Kiedy na pierwszej wirtualnej okładce Self pojawiły się w pełnej w glorii pokryte wałkami plecy Tess Holliday, internet za oceanem oszalał.
Oprócz wałków z okładki łypie na czytelnika jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne stwierdzenie. To, które w formie pytania gotuje krew każdej aktywistce cielesnej wolności. W tym konkretnym przypadku brzmi ono: Zdrowie Tess Holliday to niczyja sprawa.
szalony precedens
No więc tak: stanęliśmy w sytuacji, o której 3 lata temu nikomu się nawet nie śniło. Dwa lata temu trąbiłam na triumf grubych bab, gdy na okładce Sports illustrated pojawiła się perfekcyjna Ashley Graham.
To teraz patrzcie:
1- SELF jest o ZDROWIU. Tak może w ciut mniej fit, a bardziej o głowie wydaniu, niż Woman’s Heath, lecz jednak.
2 – Tess jest GRUBA. W przeciwieństwie do Ashley, nikt o niej nie powie, że “no weź, co ty, grubej nie widziałeś! To jest taka PRAWDZIWA kobieta!’. Nie. Tess jest gruba. A do tego: jest modelką znaną na calutkim świecie, taką którą zaprasza się na Fashion Week w Nowym Jorku; ma australijskiego męża, który nie dosyć że wygląda jak Wiking, to jeszcze jest fotografem; jest publikowaną autorką książki oraz gówno sobie robi z memów i całej reszty syfu, który wylewa na nią internet.
Jeśli pytacie mnie o zdanie w kontekście jej zdrowia, to zawał prędzej grozi zawistnikom, którzy mają jej czego zazdrościć. Ale co ja tam wiem, prawdaż.
Troskliwe trolle i internetowa menażeria
Uwielbiam podtytuł artykułu- “Oszczędź sobie troski”. Nosiłabym t-shirt z takim napisem, słowo!
Interesującą częścią rozmowy jest ta, w której Tess opowiada o ewolucji swojego nastawienia do troskliwych trolli.
Zjawisko troskliwego trolla jest doskonale znane każdej grubej babie, która ma czelność wejść pomiędzy ludzi i nie przepraszać za to, że jest. Wiecie, to są ci wszyscy ludzie, którzy zawsze z martwią się tym, że mam cukrzycę albo zaraz, natychmiast, tu i teraz dostanę wlewu. Tess opowiada, że na samym początku swojej obecności w mediach społecznościowych czuła potrzebę tłumaczenia się przed tymi ludźmi, odpowiadania na ich zaczepki i udowadniają, że jest zdrowa. W tej chwili jest na innym zgoła etapie – po prostu pokazuje im środkowy palec. Nie gra w ich grę, nie odpowiada na pytania, nie ustosunkowuje się do przypuszczeń. Powołuje się na cytat, którego źródła nie zna (ja też nie znam!):
Nigdy nie trać czasu na tłumaczenie się ludziom zaangażowanym w niezrozumienie ciebie.
Alleluja.
Moda i jej skutki
Szalenie inspirującą i interesującą częścią tej rozmowy jest ta dotycząca mody. Dosyć zaskakujące, że przy smażonym kurczaku w Disneylandzie rozmawiają o tym, co w ostatnim czasie powtarzam po wielekroć: suknia nie czyni człowieka, ale brak dostępu do mody ma szkodliwy wpływ na nasze samopoczucie. Tess jasno mówi:
Tym, co zmieniło moje postrzeganie świata i jednocześnie samoocenę było znalezienie lepszych ubrań. To zmieniło mój świat. Dlatego modeling naprawdę zmienił moją samoocenę i to jak na ciebie patrzę – dzięki niemu mam dostęp do ubrań, o których istnieniu wcześniej nie wiedziałam.
Drugim aspektem, który porusza jest też odpowiedzialność konsumencka (HA!), brzmi znajomo PRAWDA? Interesujący jest fakt, którego wcześniej nie znałam – Tess nosi ubrania wyłącznie od firm, które tworzą naprawdę szeroką rozmiarówkę i ma to aspekt polityczny. Jak mówi, chce mieć świadomość tego, że wspiera biznesy, którym naprawdę zależy na noszących duże rozmiary klientkach.
Stygmat świecznika
Ładnie i bez fałszywej skromności mówi o swoim uprzywilejowaniu. O tym, że pamięta o danych jej szansach, których nie dostały inne grube kobiety.
Od mody gładko przechodzą do poważnych zwierzeń, choroby męża Tess i jej własnej depresji poporodowej, o której mówi głośno. To bezcenne, że osoba ze świecznika publicznie przyznaje się do korzystania z pomocy specjalisty. Jedną z poważnych zmian, stanowiącą element ogólniożyciowej terapii, jest zmiana sposobu odżywiania. To bardzo interesujące i godne odnotowania, że temat podjęty zostaje w kategoriach odbioru społeczności zbudowanej przez Tess.
Z jednej strony mamy autentyczną potrzebę, a z drugiej potencjalny zawód osób które identyfikują się z jej grubym ciałem. To rozważanie, które nie jest mi obce, bo choć faktycznie nie planuję się odchudzać to często na okoliczność moich aktywności fizycznych dostaję to pytanie. A co gdybyś schudła? Tess puentuje to tak:
Zrozumiałam, że kochanie siebie, przynajmniej dla mnie, oznacza że mogę o siebie lepiej zadbać. Jak to robię to moja prywatna sprawa. Mogę żyć swoim życiem, odwiedzać Disneyland, jeść smażonego kurczaka i to będzie mój wybór.
Jeśli ta historia miałaby zakończyć się morałem, to jedynie takim, że każdy ma prawo pisać swoją historię.
Za każdą grubą babą stoją rzeczy o których istnieniu nie mamy pojęcia. Każdy pokazany środkowy palec ma swoją historię. Szacunek dla cudzych wyborów nie jest łatwy, zwłaszcza jeśli jak ja zawsze wiesz lepiej.
Przymus, którego doświadczamy można zatrzymać. Nie zgadzać się, pokazywać środkowy palec i się nie dawać. To się dzieje wszędzie.
Dobra wiadomość jest taka że możemy to zmienić.
Interesujące jest to, że przy całej fali bodypositive zapominamy o ciałopozytywności mężczyzn. Ostatnio na jakiejś grupie body-posi na fejsie dziewczyny zachwycały się plakietką od dentysty, z podpisem “Dzielny Pacjent” i przedstawiającą – rozumiem, że w ramach nagrody dla pacjentki – półnagiego modela z idealnie wyćwiczoną klatą. Czuję, że te same dziewczyny nazwałyby plakietkę seksistowską, gdyby była na niej fit-modelka. Ty sama w tym tekście pisszesz, że Tess “ma męża, który wygląda jak wiking, a do tego jest fotografem”. Aha, czyli co? Odniosła sukces bo ma przystojnego i szczupłego męża, należy ją za to pochwalić? A gdyby był łysiejący i z brzuszkiem, do tego nie byłby fotografem tylko urzędnikiem, albo zajmował się domem – wtedy nie byłby wart wspomnienia w Twoim tekście, prawda?
Bardzo to przykre. Walczymy o to, aby udowodnić światu, że każda kobieta jest wartościowa, niezależnie od tego jak wygląda, ale nadal bez żenady używamy konstrukcji “facet fajny BO przystojny”.
Absolutnie byłby wart, bo ciałopozytywność mężczyzn jest dla mnie tak samo ważna, jak ciałopozytywność kobiet.
Zwróć chcesz mnie na podstawie jadnego zdania z tekstu odsądzać od SEDNA mojej działalności, to zadaj sobie chociaż tyle trudu, żeby uwzględnić kontekst. Tak się składa, że Nick jest facetem z brzuszkiem, zasadniczo nie jest ideałem piękna oraz choruje nerwowo. Co nie oznacza, że nie wygląda jak Wiking i nie jest fotografem ANI TEŻ że nie jest wart pisania o nim. Tak samo jak Tess nie byłaby mniej warta gdyby nie była modelką i autorką książki. Piszę o nich takich, jakimi postrzegają ich inni i takich, jak o nich mówi Tess. I to są dwie ODRĘBNE płaszczyzny.
Zacznę chyba dodawać do tekstów znaczniki “wedle obiegowej” opinii, żeby się nie musieć tłumaczyć z zabiegów stylistycznych.
Magda, to co napisalas to wlasnie ironia. Z jednej strony – wszyscy jestesmy wzrokowcami, z drugiej ten Misiu z brzuszkiem i lysinka ma najczesciej mega wymagania co co wygladu i na gruba kobiete nawet nie spojrzy. Jego wyglad nie przeklada sie na jego oczekiwanie – bo w jego odczuciu posiada tysiace pozytywnych cech wazniejszych niz wyglad. I tak my kobiety powinnysmy myslec o sobie.Zamiat spinac tylek, plakac przed lustrem zaczac myslec o sobie nie tylko przez pryzmat wygladu. Faceci sa wzrokowcami – halo czy nasz problem, my tez jestesmy i jakos w wyborze partnera kierujemy sie czyms innym. Czas wyrwac sie z zakletego kregu “jak wygladam” i zaczac zastanawiac kim jestem. I miec wylane na czyjes oczekiwania wygladowe.
Bardzo ciekawy tekst!
Jakkolwiek problem, który poruszasz dotyczy nie tylko “grubych bab” ale też chudych bab, bladych ludzi, kobiet niemalujących się, wegetarian. Kazdy będzie musiał kiedyś odpowiedzieć na pytanie “coś ty taka blada, pewnie się odchudzasz” albo “od tego jedzenia na pewno nie schudniesz” albo przeciwnie “chodzisz na te fitnesy, a ja nie lubię umięśnionych kobiet” czy “okropnie wyglądają te wszystkei fitmatki”.
Oby każdy miał w sobie tyle siły, żeby nie dać sie wciągnąć w “tłumaczenie się ludziom zaangażowanym w niezrozumienie ciebie”.
Zainspirowałaś mnie to zrobienia posta na ten temat ❤
Pozdrawiam!
I o ileż świat byłby szczęśliwszym miejscem, gdybyśmy sobie nawzajem przestali urządzać życie! I zaakceptowali, że każdemu wedle potrzeb.
Czekam na wpis! ❤️
Och, TAK. tak bardzo się zgadzam! Gdybym tylko umiała odpowiadać ludziom komentującym moje umięśnione ręce. Gdyby tylko nikt nie zakładał że to co robię w swoim życiu ma na celu podobanie się komuś!
Bardzo interesujący tekst Ula. Tak bardzo się zgadzam z “za każdą grubą babą stoją rzeczy o których istnieniu nie mamy pojęcia”. A nawet bardziej za każdym człowiekiem stoi historia, o której nie mamy pojęcia, każde zachowanie wynika z czegoś, ale może nie być dokładną odpowiedzią na nasz komunikat, a obrazem tego, co dzieje się w życiu drugiego człowieka. Warto się zastanowić przed wydaniem osądu. Dziękuję za podzielenie się twoimi spostrzeżeniami.