Zupełnie niespodziewanie, wpół rozmowy telefonicznej, rysująca mój portret Z. ze zmarszczoną twarzą oznajmia mi, że jej koleżanki źle o mnie mówią. Że jestem gruba i że jednej z nich odłączyłam ładowarkę. Dramat u bram. Oczy zaszklone.
– Ale ja jestem gruba.
– Nie, Ty jesteś plus size!
Ta rozmowa to kwintesencja mojej działalności blogowej. Misja odbicia słowa gruba ze szponów wszechpogardy. Gruba to taki sam przymiotnik jak każdy inny, którego używamy do opisania kogoś. Gruby, niski, ciemnowłosa. Bez większego znaczenia, bo żadnego człowieka nie da się zdefiniować poprzez jeden przymiotnik.
Ale jak to gruba?
Dlaczego miałabym się oburzać słysząc, że ktoś mówi o mnie gruba? Wiadomośc dnia: JESTEM gruba. I żadna ilość czarnych ubrań w wyszczuplających fasonach tego nie zmieni. Ubrana po szyję, naga i wszystko pomiędzy – nadal to samo. Moja sylwetka nie zmienia się, bo nagle przykryłam ją czarnym workiem.
No pewnie, że mogłabym to wypierać i udawać, że nie ma tematu. Tylko czy coś by się od tego zmieniło?
Kiedy zaczynałam okres Wielkiej Randki bardzo szybko rozstrzygnęłam ze sobą czy poruszać kwestię mojej sylwetki w opisach na profilach portali randkowych. Oczywiście, że poruszać. Mój tyłek nie stanie się magicznie mniejszy tylko dlatego, że nie napisałam, że kawał ze mnie baby. Zaoszczędziło mi to wielu rozczarowań. Potencjalnie przynajmniej, bo wiemy przecież jak było.
Gruba od wczoraj?
Zanim uwierzycie w wyobrażony obraz Lali Wojowniczej Grubaski, w obraz rebeliantki bez skazy, spieszę wyjaśnić, że nie zawsze było tak jak teraz. Był w moim życiu czas, a właściwie czasy, bo okresowo odchodziły i wracały, kiedy na myśl o tym, że ktoś nazwie mnie grubą każdy narząd wewnętrzny zwijał mi się w trąbkę.
Pierwsza fala to oczywiście czas szkoły podstawowej, kiedy zupełnie jak większość dzieci, uważałam, że przynależność do stada to kwestia życia lub śmierci. Pyskata i wyższa o głowę od całej klasy miękłam, kiedy ktoś w mojej obecności użył słowa na g. Truchlałam cała, nadstawiając uszu, czy to aby nie o mnie.
Druga fala zaczęła się w dziwnych i ciemnych czasach studenckich, a skończyła… w zasadzie niedawno. Wydobyło mnie z niej odkrycie niszy plus size. Przyswoiłam sobie grubą przez osmozę.
Im dłużej piszę, tym lepiej znam siebie. Na potrzeby bloga poddaję refleksji takie strony mnie, którym nigdy wcześniej nie poświęcałam więcej uwagi. Odkrywam w sobie nowe motywacje i nową determinację, żeby odzyskać ten świat dla siebie. I dla innych, także tych, którzy wciąż jeszcze uważają, że gruba to obelga.
Przytul grubą
Czasami mam wrażenie, że ludzie boją się zaakceptować to słowo. Jest ono postrzegane jako flaga ostatecznej porażki.
Grubych ludzi obowiązują niepisane reguły – bycia wesołkiem oraz walki o chudszy tyłek. Nikt nie chce być gruby na stałe. Przy kości, puszysta, plus size, pilputaśna (niezłe nie? Znałyście to wcześniej?), przy sobie – to tylko garsteczka przykładów, bo jeśli chodzi o naszą kreatywność w zakresie udawania przed sobą to jesteśmy mistrzami. Powiedzenie o sobie jestem gruba w kontekście innym niż autoagresja słowna to jak wbicie w paszport wizy do świata bez nadziei na powrót. Znikąd ratunku.
Ja się z tym nie zgadzam. Kiedy mimo znacznej nadwagi stawiasz kreskę między sobą a grubasami to to jest zwyczajne świństwo. Stąd tylko kroczek do poczucia wyższości. Mistrzami są w tym osoby, które schudły. Obserwuję ich sobie czasami i myślę, że to jednak poszło nie tak. Że nie może pójść dobrze, jeśli się nie zacznie od głowy. Od okazania sobie samemu szacunku. Są, chciałabym zaznaczyć, ludzie, którzy zachowują klasę. Wzorce godne naśladowania.
Myślę sobie, że może gdyby świat nam nie wmawiał, że w środku każdej grubaski siedzi szczupła kobieta, która za wszelką cenę chce się wydostać na zewnątrz to może umiałybyśmy zachować spokój i umiar. Nazywać grube grubym i nie zaperzać się na dźwięk tego słowa.
Bycie grubym to nie jest życiowa porażka. Tak samo jak nie jest nią bycie blondynem, Wikingiem czy okularnikiem. Nauczmy się tego. Raz, a porządnie!
Słowa są ważne.
To słowa odróżniają nas od reszty zwierząt. Umiejętność precyzyjnego nazywania rzeczywistości, a także przekazywania tego opisu w zrozumiałej formie zadecydował o rozwoju cywilizacji. Bez słów nadal chrumkalibyśmy na siebie w leśnych ostępach.
A ze mną jest inaczej co do słowa : gruba. Dla mnie bardziej pejoratywne jest określenie : otyła. W mojej świadomości osoba otyła to taka która już nie jest w stanie samodzielnie opuścić łóżka z powodu wagi. A gruba to taka jak ja czy Ty czyli z większa ilością ciała i kłopotami z zakupem fajnych ciuchów 😜
Bardzo ciekawy wpis i bardzo życiowy, i wie o tym każda kobieta, która była grubym dzieckiem 🙁