Rok – rakieta body positive i plus size
Może to trochę wcześnie na takie podsumowanie, przecież do końca roku zostały jeszcze trzy tygodnie, a wszyscy wiemy ile może się stać w ciągu trzech tygodni. Tak sobie myślę, że gdyby okazało się to niezbędne, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebym sporządziła grudniowy epilog, prawdaż.
Chcę się trochę zatrzymać przy refleksji na temat minionych miesięcy, bo dla to był hiperintensywny rok. Pierwszy pełny rok z blogowaniem. Pierwszy rok body positive. Rok intensywnej nauki. Zaczynałam go przymierzając się do, na oko, za dużych blogerskich butów, kończę czując, że do nich dorosłam.
Zaczynałam trochę onieśmielona i niepewna czy ten osobliwy projekt ma jakiekolwiek szanse na powodzenie, czy ktokolwiek zatrzyma się i zechce posłuchać; dzisiaj czuję się częścią fali przetaczającej się przez publiczna dyskuję. I to jest wspaniałe uczucie. Prawie takie wspaniałe jak to, co mnie napada, kiedy czytam wiadomości od Was. Dobre słowa przewyższają zdecydowanie hejt i bezpodstawną krytykę. Dziękuję.
2017 to była niezła przejażdżka
Były telewizje, były sesje zdjęciowe mniej i bardziej ubrane, były konferencje, targi, wywiady. Dużo było! Tak dużo, że bez fałszywej skromności, uczciwie przyznaję, że często czułam się onieśmielona wszystkim, co się wydarza.
Może w internecie nie robię takiego wrażenia, ale mam dużo pokory i silne przekonanie, że długa droga przede mną. Wierzę w proces zdobywania wiedzy i doświadczenia. Trzymajcie tylko kciuki, żeby w miarę możliwości przebiegał bezboleśnie. Spisałam naważniejsze lekcje z tego roku – troche po to, żeby się z Wami podzielić, a trochę po to żeby je sobie utrwalić i nie zapomnieć.
Plusy dodatnie i plusy ujemne
+ Rok, w którym nie opuszczało mnie przekonanie, że idę w dobrym kierunku. Nawet wtedy, kiedy wiało i sypało piachem w oczy.
+ odważyłam się na duże zmiany w życiu zawodowym. Trzykrotnie. Dużo mnie to nauczyło o ludziach, nieludziach i tym, co dla mnie w pracy liczy się najbardziej.
+ poznałam nieskończenie wielu ludzi, od których dostałam nieskończenie wiele życiowych lekcji. Czasami bardzo miłych, czasami gorzkich i trudnych, wszystkich ważnych. Pośród tych ludzi była cała plejada fantastycznych i fascynujących postaci, które w wielu aspektach stawiam sobie za wzór.
+ na skutek tych spotkań dużo się nauczyłam o ludziach i zrozumiałam, że po 1) trzeba słuchać serca, po 2) często się ono myli, po 3) każdemu warto udzielić emocjonalnego kredytu, choć nie zawsze się to opłaca.
+ w drodze do polubienia siebie wykonałam w tym roku kilka siedmiomilowych kroków. Nie było łatwo, za to było warto. Jest super, nie wracam!
+ przez dwa miesiące mój blog był najczęściej czytanym blogiem plus size/body positive w Polsce, co przysporzyło mi zarówno mnóstwo satysfakcji, co i ogromu stresu. Nadal muszę się pilnować w zakresie dokręcania sobie śruby, bo jeszcze kilka takich przymusowych tygodni i kompletnie zabiłabym sobie frajdę z blogowania.
+ to mi uświadomiło, że statystyki to tylko cyferki, nawet jeśli dają jakiś rodzaj satysfakcji. Kiedy będzie dostatecznie dobrze? Nadal nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, chociaż może powinnam.
+ przekonałam się, że można pisać codziennie, oraz że połączenie tego z życiem rodzinnym i zawodowym to jazda bez trzymanki. Utrzymanie takie tempa kosztowało wiele wyrzeczeń i to nie tylko mnie. Gdyby nie Pan Wydra, nigdy nie zamknęłabym blogowego roku z setką wpisów na koncie. Niech będzie pochwalony wielce.
+ nabyłam wiele ważnych życiowych umiejętności. Na przykład nauczyłam się zakładać biustonosz i zmywać makijaż. Serio.
+ przekonałam się, że aby robić fale, nie trzeba być bully. Nie trzeba krzyczeć i pokazywać na siebie palcem. Wieloryby śpiewają po cichutku.
+ dotarło do mnie że naprawdę istnieją ludzie, którzy nie chcą się uczyć. Oraz, że nie mam wpływu na to, czy ktoś wyciągnie wreszcie głowę z tyłka czy nie. Nie warto tracić energii na kopanie się z koniem.
+ nauczyłam się doceniać różnorodność nawet tam, gdzie nie jest mi ona w smak. Uznałam dzięki temu za jedną ze swoich najsilniejszych stron umiejętność oglądania monety z trzech stron.
+ pozowałam w bieliźnie. Szok. Rok temu oglądałam zdjęcia Georginy Horne i myślałam sobie, że nigdy bym się nie odważyła być jak ona blogerką bieliźnianą plus size. Brzmi znajomo, co? Ha.
+ udowodniłam sobie, że można wyjść z kryzysu twórczego. Przeczekać, przepracować, a nie zamykać bloga. Warto słuchać bardziej doświadczonych. Ale bez przesady.
+ dojrzałam do mówienia o sobie per influencerka
+ upewniłam się, że warto raz za razem wyruszać w nieznane, próbować nowych rzeczy i opuszczać strefę komfortu. Czasami się wdepnie w gówno, ale głównie znajduje się perły.
A wszystko to nie udałoby się bez Was, Syreny. Ludzie są ważni. Najważniejsi. Dryfuję sobie w morzu Waszego wsparcia. Inspirujecie mnie i motywujecie do pracy. Ja wiem, wiem, że nie zawsze się ze sobą zgadzamy i że inaczej patrzymy czasami nawet na fundamentalne kwestie. I uważam, że to jest w porządku tak długo, jak wszystkie zmierzamy w kierunku głębszej akceptacji siebie. Praca nad tym jest w mojej opinii ważniejsza, niż przekonania religijne czy poltyczne. Tak tu było na blogu i tak zostanie.
Chyba nie potrafię wyrazić ogromu wdzięczności wobec wszystkich ludzi, okoliczności, szans i wydarzeń, których doświadczyłam w tym roku. To było niesamowite! Dziękuję, że jesteście.
To był doskonały rok, życzę nam takich więcej!
Ula, Twojego bloga odwiedzam regularnie od kilku miesięcy. Cieszę się za każdym razem, kiedy widzę w skrzynce powiadomienie o Twoim nowym wpisie.
Odwalasz kawał dobrej, trudnej, potrzebnej roboty. Jesteś odważna. Posługujesz się przepięknym językiem. Jesteś zabawna, naturalna, mam wrażenie, że nie masz problemu z ciągłym rewidowaniem swoich działań (jako dowód: tekst o nie/byciu dupkiem). Pomagasz innym przyglądać się sobie.
Przypuszczam, ze dla wielu osób stałaś się wirtualną przyjaciółką. Stworzyłaś bezpieczną, syrenią przystań. Platformę do nauki i do wzajemnego wysłuchiwania/wsłuchiwania się: w głosy kompleksów, rozsądku, dyktatu kultury i racjonalnego oporu przeciw niej.
A hejt? Ch*j z nim. Nie ma nic wspólnego z konstruktywną krytyką.INSTANT DELETE.
Nie schodź z tej rakiety.
P.S. W razie wątpliwości niejedna i niejeden z nas posłuży wsparciem
Sylwana, ogromnie Ci dziękuję. Bez tego wsparcia, które mi okazujecie zapewne nie byłoby bloga. To przyjemne i zarazem onieśmielające uczucie, wiedzieć, że się jest potrzebnym i (być może) pomaga ludziom.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję ❤