Przez ostatnie dwa dni świat, a przynajmniej Polska, z zapartym tchem śledziła przebieg spektakularnej akcji ratunkowej pod górą Nanga Parbat. Nie potrafię, a może… może jednak nie chcę opisać tego uczucia, które towarzyszyło mi, gdy jak zahipnotyzowana wpatrywała się to w live z GPSa Bieleckiego na youtubie, to w twittera, na którym na bieżąco szły aktualizacje statusu akcji. Mrugać czy nie mrugać? Obudziłam się o 6:43 z myślą o tym, że nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak to jest spędzić noc na takiej górze. Wśród mrozu i wiatru, siedem kilometrów ponad poziomem morza.
Siedem kilometrów dla kogoś, kto nie chodzi po górach to takie nic. Na polskich autostradach bywają dłuższe korki. A jednak, za osiem pokonanych w pionie kilometrów, człowiek sięga nieba. Z którego nie zawsze wraca.
Long story short – W chwili, gdy to piszę, na twitterze w najlepsze hajcuje się dyskusja, w której padają kamienne zdania w stylu „Po co ratowali żabojadkę”, „jak mogła go zostawić?”, „dlaczego nie idą po niego”.
Myślę sobie, że nie trzeba być atakującym Zabójczą Górę w zimie Himalaistą, żeby stanąć w sytuacji, w której zdrowy rozsądek zlewa się w jedno z egoizmem. Żeby była jasność – reszta tekstu NIE MA bezpośredniego związku z tym, co działo się na górze. Historia spod Nanga Parbat to taka moja magdalenka – wystrzeliła mnie w kierunku pewnych refleksji. Nie czuję się uprawniona do komentowania szerzej samego wydarzenia. Z ekstremalnych zimowych wypraw to sto lat temu, w śniegu po kolana zdobyłam w marcu Morskie Oko, więc serio – co ja mogę mieć do powiedzenia w kwestii wypraw w Himalaje?
Co innego egoizm.
U nas, w Polsce, publiczne przyznawanie się się egoizmu nie nie jest w dobrym tonie. Zwłaszcza, kiedy jesteś kobietą. Trzeba być ofiarną i skromną, cichą i zawsze gotową do poświęceń. Nosimy to w sobie od najmłodszych lat: “pocałuj wujka”, “nie denerwuj cioci”,”zjedz, bo babci będzie przykro”. W szkole dajesz ściągać, żeby nie wyjść na zdziwaczałego sobka. Pracy przy wodopoju udajesz, że bawią Cię ploteczki o szefie, choć naprawdę głowę masz gdzieś kompletnie indziej. Całe życie tańczymy do czyjejś muzyki i – zupełnie jak z odchudzaniem – uważamy, że skoro my się podporządkujemy, to tego obertasa powinni tańczyć z nami wszyscy.
Tymczasem, w równoległej rzeczywistości kropla egoizmu w pośmierdującej parówkami na śniadanie codzienności jest jak szczypta słońca w środku zimy. Bezcenna. Ośmielę się nawet stwierdzić, że potrzebujemy egoizmu z co najmniej trzech powodów:
-
Jak sobie polepszyć
Nie ma idealnie. Nikt z nas nie rodzi się i nie funkcjonuje w środowisku, które od A do Z, od narodzin do śmierci będzie nas wiecznie wspierać i kwitnąć z nami. Wszyscy czasami pakujemy się w szambo. Są sytuacje, w których mimo ulanych z najszczerszego złota chęci nie można zrobić nic więcej. Nic więcej powiedzieć, nic wyjaśnić.
Trzeba czasami zostawiać we wstecznym lusterku ludzi i sytuacje, które trzymają Cię na glebie, ogównionym butem dociskając gardło. Zostawienie toksycznego faceta; znalezienie pracy, w której będą Cię doceniać; zwrócenie komuś uwagi, że zachowuje się w sposób krzywdzący – wszystko wymaga kropelki egoizmu. Takiego, wiecie, spojrzenia na siebie w konkretnej sytuacji i zabrania głosu w obronie własnej. Nie kogoś innego, swojej osobistej. Ja wiem i jestem pewna, że Wy też wiecie, jak to trudno.
Jestem egoistką.
-
Pasja
Nie chcę w tym punkcie deliberować o tym czy wyjście zimą na ośmiotysięcznik to jeszcze pasja czy już może szaleństwo. Jeślibym mogła o coś prosić to nie traćmy z oczu tematu, o którym jest ten wpis.
Pasja wymaga czasu. Wymaga emocjonalnych nakładów. Wymaga też zatroszczenia się o siebie i czasu, żeby ją znaleźć. Bo przecież nie zawsze trafia się za pierwszym razem. Zanim zaczęłam swoją przygodę z ATSem byłam na niezliczonej ilości zajęć z tańca, spróbowałam wielu form i dopiero tutaj odnalazłam swoją.
W moim życiu zawsze było coś. Był teatr, konie, taniec, pisanie. Nie wyobrażam sobie życia bez pasji, bez tego piątego koła, dodatkowego napędu. Najnieszczęśliwsza jestem wtedy, gdy utknę na pętli pomiędzy pracą, a domem, bez czasu dla siebie, bez własnych zajęć pozalekcyjnych. To jest mój egoizm codzienny. Można to tak nazwać, bo czas, który mogłabym poświęcić bliskim albo zainwestować w wiecznie piętrzące się pranie, poświęcam sobie i tylko sobie.
Jestem egoistką.
-
Emocjonalny sponsoring
To zło, na które nikogo nie stać. Każda z nas ma w życiu takie relacje, w których po jakimś czasie okazuje się, że sił mamy jakby mniej, a u piersi (metaforycznej) wisi nam pijawka. Emocjonalna pijawka. Takie pijawki występują w dwóch odmianach i co jedna, to bardziej szkodliwa. Wariant pierwszy, czyli Pijawka Poddańcza, otacza nas zachwytem i jojczeniem o własnej niższości. Wariant drugi to Pijawka Ekspansywna, która naszym kosztem będzie polepszać sobie samopoczucie. Niezależnie od układu, takie sytuacje są zawsze wyżymające.
Wyjście sytuacji, w której budzisz się jako czyjś bezwiedny emocjonalny sponsor wymaga niemałych jaj, bo albo jesteś dobrze zahukana, albo szkoda Cię pijawki, bo taka jest przecież biedna. A Ty? Gdzie w tym wszystkim twoje emocje? I nie pomylmy się – ja nie mówię o relacjach, w których przyjaciel np. słabuje nerwowo, bo przecież wiadomo, że człowiek nie jest świnia, prawdaż. Takich relacji mam za sobą sporo – mam szczególny talent do takich pijawek i wiecie co? Bardzo sobie cenię świadomość, że im człowiek jest starszy, tym mniej ma czasu na takie jednostronne relacje. Ain’t nobody’s got time for this shit. Staram się tak dobierać ludzi w swoim towarzystwie, żeby mi było jak najweselej. Wam też wolno.
Jestem egoistką.
Cześć, mam na imię Ula
i od niedawna nie wstydzę się powiedzieć, że jestem egoistką. W jego imię dobieram znajomych, egoizm pomaga mi rozplanować czas. To trudny temat, łatwo się poślizgnąć na nim, jak na łódzkim chodniku zimą. Łatwo można nie zrozumieć tych myśli, które składam tu w zdania. Pomylić ten rodzaj egoizmu, o którym piszę z chamstwem i brakiem kultury. Chciałabym potrafić skupić się na swoim celu i wspinać się na wytyczony szczyt, chociaż wokół -60 i wieje. Zazdroszczę ludziom umiejętności pamiętania o sobie i swoich interesach w każdych okolicznościach.
Kto wie? Może już dzisiaj miałabym to wszystko, o czym marzę od lat?
I chciałam zadać Ci pytanie – czy można być dobrym dla ludzi egoistą?
____________________________________
Photo by Jonathan Knepper on Unsplash
Tak, jak najbardziej. To co przewrotnie nazywasz egoizmem jest mądrą troską o siebie.
Wiemy dobrze, że to kwestia podlegająca interpretacji. A z tą jest tak samo jak z racją ;:
Dzięki za ten tekst. Akurat tego właśnie potrzebowałam.
❤ cieszę się.
Powiedziałabym, że większość egoistów jest dobra dla ludzi, bo to się opłaca. Lubianej osobie chętniej się pomoże, niż nielubianej. W życzliwym towarzystwie żyje się łatwiej.
Najbardziej mnie obchodzi czubek własnego nosa i właśnie dlatego dbam o to, co ten nos wącha 🙂
Hej,
Egoizm jest dobry w racjonalnych dawkach. Nie mówię tutaj o bezdusznym wykorzystywaniu innych ludzi, ale o tym, że każdy w pewnym momencie życia musi być egoistą.
Znajomi i przyjaciele to raz. Tutaj mamy jeszcze jakieś mniej bądź bardziej emocjonalne pole wyboru. jednak nie ukrywajmy, że wygaszenie niektórych jednostronnych relacji wymaga po prostu najczęściej przystopowania naszego zaangażowania. To wszystko. Kiedy ostatnio Twoja “Przyjaciółka” zapytała co u Ciebie nie przerywając Ci w połowie zdania? W takich relacjach mówiąc może trochę “prostacko” – Trzeba się szanować. I to jest kwestia szacunku do samego siebie, a nie egoizmu.
Partner to dwa.
To, że on/ona ma swoje pasje a Ty w tym czasie zaknacasz w domu albo w pracy aby “życie było w miarę ogarnięte” i nie masz czasu wypić herbaty to jest też kwestia szacunku do samego siebie, ale też wymagania go od drugiej osoby. Trudne ale nie niemożliwe.
Rodzina to trzy.
Kit z tym jak jesteśmy mali, chociaż wychowywanie dzieci w duchu zmuszania bo ciocia ma taki kaprys też mija się z celem. Bo później w skrajnych przypadkach możemy przegapić rzeczy których zaniedbanie dziecko wypomni nam na starość, albo możemy wylądować przed sądem.
Ale… przychodzi taki moment w życiu człowieka kiedy rola córki, syna, wnuczki, wnuczka przestaje być rolą naczleną. Klasyczny moment? Wyprowadzka z rodzinnego domu “Olabogarety co Ty beze mnie poczniesz kto Ci skarpetki będzie prał, będziesz śmieci jadł bo gotować nie potrafisz i będziesz żył w syfie bo nawet śmieci nie wynosisz”… Dla mnie? Jedna z najtrudniejszych odmian egoizmu którego doświadczy (Daj Nam siłę i odwagę) każdy z nas. Moj amama powiedziała w tamtym momencie “Moze będziesz jeść codziennie jabłka, chleb i parówki i bedziesz pić herbatę z wczoraj, ale do jasnej cholery to będzie Twoje” (gwoli jasności… nie mama była osobą ojojoącą tylko babcia, którą kocham nad życie do dnia dzisiejszego).
Powiem szczerze, że z całej mojej dotychczasowej życiowej lekcji egoizmu ta była najtrudniejsza. I szczerze? Z tej jestem najbardziej dumna.
Mam na imię Ola i jestem egoistką. Zdrową egoistką bo mam imię, nazwisko, szanuję siebie jako osobę i swój czas. Przy tym staram się nie ranić. Do czasu aż nie wchodzi i nie probuje ingerować w moją osobę i mój egoizm. Ale wtedy rani się sam.
Ściskam Gorąco :*
Tych himalaistów naprawdę mam już po kokardkę, ale – mądry, ważny to wpis. Cieszę się, iż go inspirowali.
Czy można być dobrym dla ludzi egoistą? Jestem egoistką – nauczyłam się tego w bólach. Sytuacje, z których musiałam się wyczołgać, by zrozumieć, co dla mnie dobre brzmią tak nieprawdopodobnie, że przytaczam je rzadko.
Nie mam dzieci, nawet kaktusa w doniczce. Jest mi więc względnie łatwo. Wydaje mi się, że albo się ma dzieci, albo się jest egoistą – ale znów, mnie do życia powołali skrajni egoiści i nie wspominam tego najlepiej.
Ja egoizm oceniam jednoznacznie negatywnie, ale Ty chyba trochę inaczej rozumiesz to słowo, bardziej jako dbanie o siebie, o swoje interesy.
Nie oceniam. Nie krytykuję.
Ale ja, mając trójkę dzieci, nie odważyłabym się. Ale to ja 😉
Egoizm jest dobry, o ile nikogo się przy tym nie rani.
Wiesz a mi sie wydaje ze egoizm jest pustym okresleniem, stosowanym przez osoby slaby, osoby zakompleksione, zagubione, nie znajace samych siebie. Jesli wiem kim jestem I czego chce nie potrzebuje nazywac rzeczy “egoizmem”, “heroizmem” czy “troska o swiat”, itp. Jestem szczesliwa, wiem co jest dla mnie wazne. Reszta mi kolo dupy lata. A jesli dla kogos to egoism… kolo dupy mi to lata 😉
Egoizm, ten szkodliwy, jest moim zdaniem wtedy, kiedy z pełną świadomością krzywdzi się (naprawdę krzywdzi) kogoś nie w samoobronie, ale dla własnej wygody, zwłaszcza kogoś rzeczywiście w danej rzeczy zależnego od siebie. Tzn. kiedy jest duża dysproporcja. Jak wszystko, jest to względne i zależne od stada czynników.
Jeśli kobita domowa, dotąd piorąca/gotująca/sprzątająca mówi „dwa razy w tygodniu dacie sobie radę, ja idę uczyć się walczyć kataną/szydełkować pod wodą” a rodzina zarzuca jej egoizm – to rodzina przejawia szkodliwy egoizm. Imho nie dzieje im się krzywda.
Jeśli ktoś, kto dotąd w chałupie nie robił(a) nic lub bardzo mało, stwierdza, że musi, *musi* sam(a) pojechać na trzy tygodnie do Tajlandii, a rosnące dzieci wcale nie potrzebują nowych butów, skądże, ta forsa w całości idzie na wakacje dla jednej osoby – to ten ktoś przejawia szkodliwy egoizm. Rzecz nadmiarowa stała się ważniejsza od rzeczy nieodzownej.
Wiadomo, rzadko kiedy sprawy są czyste i łatwe do rozstrzygnięcia. Ludzie zarzucali mnie i mężowi potworny egoizm, bo pojechaliśmy na koncert Rammsteina, kiedy nasz syn miał 10 miesięcy. Młody został z moją mamą, którą zna i dobrze się z nią czuje na trzy dni (sama to zaproponowała). Dla mnie to nie był egoizm.
Ale gdybyśmy sami z tym wyszli nie dopuszczając odmowy, gdyby młody źle znosił innych członków rodziny – już byłoby to (moim zdaniem) draństwem.
Wygląda na to, że też jestem egoistką! 🙂
Witaj Ulu.
Chciałem napisać krótko, ale może troszkę napiszę. Wiesz… Pasja, pasją, a egoizm i dążenie do czegoś nieosiągalnego, dla idei, chwili, sławy… to drugie. Ulu, fakt, szkoda człowieka, człowieka z pasją. Ale postawmy się w roli jego żonyi dzieci. W imię czego aż tak ryzykował?? Wiem, ryzykują żołnierze na misjach, strażacy przy pożarach ale to ich zawód. Co innego ryzykować zawodowo a ryzykować dla idei.
Wiesz, czasem wracając do domu z pracy samochodem, zastanawiam się co by było gdyby… Czy zapewniłem rodzinie byt na przyszłość??? Czasem gdy uprawiam jedną z moich pasji, zastanawiam się, czy kopiąc dołek, nie natrafię na jakąś śmiercionośną pozostałość po zbrodniczych czasach wojen??? A jakby coś wybuchło niechcący?? Nawet moja ŻONA nie wiedziała by co się stało, gdzie jestem itp… Jak np. idę gdzieś w bunkry lub zwiedzać podziemia miast, zawsze idę z kimś, zabezpieczony jak na survival… Kto wie co się przytrafi. Teraz ja wyjdę na egoistę, ale myślę stale o rodzinie i czasem, wolę coś ominąć, jakiwś wydarzenie, niż czymś ryzykować…
Przepraszam jak kogoś uraziłem wpisem. Żal mi naszego alpinisty, żal rodziny… Nie musiał… chciał…
Ulu co do Twojej osoby, widzialem Cię na żywo w tańcu. Nie przestawaj, spełniaj się. Zarażaj innych życiem, radością i uśmiechem. Bądź sobą.
Pozdrawiam.
też z moim facetem zapuszczamy się w opuszczone miejsca, bunkry itp. Dzieci jeszcze niestety nie mamy, ale wszystko robimy z rozwagą, z obawą o druga osobę, bo mimo że kochamy ryzyko i wkroczenie w nieznane, to czasem odpuszczamy, z miłości do siebie.
Odpowiadam na pytanie: tak, można. Już jakiś czas temu doszłam do wniosku, że nawet altruizm może wynikać z naszych egoistycznych potrzeb…
Wpis, jakiego potrzebowałam ☺
Lubię twoje teksty, ale ten trend chwalenia się „egoizmem” mnie denerwuje. Wszyscy jesteśmy egoistami, nie jest to specjalnie trudne. Nawet altruizm wynika często z naszej potrzeby czucia się dobrym człowiekiem. Dlatego nie ma nic specjalnie heroicznego w uleganiu swoim zachciankom. Co do himalaizmu to nie mam prawa oceniać, ale ten człowiek zostawił rodzinę bez środków do życia i miał problem z płaceniem alimentów. Myślę, że to akurat dość naganne moralnie.
Absolutnie, jednakowoż nie pisałam tekstu o alimenciarzach – to akurat sie poddaje dosyć jednoznacznej ocenie moralnej 😉