Zastanawiasz się czasem kim byłabyś w przypadku zombie apokalipsy? Dałabyś się zjeść jak kawałek ciasta, czy z krzykiem pozbawiałabyś zombiaki głów? Nikt nie przyzna się, że byłby pierwszym, który zginął. Skoro potrafisz sobie wyobrazić jak bronisz się przed zombie, to pora nauczyć się radzić sobie z opresorami w prawdziwym świecie.
Dostaję ostatnio więcej wiadomości jak zwykle. I tych miłych, i tych bardzo dramatycznych, od których dostaję gęsiej skórki i jeży mi się włos na głowie. Czytam o odrzuceniu, braku akceptacji, uszczypliwych komentarzach, wyśmiewaniu, wyzywaniu i innych formach przemocy psychicznej. Wiem. Wiem, że przemoc to ciężkie słowo. Nie jest łatwo przyznać się na głos do bycia ofiarą. Nikt nas nie nauczył przecież, że ludzie mają różne konstrukcje psychiczne i naprawdę nie każdy rodzi się motorówką, prującą przez fale życia na skos i wbrew. Słaby to zawsze gorszy. Brzmi znajomo? Proszenie o pomoc to oznaka słabości. Możecie się przyznać, większość z nas tak uważa. Ja też. Walczę z tym, uczę się zadawać pytania i prosić o pomoc, gdy jej potrzebuję.
mała przemoc codzienna
Jeśli ktoś stosuje wobec mnie przemoc, lepiej niech nie oczekuje ode mnie, że pogłaszczę go po główce. Piszę o tym, bo mam wrażenie, że zapominacie, że możecie i nie wiecie jak się bronić. Serwis Zdrowie Polskiej Agencji Prasowej podaje okrutne statystyki. 68% dzieci z nadwagą jest wyśmiewanych przez rówieśników. To 7 z dziesięciu dzieciaków. 32% doświadcza przemocy psychicznej ze strony rodziców. To 3/10. Słownie: trójka z dziesięciu jest wyśmiewana i gnojona przez własną rodzinę z powodu nadprogramowych kilogramów. 3 z 10! Jeśli się Wam od tego nie otwiera nóż w kieszeni, to ja nie wiem. Ok, ok, zaraz mi powiecie, że przecież normalne, że dziecko nie umie się obronić. A Wy potraficie?
Mamy głęboko wpojone przekonanie, że nie można być niegrzecznym, a inni – zwłaszcza starsi – mogą wszystko. Jesteśmy pokoleniem kozak w necie, pizda w świecie. Wybaczycie francuski. W sieci potrafimy napisać wszystko, ale stanięcie we własnej obronie w prawdziwym życiu jest dla nas skrajnie trudne. Nie mam Wam tego za złe, tak samo, jak nie mam tego za złe sobie. Tak jesteśmy wychowani. Nikt nam nie powiedział, że możemy się bronić.
Nie mam na myśli eskalowania konfliktu na skalę małego wybuchu atomowego, choć bób mi świadkiem, że mam niekiedy ochotę wycedzić w delikwenta z najgrubszego kalibru i jeszcze go na drogę pobłogosławić odciskiem buta na tyłku. Nie będę udawała, że nie wiem co czujecie, bo wściekłość, niemoc i agresja – wszystkie te brzydkie emocje, których kobietom czuć nie wypada – nie są mi obce. Nie jestem nadczłowiekiem, ale bardzo pracuję nad tym, żeby nie stracić gruntu pod nogami.
Poczucie skuteczności w wytyczaniu granic jest potrzebne KAŻDEMU. Musimy się nauczyć ich bronić. Nie jestem w te klocki najlepsza. Poruszam się przez to pole minowe metodą sapera – rozbrajam te bomby albo urządzam kontrolowane detonacje. Zerojedynkowo. Uczę się tego i dlatego chciałabym się z Wami podzielić moimi technikami:
Co Ty pierdolisz?
Często się zdarza, że ludzie nie są świadomi, że zachowują się jak buce. Albo jeśli nawet są, to boją się konfrontacji. Zapewniam, że mało który nie zrejteruje, jeśli spojrzysz mu w twarz i zapytasz Ale dlaczego mi to mówisz? / Dlaczego uważasz, że powinieneś mi zwracać uwagę? / Co Ty pierdolisz?. Ludzie są tchórzami, wszyscy, nie tylko my. Nam się wydaje, że jestesmy lękliwe z powodu naszych kompleksów, a tymczasem jest to nasza wspólna cecha gatunkowa.
Jeśli mam dobry humor, zwyczajnie rozbrajam taką bombę. Pytam, albo potwierdzam, bo przecież zaiste jestem gruba. Pozwalam, żeby spłynęło to po moich fałdach jak woda po kaczce. To bardzo dobra metoda, bo przy okazji wytrąca opresora z równowagi. Siada na krzesło, które ktoś mu właśnie usunął spod tyłka. Jeśli ktoś z rozmysłem Was obraża, to robi to mając pewność, że jego słowa Was dotkną. Celuje tak, żeby zabolało.
Cała trudność tego sposobu tkwi w konieczności opanowania nerwów. Przyznaję się, nie zawsze mi wychodzi, czasami cofają mi się oczy, a w tle zaczyna lecieć motyw muzyczny ze Szczęk.
Atak rekina
Nie jestem z tego dumna, ale zdarza mi się kogoś rozszarpać. Mam taką wadę zgryzu, że jak już kogoś złapię w zęby, to nie wypuszczam tak łatwo. Zasadniczo nie polecam tego typu reakcji, są jednak sytuacje, w których trzeba się postawić i wydać z siebie lwi ryk. To taka specjalna terapia, którą dedykuję wszystkim gnojom, uważającym się za znawców i panów świata. Tym, do których nie mam nadziei dotrzeć przemawiając głosem rozsądku oraz tym, którzy mi na odcisk nie tylko nadepnęli, ale jeszcze próbują na nim tańczyć.
Uważam, że relacje ludzi powinny być symetryczne. Jeśli ktoś stosuje wobec mnie przemoc, upoważnia mnie do dostępu do tego samego arsenału środków. Nie mam wtedy problemu z poczuciem, że komuś zrobi się przykro, bo mu powiedziałam do słuchu. Nie czuję się po takich starciach dobrze ze sobą. Trochę mi wstyd, że mnie poniosło, a trochę mam żal do siebie, że zeszłam do tego poziomu.
Jakkolwiek zdecydujecie się reagować, najważniejsze to nie zbierać tych obelg i przykrych żartów i nie pozwalać im puchnąć. To jest gangrena. Nawóz do kompleksów. Bardzo, ale to bardzo Was proszę – stawajcie w swojej obronie! Stawajcie w obronie innych, jeśli macie w swoim otoczeniu osoby, które nie umieją się na to zdobyć same.
MACIE PRAWO SIĘ BRONIĆ!
Czy warto rezygnować z reakcji z powodu towarzyskich konwenansów, np. Ignorować zaczepki teściowej dla świętego spokoju? Godzić się na bycie kozłem ofiarnym w pracy, byle zostać dopuszczonym do firmowego życia towarzyskiego? Moim zdaniem nie. Nic nie jest warte więcej, niż twoja dobra samoocena. Czasami naprawdę niewiele potrzeba i wystarczy, że granica zostanie określona raz, a można zaoszczędzić sobie wiele łez i stresu. Bystrzy ludzie zrozumieją od razu, tych mniej błyskotliwych można nauczyć taktu poprzez wielokrotne przypominanie, że przekraczają granicę.
MACIE PRAWO SIĘ BRONIĆ! Proszę, zapiszcie to sobie na kartce i schowajcie do portfela. Czytajcie codziennie i nie dawajcie się zapędzać w kozi róg tylko dlatego, że komuś się nie podoba Wasza waga. Wierzcie mi, to nie o wagę chodzi, a o zwykłe dowalenie komuś, kto zdaje się słabszy. Ludzie z nadwagą noszą swoje kompleksy jak tarczę na plecach. Niech ona służy ochronie, a nie wskazuje łatwy cel!
Moją znajomą zdradził i porzucił mąż. Mają małe dziecko. Dziewczyna zabrała dzieciaka i po latach braku kontaktu wróciła do domu rodzinnego. Mamusia dba pilnie, by przypadkiem nie poczuła się za dobrze sama ze sobą. Nie wiem, jakim trzeba być chujem z gumy, by powtarzać zrozpaczonej kobiecie – własnej córce! – “po co tyle jesz, ale ty jesteś gruba, nic dziwnego, że cię zostawił.” Dziewczyna na szczęście ma jeszcze koleżanki – wspieramy ją jak umiemy. A.* ciągnie na antydepresantach i naprawdę nie ma sił, by się rodzicielce w tej kwestii postawić. Ogólnospołeczne przyzwolenie na fatshaming rodzi wielkie zło.
Ogromne. A. ma szczęście, że jesteście i ktoś się za nią wstawia.
Matka robi jej tym jeszcze większe kuku niż mąż. Gdyby jej nie odsysała z całego zakładu energii, to dziewczyna pewnie na spokojnie by sobie wszystko ułożyła. Czyste skur*two.
zasadniczo nie wchodzę na blogi inne niż rękodzielnicze, ale Twój blog wysłała mi szwagierka i tak sobie przeczytałam Twój tekst i dał mi dużo do myślenia… szkoda tylko, że tak późno, kiedy już przestałam się odzywać do teściów przez teściową i jej uszczypliwości, a nawet w zasadzie poniżania… chociaż ona do mojej wagi uwag nie miała bezpośrednio, ale do tego, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej syna, przez to od półtora roku jestem trochę w rozsypce, co jakiś czas dół mnie łapie i płakać mi się chce, i naprawdę wydaje mi się, że nie jestem wystarczająco dla niego dobra, a tak się nie da żyć :'(.
a co do wagi, to moja mama od małego mi mówiła ‘ale Ty gruba jesteś, jedz mniej’ i tym podobne, przez co miałam do niej żal całe życie, a dogadałyśmy się dopiero niedawno, kiedy w trakcie jednej z awantur wygarnęłam jej wszystko, bo stwierdziłam że nie dam się tak poniżać. no tylko że z moją mamą to da się dogadać, bo chociaż słucha co się do niej mówi, a teściowa ma klapki na oczach i jest najmądrzejsza i ona zawsze ma rację.
Może nadejdzie i dla niej taki moment, w którym zechce słuchać? Życzę Ci tego, bo takie niezałatwione sprawy ciążą całymi latami.
Odcięcie się jest czasami jedyną słuszną decyzją, żeby zyskać spokój.
Szkoda, że nie było blogów body positive kiedy byłam nastolatką. A przynajmniej się na to nigdy nie natknęłam. Robisz dobrą robotę swoimi tekstami, dzięki Ci za to.
Ja też tego żałuję, byłabym z sobą w dobrych relacjach dużo wcześniej, gdyby mi ktoś pokazał, że można 🙂
Ja także. Niczego nie żałuję tak mocno i gorzko jak ośmiu lat związku, spędzonych z bezczelnym fatshamerem.
Niech mu droga długą będzie!
Właśnie z takiego komentowania braku wsparcia od najbliższych rodzą się w głowach młodych kobiet najczarniejsze myśli…Wielkie kompleksy i głód akceptacji…Wtedy bardzo łatwo wpaść z deszczu pod rynnę czyli no. w objęcia pozornej akceptacji toksycznego związku…