mam brzydkie nogi, czyli jakie? Co w nich brzydkiego? To, że mam bułki nad kolanami i cellulit jak powierzchnia księżyca? No ok, jesteśmy już bliżej prawdy. 90% kobiet ma cellulit, również tych bardzo szczupłych. Co mogę z nim zrobić? Ano na przykład mogę zadbać o skórę, żeby w aktualnej (a może nawet lepszej? Kto wie?) kondycji służyła mi przez najbliższe lata. Daj jej trochę miłości, zadbaj o nią. Zobacz, co się wydarzy.
Trenuj oko zamiast przechodzić na kolejną dietę
To, że reagujemy na wizerunki celebrytek tak bezwarunkowo jest skutkiem ciągłej ekspozycji na ich zdjęcia. Możesz nie pamiętać co jadłaś dzisiaj na śniadanie, ale jeśli powiem np. Jennifer Aniston, to natychmiast widzisz jej twarz. Śmiem twierdzić, że gdyby kobiety plus size były obecne w mediach w takim samym zakresie jak ich szczuplutkie koleżanki, problem naszych wszechogarniających kompleksów z czasem skurczył by się znacząco. Przyswajanie konkretnych obrazów działa na nas stymulująco i nie odkrywam tu koła – od zarania reklamy działa to tak samo, zmieniają się tylko środki podania obrazów.
Czasami wyobrażam sobie, jak wyglądałyby te publikowane na okładkach postaci i mój umysł urządza wtedy dzikie harce, bo wymyślone przez grafików proporcje bardzo często nie zgadzają się z myślą Matki Natury, która stworzyła człowieka kierując sie ergonomią. Powydłużane w nieskończoność tułowie, brak kluczowych mięśni, czy ręce tak długie, że mogłyby sznurować buty bez schylania. Przyjrzyj się temu, a już nigdy nie popatrzysz na takie retusze w inny sposób.
365 dni próżności
Tym co mi bardzo pomogło z zmierzeniu się ze swoimi upiorami był projekt 365 dni selfie. Codzienne robienie sobie zdjęć i obserwowanie własnej twarzy sprawiło, że dziwne wyobrażenia na swój temat wymieniłam na spokojną świadomośc mocnych i słabych stron. Zrób to, spróbuj. Teraz już nie trzeba nosić filmu do fotografa i wstydzić się za zawartość kadrów. Masz telefon, więc zrób z niego użytek. Rób zdjęcia wszystkiemu temu temu, co sprawia Ci problem.
Pamiętaj, że nie zawsze jest pięknie. Pytacie czasami czemu decyduję się publikowac niektóre zdjęcia – właśnie dlatego! Bo jestem człowiekiem i chcę Wam pokazać, że nie ma nic złego z tym, że nie zawsze chce mi się robić makijaż, mam pryszcze, rozstępy czy cellulit. Trzniam to. Mam dwa albo i trzy podbródki. Można się z tego śmiać. Można też się zdobyć na krótką relfeksję, że każdego to czeka.
Nie namawiam. Wróć. odradzam wręcz publikowanie tych zdjęć. One są dla Ciebie. Co Cię obchodzi zdanie innych? To Ty masz się dowiedzieć jak polubić siebie. Chodzi o przepracowanie własnej opinii i oswojenie własnych demonów. Cudze zdanie lepiej sobie zostawić na później. Na moment, w którym negatywną opinię będziesz potrafiła zbyć wzruszeniem ramion, zamiast przepłakiwać z jej powodu noc.
Może to coś zmieni w sposobie, w jaki na siebie patrzysz. A może nie? Tak czy owak – jeśli nie czujesz się dobrze ze sobą, to co masz do stracenia?
To nie jest tak, że jestem sobą zachwycona 24/7. Mam dni, kiedy jestem głęboko przekonana, że nie ma świecie sprawiedliwości i podczas gdy inni mają wszystko – i urodę, i nieskazitelną sylwetkę, i piękną skórę, i IQ powyżej średniej – ja nie mam nic i czuję się jak kupka nieszczęścia. Tylko, że trzeba to zaznaczyć – takich dni mam coraz mniej. Coraz rzadziej czuję to irracjonalne rozczarowanie sobą. Praktykuję swoje metody trochę siłą przyzwyczajenia i małymi krokami wypracowuję efekty.
A może robisz coś inaczej? Co Ci pomaga poczuć się ze sobą lepiej? Bardzo mnie to ciekawi. Jeśli Ci się podoba ten wpis, będzie mi naprawdę miło, jeśli polubisz go na facebooku albo nawet podasz go dalej. Może masz w swoim otoczeniu kogoś, kto nie wie jak polubić siebie?
Najgorsze zdjęcie mówisz!? E tam! Przesadzasz, ale to tylko dowodzi temu jak jesteśmy same wobec siebie krytyczne. Szczerze, spojrzałam na zdjęcie i zwróciłam uwagę tylko na ćwiczenie, które prezentujesz. Świetnie otwarta klatka piersiowa, tylko stopa musi być na wysokości dłoni 😁 na tyłek Twój spojrzałam na końcu 😉
To bardzo dokładna ilustracja, tak jak piszesz 😉
Rękę odsuwam, żeby gdzieś zmieścić brzuch, trzeba sobie jakiś radzić – to piękne w jodze, że każdy może ćwiczyć ❤
Wszystko do zrobienia. W lutym jeszcze też tak miałam 🙂 obecnie daję radę. Rozciągam się tak po ćwiczeniach 🙂
Uwielbiam cię, wiesz? ❤
❤
“Co Cię obchodzi zdanie innych? To Ty masz się dowiedzieć jak polubić siebie”
Jakoś nigdy nie miałam przekonania do koncepcji “polubienia siebie”, tak jakby było nas dwie i mogłybyśmy się lubić albo nie 😉
Tak samo, jak myślę o zastrzeżeniach do mojego ciała, to w pierwszej kolejności do głowy przychodzą mi kwestie medyczne np. wolałabym, żeby moje jelita trawiły gluten, albo żeby moje oczy świetnie widziały bez okularów. Na tym tle grube uda to mały pikuś.
Z drugiej strony – im jestem starsza, tym bardziej widzę, jak ważna jest opinia innych ludzi o mnie. I ile problemów może sprawiać zewnętrznej brak aprobaty.
Fajny tekst, ale czy nie mogło obyć się bez przytyku to Lewandowskiej i “innych fit celebrytek”? Czy pisząc o tym, że grube jest ok trzeba zawsze dokopać tym innym?
Znam wysportowane dziewczyny, które mają idealne nogi bez żadnego photoshopa. Pisząc to co napisałaś dyskredytujesz je, sugerujesz, że są nieprawdziwe. Brakuje tylko mojego ulubionego tekstu “prawdziwe kobiety mają krągłości”, sparafrazowanego na “prawdziwe kobiety mają cellulit”.
A jak nie mają to co, są gorsze?
Bynajmniej.
Nie jest to przytyk do Lewandowskiej jak takiej, tylko do określonego stylu prezentacji wizerunku. Który jest nieprawdziwy.
Mam duży szacunek i do Lewandowskiej, i Chodakowskiej, i do innych, które robią wiele dobrego aktywizując kobiety.
Nie zgadzam się natomiast z wmawianiem innym, że wszystkie kobiety muszą tak wyglądać.
Kompletnie nie to jest sednem mojej wypowiedzi. A już tym bardziej całej działalności blogowej. Jeśli chcesz lepiej zrozumieć o co mi naprawdę chodzi, polecam lekturę tekstu: https://www.galantalala.pl/abecadlo-plus-size-d-dyskryminacja/
@ Magda – IMHO jest duża różnica pomiędzy prawdziwymi zgrabnymi nogami wysportowanej dziewczyny, a nierealnymi ideałami, które można zobaczyć w gazetach.
W dodatku ta rzeczywista dziewczyna o zgrabnych nogach zapewne ma cienkie rzadkie włosy, albo niesymetryczny biust albo jakąś inną niedoskonałość. A z czasem zacznie mieć zmarszczki albo rozstępy po ciąży. Bo ludzkie ciała w realu nie są doskonałe.
To nie jest tak, że na świecie musi być sprawiedliwie, i jak ktoś ma zgrabne nogi to musi mieć słabe włosy albo piersi. No nie, są ludzie mądrzejsi i głupsi i sa też ładniejsi i brzydsi. Ze statystyki wynika, że poza środkiem krzywej gaussa są też ci na jej obu końcach. No i często jest tak, że kobiety wyjątkowo ładne zostają modelkami. Oczywiście wiem, że photoshop i tak podrasowuje ich urodę, ale stwierdzenia takie jak piszecie to trochę szukanie “sprawiedliwości” na siłę. Że jak ma ładne nogi to pewnie będize miała brzydkie co innego. Albo, że jak już w ogóle ładna, to musi być głupia.
Nie drogie panie.
Nie ma takiej sprawiedliwości. Można mieć pecha i być brzydkim i głupim, można mieć szczęście i być ładnym i mądrym. Warto się z tym pogodzić, zamiast szukać rekompensaty swoich wad w wadach kogoś innego.
Każdy ma prawo do bycia jaki chce, tak długo jak nie robi krzywdy innym. Każdy ma prawo do szacunki, jeśli sam szanuje innych. Ale im wcześniej uświadomimy sobie, że tak, gdzieś tam na świecie istnieje cała rzesza ładniejszych ode mnie kobiet, tym lepiej. Ładniejszych, mądrzejszych, lepiej sytuowanych. I co z tego? Bądźmy najlepszą wersją siebie, zamiast doszukiwać się w innych wad, które poprawią nam humor.
Czuję się ze sobą dobrze w trzech sytuacjach: gdy prowadzę auto, jeżdżę konno (i ogólnie przy koniach) lub pływam. To ostatnie niestety rzadko mi się zdarza, bo nie znoszę basenów, pozostają jeziora latem. Za to auto na co dzień, konie kilka razy w tygodniu. Z mówieniem o jeździe konnej już nieszczególnie, bo te spojrzenia pt. „Niemożliwe, że taki potwór uprawia sport” nieźle bolą…
Och, wiem! Do całkiem niedawna miałam swojego konia, więc znam temat od podszewki.
I przyjemność, jaką daje obcowanie z końmi, i te spojrzenia “Jak możesz mu pakować na grzbiet tyle kilo”.
Ale wiesz co jest cudowne? To, że masz PASJĘ ❤❤❤
Przepraszam za offtopic, ale.. świetne leginsy, chcę takie.. Gdzie takie można kupić? 🙂
anik, to akurat jest Reebok. Sprawdzę w domu jak się nazywa ten materiał, bo nie wszystkie są takie fajne – ten jest wyjątkowo miękki i elastyczny. Jedne z moich najulubieńszych, na podium z Asicsem
Mam wrażenie, że wina nie leży tylko po stronie modelek i aktorek. Po pierwsze, każdy wie, że one mają makijaż, że są wyretuszowane. Po drugie, wiadomo, że do tego zawodu często trzeba być klasycznie ładnym, a po za tym wyglądanie dobrze to ich praca. Moim zdaniem o wiele większą krzywdę zrobił wysyp fit blogerek, które stylizują się na zwyczajne dziewczyny (tylko że w przeciwieństwie do swoich czytelniczek, niczym innym poza dbaniem o sylwetkę się nie zajmują). I mówią, że wystarczy, że kupisz ich ćwiczenia/dietę i już wreszcie będziesz ZDROWA (bo udajemy, że chodzi o zdrowie, kiedy w rzeczywistości chodzi po prostu o urodę)
Absolutnie nie obwiniam aktorek ani modelek, nikogo nie obwiniam o to jak wygląda 🙂
Obwiniam “system”. Maszynkę do zbijania hajsu na cudzym samoniezadowoleniu, ot co.