Zastanawiałyście się kiedyś, Syreny, dlaczego z takim sentymentem wspominamy letnie miesiące z dzieciństwa? Mam swoją teorię. Spróbujecie przypomnieć sobie czasy, kiedy jedynymi obowiązującymi normami były te ustalane przez rodziców/opiekunów? Do szczęścia wystarczały guguły (kto o gugułach nigdy nie słyszał, temu podpowiem, że chodzi o niedojrzałe owoce, dyndające sobie na drzewie), krótkie majtki i klucz na szyi. Nie pamiętam, żebym szczególnie się przejmowała tym, że wychodzi mi koszula, mam potargane włosy czy brudne buty.
Dorosłe wakacje kojarzą mi się inaczej. Odkąd zrozumiałam, że wyjście z domu to w zasadzie wyścig zbrojeń, sprawy się zmieniły. Na plaży zamiast dmuchanego materaca obowiązuje makijaż, parawan pod kolor kąpielówek męża i buty na obcasie. Albo przynajmniej koturny. W pracy nylonowe podszewki uniformów i tylko starszym panom jest serdecznie wszystko jedno, zakładają co chcą, czyli obowiązkowe podkoszulki z siatki.
I wiecie co? Po latach znużenia troską o cudze doznania estetyczne, zaczynam się przychylać do panów w siateczkach. Serio. Komu ma, do licha, być wygodnie?
Stąd te zdjęcia bez makijażu, bez fryzowanych loków. Za to z palmą, bo wiecie – jakie wczasy, takie lasy.
Michelle w czerwieni
Zapraszam Was dzisiaj na recenzję jednoczęściowego kostiumu kąpielowego plus size od marki Anita since 1886. Z bogatej w kolorowe wzory oferty mody plażowej tej marki, wybrałam model Michelle. Przez Was i dla Was, już Wam mówię dlaczego.
Z zadowoleniem obserwuję jak z roku na rok rośnie reprezentacja grubych bab w kostiumach kąpielowych. Po akcji #baleronyNaInstagram nie pozostał tajemnicą żaden chyba tyłek polskiej blogosfery plus size. Pokazujemy się coraz częściej i coraz chętniej. Tak często i tak chętnie, że czasami zastanawiam się, czy my aby nie wytwarzamy za dużej presji?
Wiem jak ciężko jest porzucić głębokie przekonanie o tym, że kąpielówki przystoją tylko ciałom poniżej 42 rozmiaru, ba, też nie wszystkim! Najlepiej, żeby było cis, młode, zdrowe i białe. I ogolone, rzecz jasna. Niełatwo zmieścić tyłek w rozmiarze 50 w te standardy. Niełatwo założyć skrojone z czterech trójkątów bikini. Niełatwo postawić pierwszy krok w kierunku wyjścia w takim stroju z domu. Z tego właśnie powodu chcę Wam pokazać, że jeśli nie jesteście gotowe na radykalne kroki, nadal możecie zażywać kąpieli. Tych wodnych, i tych słonecznych. Trzeba tylko znaleźć odpowiedni kostium kąpielowy plus size.
Michelle to retro szyk. Zamiast głębokich wycięć i umieszczonych z dziwnych miejscach kryształków, mamy tu Klasykę. Tę pochodzącą od “klasy”.
To bezpieczny fason. Niby trochę sportowy, ale dzięki temu sznytowi vintage maksymalnie kobiecy. Uszyty jest z lycry Soft Touch, co do której producent deklaruje ogromną trwałość i odporność na zmechacenia. Challenge accepted, bo ostatnio WSZYSTKIE moje sukienki z bawełny błyskawicznie obrastają kulkami. Schnie szybko (umówmy się, że nie będziemy tu poruszać szczegółów, ok?) i jest naprawdę miła w dotyku. Obecne w kolekcji znajduje się Michelle w dwóch kolorach: czerwonym i aqua.
Dostępny jest w rozmiarach od 38D-E do 48D-E, przy czym uczulam, że jest to rozmiarówka… specyficzna. Dobierając rozmiar przymierzałam nazadnie (rozm. 50) dwa rozmiary: 46 i 48. Oba weszły i nie było wcale skandalicznie ciasno! Zdecydowałam się na większy, bo mam spore wałki pod pachami. Po ściśnięciu wyszły górą trochę bardziej, niż ustawa przewiduje i zrobiło mi się niewygodnie. Warto zaufać i mierzyć, nawet kiedy wydaje się to nieprawdopodobne!
Mam na sobie rozmiar 48E, a testowany przeze mnie egzemplarz dostarczył mi polski oddział firmy Anita since 1886.
Anity szukajcie w prowadzących markę sklepach – najbliższy znajdziecie TUTAJ, korzystając z wyszukiwarki punktów partnerskich. Cena kostiumu oscyluje w okolicach 300zł. Nie są to małe pieniądze, ale wiecie, że zawsze pokazuję Wam produkty warte swojej ceny. Kostium Michelle zdecydowanie się do nich zalicza.
Linia i krój
Na pierwszy rzut oka nic nie zdradza, że jest to kostium do zadań specjalnych. Znacie mnie i wiecie, że nie jestem zwolenniczką bielizny modelującej sylwetkę, ale staram się rozumieć cudze potrzeby. Te z Was, które pewnie się czują w modelujących sylwetkę ubraniach, będą zachwycone. Cały przód kostiumu podszyty jest neutralną, beżową siatka powermesh. Umówmy się – nie sprawi to, że będziemy wyglądać szczupło, ale nadaje sylwetce proporcji uznawanych powszechnie za pożądane.
Drugim elementem wspomagającym plażowe samopoczucie są drobne zakładeczki na panelu idącym przez środek przodu. Tego rodzaju szczypanka odwraca uwagę od nierówności oraz skutecznie maskuje fakturę skóry jeśli czujecie, że tego Wam potrzeba. Marszczony panel wykrojony jest w kształt klepsydry, mówiłam, że przemyślany od A do Z?
Jak zawsze w przypadku Anity, znów jestem pod wrażeniem jak dokładnie przemyślana została konstrukcja produktu. Powermesh nie kończy się wraz ze szwem łączącym przód kostiumu z jego tyłem, lecz jest pociągnięty na plecy kostiumu, gdzie spełnia swoje zadanie biorąc w ryzy wałeczki pod pachami.
Ma to drugie dno – dzięki temu napięcie materiału w obwodzie pod biustem jest równomierne i szwy wypadają tam, gdzie powinny.
Ta falbaneczka, którą widzicie na zdjęciu to skutek bardzo rozsądnej decyzji – siatka w tym miejscu nie została obszyta, dzięki czemu po założeniu pozostaje niewidoczna. Materiał nie strzępi się, ani nie siepie (znacie takie słowo? Ja poznałam w Łodzi!).
Kształtowanie biustu
Pomna afery naleśnikowej u Fajnejiniechudej, przyznam uczciwie, nie spodziewałam się fajerwerków w kwestiach okołopiersiowych. Jak już ustaliłyśmy wcześniej, mój biust nie należy do pomnikowych – czego więc się spodziewać po lajkrze?
Michelle również w tym zakresie ma dobre wieści dla zmęczonych dietami biustów Syren Lądowych – miseczki z lekkiej pianki oraz wszyta pod pasem guma radzą sobie zaskakująco dobrze. Przyznaję, nie jest to kształt, którego się spodziewałam.
Marszczona zakładka na biuście odwraca uwagę od asymetrii.
Ramiączka
Jak to u Anity, solidnie i ze smakiem.
Odkąd pamiętam w strojach plażowych od zawsze irytowało mnie wykorzystywanie plastikowych, niedopasowanych rozmiarem do reszty regulatorów i zapięć. Wyobrażacie sobie ten ból, kiedy w z trudem upolowanym stroju pękało mi zapięcie? Nie żebym często miała okazję z niego korzystać, ale wiecie – i tak szkoda.
Detale
Jeszcze kilka zdjęć – argumentów, opowiadających o tym, za co uwielbiam markę Anita since 1886.
Bez dwóch zdań, wakacje spędzam z Michelle! Już teraz wiem, że ten kostium kąpielowy plus size na pewno znajdzie się w mojej urlopowej walizce. Kocham ubrania z nutką retro i widzę ją w stylizacji z granatową ołówkową spódnicą czy dżinsowymi szortami. To ważne, gdy liczy się każdy centymetr kwadratowy.
Jeśli szukacie stroju, w którym będziecie mogły wyjść na plażę/basen, czując się przy tym bezpiecznie, serdecznie polecam Wam Michelle. W niej nie tylko pięknie powyglądacie na ręczniku, ale dotrzyma Wam kroku we wszystkich wakacyjnych szaleństwach.
[KONKURS]
Zostańmy jeszcze na chwilę w temacie wakacyjnych wypadów! Wraz z marką Anita since 1886 mamy dla Was letni konkurs.
Zadanie konkursowe:
Wakacyjny niezbędnik
czyli zdjęcie trzech rzeczy, bez których nie wyobrażacie sobie wakacyjnego wyjazdu
Do wygrania są TRZY wakacyjne zestawy, składające się z:
obszernej torby plażowej, wielofunkcyjnej chustki na głowę/szyję Anita Active oraz plażowego poncho!
ZASADY
Są bardzo proste – zdjęcie trzech rzeczy, bez których nie wyobrażacie sobie letniego wypadu należy opublikować pod wpisem konkursowym na FB, link: KLIKAMY TUTAJ!
Bawimy się od 25. czerwca do 10. lipca. Po tym czasie wybieram trzy najlepsze/najśmieszniejsze/najbardziej zaskakujące fotki i rozdaję nagrody, szybko, żeby się wyrobić przed wyjazdem na urlop!
Dokładny regulamin konkursu znajdziecie TUTAJ.
Zaskoczcie mnie!
Świetnie leży, świetny kolor i fason 🙂
Nigdy nie mierzyłam kostiumu tylko z takimi nakładkami, wolę jednak kostiumy z ‘normalnym’ stanikiem w środku. Pewnie przez to, że ma tylko takie nakładki, a nie stanik, rozmiar jest tylko do E. A szkoda, bo widzę spory potencjał tego modelu, gdyby go pociągnęli na większe biusty. Naprawdę leży super, no i ten kolor 🙂
A co do stylówki na plaży, to chyba mnie ominęła konieczność makijażu, parawanu pod kolor czy obcasów 😉
Podzielam rozczar rozmiarówką. Anito szyj na większe biusty! Oraz zachwyt tym, jak w nim Galanto wyglądasz Lalu! 🙂
Nigdy w życiu nie miałam ani makijażu, ani obcasów na plaży, ale co ja się tam znam – ostatni raz na plaży byłam ze 20 lat temu 😉
Te marszczenia są boskie!
Lalu piękny kostium. Co do konkursu, link przekierowuje mnie tu, na Twojego bloga… 🙁