Kochane Bravo, jestem gruba. Mam dosyć tamponów i wiecznie przeciekających podpasek. Słyszałam o kubeczkach menstruacyjnych, czy możesz napisać coś więcej? Czy gruba kobieta może z nich korzystać? Czy są na rynku takie rozmiary? Czy on mi nie wypadnie? Pomocy!
Ten, jak się łatwo domyślić, kompletnie fikcyjny list to słowa, które sama napisałabym do Bravo, gdyby po 1) Bravo miło wersję dla dorosłych, 2) istniało w ogóle, 3) nie byłoby internetu. Prawdę mówiąc kubeczek menstruacyjny chodził za mną od dłuższego czasu. Czaiłam się i czytałam dostępne w internecie informacje i wiecie co? Nie znalazłam ani jednego artykułu, który byłby adresowany do kobiet plus size. Zupełnie, jakbyśmy nie miesiączkowały. Jakby nie liczył się dla nas komfort. Nic, ani słóweczka o grubych babach, chcących odstawić tampony.
O tym, że zdecydowałam się zwyczajnie spróbować i podzielić się z Wami moimi przemyśleniami, zadecydowały cztery zasadnicze względy:
Wygoda
Jestem osobą objętą paraliżem organizacyjnym w kwestiach, w których chodzi tylko o mnie. Zapominam i prokrastynuję, pracuję nad tym, ale fakt pozostaje faktem. Od niedawna prowadzę w telefonie kalendarz menstruacyjny i tylko dlatego okres przestał mnie każdego miesiąca zaskakiwać. Nie zmienia to wcale faktu, że jestem na niego nieprzygotowana. Wygaszam powiadomienie i zapominam o tym, że powinnam wrzucić do torby tampony. Skutkiem tego jest okresowe nawarstwienie się ponapoczynanych opakowań z tamponami wszelkiej marki i wielkości, wysypującymi się z szafki. W najlepszych momentach potrafiłam mieć po cztery opakowania tamponów, a do tego dwa opakowania podpasek otwarte jednocześnie i spiętrzone w łazience. W torebce oczywiście null.
A potem przeczytałam na Enter the ROOM TEN artykuł o sytuacji miesiączkujących bezdomnych kobiet i pomyślałam sobie, że chyba kogoś tu pojebało. Mnie oczywiście.
Komfort użytkowania
O tym, że tampony > podpaski w kwestii pewności i wygody użytkowania wie większość miesiączkujących kobiet. WIemy też o tym, że tampony nie są rozwiązaniem idealnym, i nie mam na myśl wyłącznie mitycznego wstrząsu toksycznego. Wszystkie razy, gdy wydawało mi się, że za jednym pociągnięciem sznurka dokonam histerektomii wraz z zapadnięciem się oczu: Każda kobieta, która próbowała pod koniec miesiączki usunąć prawie suchy tampon wie, o czym mowa. Wszystkie te przesuszenia, otarcia i inne przyjemnostki użytkowniczki tamponów – be damned!
Jakby nie wystarczało, że zwijam się w tutkę do rytmu skurczów i z bólu szukam w google informacji, czy można samodzielnie usunąć jajniki przez pępek oraz jak zrobić przy tym najmniej bałaganu.
Względy ekologiczne
Sporo w ostatnim czasie myślę o tym, ile śmieci produkujemy każdego dnia. Wstydzę się za każdą plastikową torebkę, którą równie odruchowo, co niepotrzebnie przyniosę do domu. 6 do 8 tamponów dziennie, sześć dni w miesiącu, 13 razy w roku. Do tego podpaski, których używam na noc, bo to jedyny sposób, żeby nie budzić się trzy razy w ciągu nocy w kałuży. Jak się nad tym zastanowić, okazuje się, że ze zużytych środków sanitarnych robi się pokaźna góra śmieci. Pomnóżmy to przez jakieś ~30% (liczę wyłącznie kobiety w wieku produkcyjnym) to nawet zakładając, że z tych 30% około 10% nie ma dostępu do środków higienicznych, mówimy tu o hałdach zakrwawionych tamponów i podpasek w skali roku. Hałdach.
Dodatkowo – kiedy byłam młodsza i dosyć często bywałam w sytuacjach dalekich od domowych, kwestia pozbycia się takiego “śmiecia” w sposób dyskretny i nie budzący podejrzliwych lub rozbawionych spojrzeń stanowił dla mnie nie lada wyzwanie. Pamiętacie tę historię o kobiecie, która podczas randki utknęła w oknie, przez które chciała wyrzucić kawałek kupy, który nie poddawał się spuszczeniu w toalecie? Wink, wink.
Względy ekonomiczne
Jeśli – jak ja – nie należycie do tych szczęśliwych kobiet, na pochwach których nie robi wrażenia materiał, z którego wykonane są tampony to paczkę 32 tamponów kupujecie za ~8zł. Jeśli Wasza pochwa jest hrabiną w szkarłacie, paczka tamponów z powłoczką poślizgową to wydatek rzędu ~20zł za opakowanie o podobnej pojemności. Półtorej paczki miesięcznie: 1,5 x 13 x 20 = 390Zł do tego podpaski, ale to już drobne, ok. 36zł w skali roku. Cztery stówki rocznie za samą przyjemność bycia kobietą.
Dużo czy nie? Oceńcie same. Czy można te pieniądze wydać lepiej? No ba.
Przed pierwszym zakupem, przyznaję, blokował mnie fakt, że jeszcze do niedawna kubeczki były dostępne wyłącznie online. Należę do tych osób, które nie są w stanie wyobrazić sobie wielkości danego przedmiotu, dopóki nie wezmą go do ręki, nawet jeśli mają podane dokładne wymiary. No nie umiem, co zrobić. I pewnie czaiłabym się dłużej, gdybym któregoś dnia na półce w Rossmannie nie znalazła kubeczka Selena Cup. To nie jest jego recenzja – raczej zbiór impresji dotyczących kubeczka jako takiego.
Za mną kwartał korzystania z kubeczka – jesteście ciekawe? Czytajcie dalej.
Kubeczek menstruacyjny dla kobiet plus size
Kobiety plus size absolutnie mogą używać kubeczków menstruacyjnych (o ile nie istnieją indywidualne przeciwwskazania) i nie, wcale nie muszą być to produkty przeznaczone dla grubszych. Na fali mojego dotychczasowego doświadczenia, chciałabym napisać o dwóch ważnych z punktu widzenia kobiety plus size kwestiach dotyczących pytania “Ale jak to kubeczek menstruacyjny dla kobiet plus size?”.
Jaki rozmiar kubeczka mam wybrać?
Musimy sobie jasno powiedzieć, że duży tyłek nie oznacza wcale większych niż przeciętna narządów rodnych. Piszę o tym, choć niektóre z Was dziwić mogą sypiące się dziś ze mnie truizmy – pisze o tym, bo odpowiedź na pytanie o rozmiar była dla mnie enigmą i przyznaję, że zakup kubeczka w rozmiarze M był raczej eksperymentalnym krokiem w nieznane. Producenci większości kubeczków jako podstawę różnicowania rozmiaru obierają przede wszystkim fakt czy kobieta rodziła siłami natury czy nie, tuż obok niego, ramię w ramię maszeruje intensywność krwawienia. Selena, której aktualnie używam, dostępna jest w Polsce w rozmiarach S i M, producent poinformował mnie, ze póki co, nie zamierza wprowadzać trzeciego rozmiaru n a nasz rynek. Warto przy doborze rozmiaru kierować się przede wszystkim wskazówkami producenta, nie myśleniem o tym, jaki rozmiar nosicie.
Czy będę umiała założyć kubeczek?
Prawdopodobnie nie i żaden to powód do stresu. Ogarnięcie jak szybko i skutecznie zakładać kubeczek zajęło mi ze dwa dni. Są różne szkoły składania kubeczka, żeby umieścić go w pochwie – w literkę C, w literkę S czy może stożek. Nie ma jedynej słusznej drogi do sukcesu. Whatever flies your kite. Najważniejsze to umieścić go tak, żeby nie przeciekał i nie sprawiał dyskomfortu.
Trudnością, jaką warto żeby wzięły pod uwagę te z nas, które mają większy brzuch, jest konieczność wypracowania sobie komfortowej pozycji, pozwalającej na bezproblemowe założenie/usunięcie kubeczka. W domu jest super, ale na stojąco jest mi zdecydowanie trudniej to ogarnąć, także w okolicznościach toalety publicznej bywa niekiedy stresująco.
Przechodząc na kubeczek trzeba dać sobie czas. Pokombinować, sprawdzić co działa najlepiej. Nie stresować się i nie wywierać presji. Z perspektywy ostatnich trzech miesięcy uważam, że warto. Cierpliwość popłaca i w chwili obecnej nie wyobrażam sobie powrotu do tamponów i podpasek. Kubeczek daje mi komfort, higienę i pewność, jakiej szukałam. W chwili obecnej korzystam z Selena Cup, ale nie wykluczam, że spróbuję również innych marek. A może… może interesuje Was recenzja jako taka?
Jeśli macie jakieś dodatkowe pytania, albo doświadczenia w zakresie korzystania z kubeczków, którymi chciałybyście się podzielić – piszcie śmiało. To ważny temat, na który nie łatwo cokolwiek znaleźć w internecie. A przecież okres i nasze samopoczucie w jego czasie to są ważne sprawy!
Używam kubeczka (Mooncup) od ponad roku i był on jednym z najlepszych zakupów w moim życiu. Od stycznia 2017 nie zużyłam ani jednej podpaski ani tamponu. Cieszy mnie to niezmiernie szczególnie z tego względu, że staram się zredukować wywarzanie śmieci, a dzięki kubeczkowi nie wyrzuciłam ani jednego pomenstruacyjnego śmiecia.
Na początku również miałam kłopoty z aplikacją i wyjmowaniem kubeczka. Wyjmowanie było prawdziwym koszmarem. Po jakimś czasie się jednak przyzwyczaiłam i obecnie nie odczuwam już żadnego dyskomfortu ani przy wkładaniu, ani przy wyjmowaniu. Wiem, że każdemu odpowiada co innego, ale dla mnie jedyną wygodną pozycją do aplikacji kubeczka jest niski przysiad z szeroko rozstawionymi kolanami. Czasami używam też żelu Feminum, którym smaruję zewnętrzne krawędzie kubeczka – wtedy wchodzi o wiele gładziej 😉
Pewnie gdyby nie Rossmann, też bym jeszcze nie miała kubeczka, a czaiłam się na niego i podchodziłam nie wiem ile czasu. Kupiłam rozmiar S, bo nie uważam się za obszerną “w tym miejscu” mimo kilku ponadprogramowych kilogramów. Moje wrażenia po dwóch miesiączkach: czemu ja tego wcześniej nie miałam!? Owszem, nauczyć się tego ustrojstwa używać, to musi minąć trochę czasu. Ale przynajmniej czuję się, jakbym znowu miała 16 lat i uczyła się tamponów od nowa. Ale z czasem ogarnę. Ale to, że mogę cały dzień chodzić i tylko troszkę pamiętać że mam okres, no to miodzio. Bo niestety po każdym numerze 2 w łazience muszę skontrolować kubeczek. Z tamponami to nawet nie mam co kontrolować, także plus pozytywny. Teraz zastanawiam się nad innym kształtem kubeczka, bo Selena swoim wydaje mi się sprawia trochę trudności.
Jestem zdecydowanie #teampodpaski, nie lubię tamponów, więc na kubeczek też nie mam ochoty.
Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że wielkość kubeczka może zależeć od wagi właścicielki, a nie od jej doświadczeń seksualnych i porodów 😮
a ja trochę tak myślałam, ale raczej w tych kategoriach, że moje flaki są cieższe, niż te innych ludzi i w związku z tym większym ciśnieniem może będę potrzebowała takiego, któy się będzie lepiej wpasowywał. To jest wyłącznie dowód na to, że warto rozmawiać i zadawać pytania 😀
Kubeczek nosi się całkiem inaczej, niż tampony. Ja nigdy nie polubiłam tamponów, zawsze czułam dyskomforty, nosząc takowy, a kubeczek jest super. Używam już z 5 lat chyba i to jest epokowe odkrycie 😀
Jakbym czytała o swoich perypetiach… Miesiączka to specyficzny czas. Problematyczny. Czaję się na ten kubeczek, ale wciąż mam obawy, jak to będzie. Jak to ogarnąć w pracy, gdzie mamy osobno kibelek, a osobno umywalkę. Krępujące. I czy na prawdę nie przecieknie. Jak znam życie, początkowo zabezpieczałabym się jeszcze podpaskami…
Ulu, dzięki Ci za ten wpis. Za szczerość, prawdę, za pisanie, jak jest. Bo życie to nie tylko słodkie pączuszki, róże i zachody słońca. To także okres, kupa i spocone dłonie 😉
Też miałam te wątpliwości z ogarnięciem kubeczka w ciągu dnia, ale podobno można go “trzymać” do 12 godzin. W moim przypadku po 10 zaczynam czuć że go mam, ale mam nadzieję, że to minie, że się przyzwyczaję. A w 10 godzin to spokojnie dojadę do pracy, przeżyję dzień i wrócę do domu. Bo rzeczywiście nie wyobrażam sobie latania po publicznej toalecie z kubeczkiem do umycia… Jeszcze dla pewności używam go razem z wkładkami, ale nie miałam do tej pory niespodzianek.
Tak! 10 godzin totalnie raduje życie, zwłaszcza w porównaniu z tamponami, które muszę zmieniać czasami co dwie godziny. Kiedy w publicznym kiblu nie mam możliwości, żeby go opłukać, biorę butelkę z wodą do torebki, daje radę.
Ja tak robię! Zwłaszcza, że nie mam jeszcze takiej wprawy jak z soczewkami, które nosze od przeszło 20 lat. Czasami w publicznym kiblu się spieszę, coś nie pyknie i… lepiej mieć wkładkę, ale zastanawiam się nad tymi eko, do prania. To może być faktycznie fajna alternatywa dla nieustającej produkcji śmieci.
<3 oczywiście, że tak. Sporo sie ostatnio mówi o tabu, jakim obłożona jest miesiączka. Prędej pokażą w tv animację skręcających się jelit czy paznokcia podnoszonego przez kreskówkową grzybicę, niż czerwony płyn w reklamie podpasek.
Kubeczki są wspaniałe! Zwłaszcza tuż przed okresem, kiedy nie wiadomo – zacznie się dziś, czy jutro? A może w nocy? W ogóle się tym nie przejmuję – rano wkładam kubeczek i wieczorem sprawdzam. Powtórzyć. Tak samo w ostatnie dni – już po, czy jeszcze nie?
Całkiem na niego nie przeszłam, bo pierwszy/drugi dzień mam taki, że co chwila musiałabym go latać opróżniać, a w pracowej łazience jednak dużo łatwiej poradzić sobie z tamponem.
Co do nieprzeciekania – po włożeniu należy równolegle włożyć sobie palec i obwieść nim górne granice kubeczka, żeby się upewnić, że cały się rozwinął w okrąg i że ujście szyjki macicy do niego wpada – dzięki temu ujście jest niżej niż górna granica kubeczka, więc minimalizujemy ryzyko wycieku. Nie mam zielonego pojęcia, czy i jak radzą sobie z nim osoby z błoną dziewiczą.
Pierwsze eksperymenty polecam przeprowadzić w wannie/pod prysznicem.
Ja tego obwodzenia palcem nie ogarniam, prawdę mówiąc. Pociągam za uszko i sprawdzam jak siedzi. Jeśli się rozłożył to stawia opór 😉
U mnie czasami rozkłada się częściowo, w szeroki półksiężyc, a nie okrąg. I wtedy cieknie. Dlatego muszę go popchać to z jednej to z drugiej, żeby rozłożył się całkiem.
Bardzo sie cieszę, ze poruszyłaś ten temat. Od kiedy głośniej sie zrobiło o kubeczkach cały czas zastanawiam sie czy kupić. Teraz nie mam juz właściwie żadnych pytan… Tylko lecieć na zakupy 😉