Jako gruba od zawsze, przez całe lata swojego krągłego życia zmagałam się z dwoma koszmarami, które każda z dziewczyn powyżej 44 rozmiaru zna z autopsji. Te dwie czynności sprawiały, że oblewałam się zimnym potem i psuły mi humor na cały tydzień. Tak, tak, mówię o przymierzaniu ubrań i pozowaniu do zdjęć.
A dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o tym, jak to się stało, że kompletnie zwariowałam, tj.
zostałam modelką*
Mówi się, że rozwój zaczyna się poza naszą strefą komfortu. Coś w tym być musi, bo gdybym siedziała w swojej ciepłej skorupce, nigdy nie powstałaby Lala. Nie byłoby mnie tutaj i kto by Wam wtedy powiedział, że czasami naprawdę warto wyjść z własnej głowy i zrobić coś, o co nigdy wcześniej siebie nie posądzałyście?
W moim przypadku to była sesja zdjęciowa. Obserwuję naszą krajową plus sajzową blogosferę z podziwem. Dziewczyny kwitną. Rozwijają się w nowych kierunkach, realizują takie sesje że gdyby to były Stany, dawno miałyby grube kontrakty w dużych agencjach. Podziwiam i nawet trochę zazdroszczę. Bo to musi być naprawdę satysfakcjonujące – zostać twarzą jakiejś marki. Takie to wszystko ładne i… odległe. Myślałam sobie, że tez bym tak chciała. Ale jak? Nie mam ani know-how, ani pozycji na blogerskim świeczniku.
Gdy wtem
Ni stąd, ni z owąd, odezwała się Magda, z którą przerechotałam niejedną godzinę w przejściach dla hotelowej służby. Czasy dawne, ale nie straciły w mojej pamięci na kolorze. Mówi mi, że Lala fajna i czy nie chciałabym zapozować w kilku ubraniach łódzkiej marki Agata Re, szyjącej w każdym istniejącym rozmiarze. Nie bez wstydu muszę przyznać, że nie zastanawiałam się za długo. Tu czas mógł zadziałać na niekorzyść. Jeszcze bym się rozmyśliła czy coś.
– BIERĘ!
I tak to, od słowa do słowa, znalazłam się przed obiektywem. Po raz pierwszy! Z profesjonalnym makijażem, w rajtach z OGROMNĄ dziurą na tyłku i dobrą miną dogry o kompletnie nieznanych mi zasadach.
I wiecie co?
Było ekstra! Bawiłam się świetnie i prawie nie stresowałam. Cieszę się, że odkryłam ten nowy ląd. Wyszłam poza to, co miłe i znane. Zmierzyłam się z aparatem i z prawdą o moim ciele, które – umówmy się – nie jest ciałem rączej, 19letniej łani. I nie jest z tego powodu ani trochę gorsze. Nie miałam problemów, żeby stanąć do zdjęcia z Olą, która jest rozmiarów mojej jednej nogi. Jestem Galantą Lalą i wygląda na to, że wreszcie to polubiłam!
Na finalne efekty trzeba jeszcze poczekać, ale mam dla Was kilka smaczków z bekstejdżu.
Pośmiejmy się razem.
*- nie, że w ogóle. Nie uzurpuję tytułu. Ot, na okoliczność współpracy.
**- artykuł nie jest sponsorowany, to moje zupełnie obiektywne odczucia po pierwszej w życiu sesji (łaaał!)
[sgmb id=”1″]
Gratulacje Ula! Na pewno zdjęcia wyszły przepięknie, ale przede wszystkim gratuluję Ci odwagi. Żeby pisać i pokazywać swoją twarz w blogosferze trzeba mieć “jaja”. Nie każdy zdecyduje się na to by pisać o sobie w sieci. Pisać….ale jak pisać! Z przymrużeniem oka, z uśmiechem na ustach, z dużym dystansem do świata. Tak trzymaj! Pozdrawiam ciepło! 🙂
Dziękuję za ciepłe słowa, dużo dla mnie znaczą <3 Ściskam!
Piękne oczko 😉
Nie mogę się doczekać zdjęcia w tej czerwonej koronkowej kiecce, pasuje Ci ten kolor.
Dałam radę, trzeba przyznać 😆 i też czekam niecierpliwie!
No, tylko pogratulować 🙂 pomimo wielu przeciwności losu, a na pewno i ta olbrzymia dziura w rajtkach też utrudniała ;-P Tak trzymać 🙂
Przyznaję, kiedy po raz pierwszy stoisz przed obiektywem, mega dziura w rajstopach wcale nie pomaga 😂
Zdjęcia miodzio 😀 Ty Ulcia w ogóle masz świetną twarz do portretów. Cała jesteś świetna i z pazurem 🙂
Takie komplimenta to miód na mę duszę, prawdaż. Czekam na finalne zdjęcia!