Jedną z fajniejszych rzeczy w prowadzeniu bloga jest spotykanie z ludzi. Jedną z najmniej fajnych są momenty,w których okazuje się, że mam do czynienia z bucami. Mam wrażenie że życie przed internetem było łatwiejsze. Nie to, że buców było mniej, bo pewnie nie było. Różnica tkwiła w tym, że bez fałszywego poczucia anonimowości mało kto miał jaja być zwyczajnym dupkiem wobec reszty świata. Oczywiście, istniało plotkowanie, ale nawet ono wymagało sformułowania swoich myśli na głos wobec żywego człowieka. Teraz każdy może założyć w sieci fejkowe konto i hulaj dusza! obrzygać jadem kogo popadnie.
Zakładając bloga o byciu grubą spodziewałam się hejtu, ale jakiegoś takiego… bo ja wiem? Z polotem?
Don Kichot na kulawym koniku garbusku
Nie wiem o co chodzi. Nie wiem skąd to się bierze, ale raz na jakiś czas na bloga lub okoliczne (raczej okoliczne, bo chodzi głównie o social media) zdarza się tak, że jakiś oszołom wjeżdża mi do ogródka jakis oszolom na kulawej kasztance i zaczyna wywijać zardzewiałą szabelką argumentu “to niesmaczne, odchudź się, choćby dla zdrowia”.
Jeszcze mniej rozumiem, kiedy taki Don Kichot zsiada z konika i okazuje się, że jeździ z gołym tyłkiem.
Jeszcze się nie zdarzyło, żeby osoba, która wpada do mnie tylko po to, żeby mi powiedzieć, że jestem głupią grubaską, była idealna. Nie mówię nawet o wyglądzie, bo to jest coś na który – statystycznie, jeśli nie posiadamy fortuny – mamy wpływ raczej w niedużym zakresie. Ale na wszystkie świętości, dlaczego nie przychodzą mi nawtykać ludzie mówiący bezbłędnie po polsku? Tacy, którzy zdolni by byli do prowadzenia konwersacji na interesującym, wymagającym poziomie? WHYYYYYYY?
Zamiast tego, kiedy po raz setny czytam “powinnaś wziąść się w garść”, przybijam facepalma i pytam gołych ścian “a dlaczego oni się nie chcą braść za naukę języka ojczystego, na boczka!”. Może i nie za ładnie. Taka reakcja obronna.
Promowanie otyłości, zohydzenie moim wyglądem, “nie sondze, że czujesz się świetnie”, na pewno jesteś chora – kiedy już się Don Kichot wystrzela ze wszystkich argumentów koronnych zwykle spiżdża w podskokach. Do dyskusji nie staje.
Taka donkiszoteria to moim zdaniem buce czystej wody. Buce w dodatku nieświadome, szczere są przecież, a tu ktoś śmie nazywać ich bucami! Jak to>?!11!
Postanowiłam w związku z tym po raz kolejny wykonać pracę dla dobra społeczeństwa i oto przygotowałam taki krótki teścik, który pozwoli KAŻDEMU zdiagnozować we własnym zakresie, czy aby nie zachowuje się nieodpowiednio. Bierzcie i korzystajcie, albowiem wśród Syren Lądowych też trafiają się buce. Trzeba się pilnować i temperować wrażliwość. Ciągle.
KROTKI TEST DIAGNOCZYTCZNY “CZY JESTEM BUCEM?”
- Jeśli doradzasz przyjaciółce, która Cię o to prosiła – jesteś szczera
- Jeśli wciskasz swoją opinię na ich temat obcym ludziom – jesteś bucem
- Jeśli doradzasz przyjaciółce w co się ubrać na randkę – jesteś szczera
- Jeśli oznajmiasz obcej osobie w sieci, że beznadziejnie wygląda – jesteś bucem
- Jeśli zaganiasz kogoś bliskiego do lekarza, bo wiesz, że się dawno nie badał – jesteś szczera
- Jeśli w internecie piszesz komuś, że ma schudnąć, bo bycie grubym szkodzi – jesteś bucem
- Jeśli potrafisz się przyznać, że coś Cię zabolało – jesteś szczera
- Jeśli obrażasz się, bo ktoś zasłużenie pogonił Ci kota – jesteś bucem
- Jeśli piszesz “szczerze?” albo “ nie, ja jestem szczera!” – jesteś turbo bucem
Jesteś bucem za każdym razem, gdy wchodzisz gdzieś tylko po to, żeby krytykować.
Wyobraź sobie taką scenę: idziesz ulicą zaglądasz po kolei do każdego napotkanego sklepu i mówisz “słaba fryzura”, “ale gównianie wyglądasz”, “zrób coś ze sobą”, etc.
Jeśli nie widzisz w tym problemu, to jednego możesz być pewna:
JESTEŚ BUCEM.
________________________________
Photo by Gemma Evans on Unsplash
Ha ha ha. 😀 Cudowny mini-teścik. Do mnie przychodzą tacy (takie) zręcznie władający mową ojczystą, ale ton wypowiedzi jest często podobny: “Ale ty masz głupie problemy, ja takich nie miewam, PRZESTAŃ JE MIEĆ.”
Nie odważyłabym się chyba doradzać przyjaciółce w kwestii garderoby. Ciuchy to dla mnie sprawa głęboko osobista i mały manifest niepodległości – tak wiele razy w życiu ktoś (czyt. mężczyzna) próbował mnie jej pozbawiać, mówiąc” tego nie noś, tamtego nie noś, nie mogłabyś zacząć ubierać się na sportowo?
No, chyba, że naprawdę namiętnie chciałaby akurat mojej rady. Ale nawet wtedy potrzebne byłyby pytania pomocnicze: jak chcesz dziś wyglądać? Jak “przyszłam tu, by uprawiać sprośności” czy raczej jak “porozmawiajmy o życiu i wszechświecie, a potem ewentualnie oddzwonię”? I nie mam bynajmniej na myśli tego sławnego prowokowania (TM), co taką karierę robi jako pojęcie (ach, rzyg). Sama tak sobie dobieram odzież, gdy idę na randkę. Czy raczej – gdy jeszcze chodziłam na randki.
A no więc właśnie, kluczowa jest tu chęć uzyskania twojej opinii.
Mam czasami wrażenie, że z tym doradzaniem pchają się głównie ludzie, którzy nie mają nic ciekawego do powiedzenia tak w ogóle 😉
Nigdy nie byłam i nie jestem złośliwa w stosunku do ludzi, bez względu na ich wygląd. Ponieważ sama nie chciałabym, aby ktoś tak mnie oceniał jak wcześniej wspomniałaś. To smutne jak chętnie „poprawiamy” innych, ale sami nie umiemy dostrzec swoich wad.
Jezeli ktos otwiera buzie tylko po to, zeby Ci powiedziec cos negatywnego (chociazby mial “najlepsze intencje” – pozal sie panie B.), to przede wszystkim dlatego, ze sam ma ze soba problem. Smiem twierdzic, ze jest tak zawsze.
Ludzie szczesliwi i zadowoleni z siebie nie dosrywaja innym, rowniez nie pod przykrywka szczerej troski. Nie ruszaja mnie cudze komentarze na temat mojego wygladu, bo wiem ze jest to wlasnie proba zmniejszenia wlasnych frustracji.
Chcialabym miec ta wiedze dwadziescia lat temu 😉
Szkoda, że tego wszystkiego dowiadujemy się tak późno, co?
Jestem tego samego zdania – zrelaksowani na swoim punkcie ludzie mają ciekawsze zajęcia, niż udowadnianie innym, że są noc nie warci. Co nie zmienia, że to przykre.