Baby w Kosmos!
Jeśli czytacie mnie od jakiegoś czasu albo po prostu zabłądziłyście do pierwszego wpisu, jaki się u mnie pojawił wiecie, że u zarania bloga Galanta Lala leży pewna ważna rozmowa. Jeśli nie wiecie, opowiem w skrócie co się zdarzyło, że zaczęłam pisać. Pomysł bloga plus size w takiej, a nie innej formie mieliłam w głowie całymi miesiącami. Milion pomysłów kontra milion wymówek. Któregoś razu odbyłam z Z., ośmioletnią wtedy córką mojego chłopaka, taką to rozmowę:
– Wiesz, ona jest bardzo ładna, bo jest taka szczupła!
– Ja przecież też jestem bardzo ładna, a jestem gruba. To jak to jest?
– No wiesz, ale może mogłabyś się trochę wyszczuplić?
Przyznam, że choć w rozmowie zachowałam zimną krew i płynnie przeszlam do tłumaczenia, że rózni ludzie mają różne kształty i to nie znaczy, że jeden jest lepszy, a drugi gorszy. W środku zaś zwyczajnie wywaliło mi niebieski ekran. Błąd systemu. Awaria. Z., nie mając o tym pojęcia, uruchomiła mi alarm. Bo skąd w małym, nieskażonym mediami, plotką i biznesem estetycznym dziecku takie przekonanie? Zakorzenione jeszcze nawet nie w imperatywie porównywania się z koleżankami, ale w – teoretycznie – zwykłej obserwacji świata. Czy nasza obsesja jest zakorzeniona tak głęboko, że programujemy na nią dzieciaki, które jeszcze nie potrafią odróżnić prawdy od fałszu?
Czym skorupka za młodu
W moim domu rodzinnym kształt ciała nigdy nie stał w centrum zainteresowania. Owszem, pamiętam jak mama cichaczem zamykała się w pokoju i ćwiczyła callanetics. I tyle. To, przez całe moje dzieciństwo, był mój jedyny kontakt ze zjawiskiem walki o inną sylwetkę. Z rozmysłem nie piszę, że lepszą.
Nikt nie wdrukował we mnie nawyku krytykowania swojego ciała, a jednak – człowiek nie jest przecież bezludną wyspą, że sparafrazuję klasyka – nie udało mi się uciec przed presją. Przed oceną środowiska, zawsze trochę słabszymi wynikami na wuefowych zaliczeniach, porównywaniem sie do zawsze mniejszych i zawsze, choćby tylko w moim przekonaniu, ładniejszych koleżanek. Do pań z telewizji i kaset VHS. Do pań z magazynów.
Dobrze, że mimo wszystko były w moim życiu rzeczy ważniejsze. Że chociaż rodzice nie wychowali mnie do życia w zgodzie z własnym ciałem, nie zaszczepili też samoniezadowolenia, które jest trochę jak grzyb. Raz zasiane zostaje na zawsze. Dobrze, że zawsze było coś bardziej istotnego od tego czy schudnę, czy nie. Że miałam zainteresowania, które podlewane, zamieniały się w pasje.
Różne formy Dziewczyńskości
Chciałbym, żebyśmy my, Syreny Lądowe… nie! my, wszystkie kobiety! zrozumiały, że zawsze dajemy przykład. Niekoniecznie dobry. Żebyśmy umiały oddzielić nasze frustracje od świata dziewczynek, z którymi mamy kontakt. Córek, młodszych sióstr, wychowanek, znajomych i całej reszty. Żebyśmy umiały znaleźć w sobie siłę i przekazać ją dalej. Nauczyć je, że ludzkie ciało ma wiele funkcji i zadań. I że wszystkie je można spełniać BEZ WIECZNEGO ODCHUDZANIA.
Bo dziewczynki są piękne i mądre nie tylko wtedy, kiedy mają słodkie buźki, blond loczki i bawią się lalkami. Są piękne kiedy jedzą piach z piaskownicy, wiszą na drzewie do dołu głową i interesują się tym jak to się dzieje, że samochód jeździ. Wtedy kiedy płaczą, i wtedy, kiedy wracają ze szkoły z uwagą, bo oddały koledze. W nowej sukience i z żałobą za paznokciami. Wtedy, kiedy są ciekawe nie tylko siebie samych i kiełkującej urody, ale całego otaczającego je świata.
Uważam, że wychowanie dziewczynek do dobrego życia w zgodzie z własną głową i ciałem to nie jest nasza odpowiedzialność. Znaczy nie tylko. Troska o kolejne pokolenia kobiet to najwyższa forma kobiecej i dziewczyńskiej solidarności. I można ją praktykować nawet wtedy, gdy jak ja, nie macie własnych dzieci.
A rakietę zbudujemy razem
Możecie na przykład zacząć od wsparcia inicjatywy, co do której żałuję, że nie powstała w moim dzieciństwie, Fundacji Kosmos dla Dziewczynek. Tak piszą o sobie: ” Wiemy, że dziewczynki mają wielką moc, która wraz z dorastaniem często słabnie i znika. Dlaczego? Ponieważ zderzają się ze stereotypami. Słyszą, że są tematy nie dla nich, że “dziewczynki tego nie robią” i że niektóre zajęcia są tylko dla chłopców. W konsekwencji często porzucają swoje pasje, by dostosować się do oczekiwań. Chcemy to zmienić! Chcemy, by ta moc w nich pozostała. Chcemy, by wiedziały, że bycie dziewczynką jest super, niezależnie od tego, czy kochają malować, wspinać się po drzewach, czy być księżniczką! Bycie zupełnie zwyczajną dziewczynką też jest wspaniałe!”
Nie mam wątpliwości, że wszystkie dziewczynki, które znam, chciałabym wysłać w Kosmos. I wiecie co? Wy też możecie pomóc, jeśli nie finansowo, to chociaż opowiadając znajomym o tej fantastycznej inicjatywie. Nie mogę doczekać się chwili, w której ktoś wreszcie będzie mówił do dziewczynek z wiarą, że mają takie same kompetencje i możliwości jak chłopcy.
Nie mogę się doczekać pierwszego numeru, będę go czytać razem z Z.!
(o ile się zgodzi 😉 )
Kosmonautki możecie wesprzeć biorąc udział w zbiórce: https://polakpotrafi.pl/projekt/kosmos
Cieszę się, że poruszyłaś ten temat 🙂 tylko nie zapominajmy, że edukacja chłopców też jest istotna. Bo cóż z tego, iż wychowamy pokolenie kobiet znających swoją wartość i wiedzących czego chcą, jeśli chłopcy i mężczyźni nie zmienią swojej perspektywy? Jak najbardziej kibicuję inicjatywie fundacji, bo tego brakowało.