Proudly presenting: wypasione logo
Chcę Wam trochę opowiedzieć o zamieszaniu na blogu i na fanpage. Ale głównie na blogu, który w ostatnim tygodniu z godziny na godzinę wyglądał trochę inaczej. I jeszcze się odrobinę zmieni. Oczywiście, że mogłabym zrobić to wszystko naraz. Gdybym nie była sobą. Jak się chce wszystko samemu, to trzeba się uzbroić w cierpliwość, ot co!
Miałam w zeszłym tygodniu niezłą przygodę, wiecie? Otóż – blog dostał swoje logo! Powstało w zajmującym najmniejsze biuro w Łodzi (tak mówią, ale nie jestem pewna, czy mają na to papier) studiu robiedobrze.com (są też na fejsbuczku – TUTAJ).Nigdy wcześniej nie uczestniczyłam w procesie powstawania logotypu, a musicie wiedzieć, że bardzo lubię robić nowe rzeczy. Niby jakieś tam mgliste pojęcie mam, ale nie wiedziałam dotąd:
- że to trochę dziwnie i zarazem strasznie miłe uczucie, kiedy mały, hobbystyczny projekt dostaje nagle własne logo. Żaden mój projekt nigdy nie miał logotypu!
- że choć mi się wydaje, jakoby sto wersji było AKURAT, to w sumie nie mam racji. Bo właściwa będzie dopiero 115.
- że tworzenie logo to jest taka trochę rozmowa – wymiana skojarzeń i myśli. Czasami dziwnych, ale głównie zabawnych. I trochę podróż, bo za każdym razem, kiedy wydawało się, że to już to, robiliśmy kolejny krok.
- i że w taką podróż warto się wybrać z profesjonalistą i na tę okoliczność zrezygnować z praktykowania życiowej filozofii DIY. Wierzcie mi, kiedyś może odważę się pokazać swoje fantazyjne bohomazki projektów. Ale raczej nie nastąpi to w tym stuleciu. Niełatwo przychodzi mi napisanie tego, ale muszę być szczera: robisz sam – nie robisz dobrze.
A ja chciałam dobrze.
No to mi zrobili.
Kartoniki plus size
A dzisiaj odebrałam wizytówki. Nieskromnie powiem, że są najpiękniejsze w całej wsi. Piękne i grube – zupełnie jak ja! Jaram się nimi jak małe dziecko. Wyciągam z pudełka, wącham, oglądam z każdej strony. Ustawiam z nich taki domek jak z kart. Cieszę się z nich na każdy znany mi sposób. No ok, nie robię z nimi jednej rzeczy – nie wyrzucam sobie garściami nad głowę. Trochę mi jednak szkoda.
Bardzo trudno jest opisać ten rodzaj ekscytacji, który człowiek czuje biorąc do ręki pierwszą w życiu własną wizytówkę. Taką całkiem swoją. Z własnym logo, reprezentującym własny pomysł i wizję. Dla mnie to zupełnie wyjątkowa chwila i gdyby nie Daniel z robiedobrze.com, pewnie odwlekłabym to w czasie. Odłożyła na Św. Nigdy, bo jak dobrze wiemy, to jest najlepszy moment na wszystko, na co brakuje nam odwagi.
Trzymam teraz w ręku kartonik i zastanawiam się, dokąd nas razem zaniesie.
I tylko tak, całkiem już w posłowiu, chcę Wam powiedzieć, że jeśli nosicie w głowie jakiś projekt, któremu boicie się nadać realny kształt, to dajcie sobie spokój. Z baniem się, nie z projektem. Bać się nie przestaniecie, a kto wie – że się podeprę frazesem – kto wie, co się może zdarzyć? Może jeśli zaczniecie teraz, za pół roku będziecie się jarać swoim logiem i własnymi wizytówkami jak ja w tej chwili?
Macie takie marzenia, które chcielibyście ziścić, tylko brakuje Wam trochę same-nie-wiecie-czego?
Zamiast się zastanawiać, przypomnijcie sobie co mówiła mama Borejko: Fake it until you make it!
Piękna strona i niesamowite logo ;-P
Nic więcej nie napiszę oprócz ochów i achów, bo nie można Cię za bardzo rozpuścić 🙂
obiecuję tyłka na laurach nie sadzać!
Podoba mi się. Podoba mi się logo, podoba mi się nowa szata graficzna, podoba mi się gruba wizytówka. Trzymam kciuki za dalsze przygody Galantej Lali! 😀
dokądkolwiek przygoda poniesie! 😉
O tak! Wizytowki bomba! Daniel ma to cos!;)
<3
Hahah…uwielbiam Twój sposób pisania i swobode pióra!
Szata graficzna również.
Gruba wizytówka – miszcz 😀