Zdarza Wam się uciekać z internetu? Bo mnie ostatnio owszem. Męczy mnie ton dyskusji toczącej się wokół ciałopozytywności. Nie chcę się z nikim ścigać, sprawdzać kto ma większego i czyja racja jest racjejsza. Zwłaszcza teraz, kiedy po zmianie pracy mam mało przestrzeni umysłowej na jałowe utarczki słowne, unikam, po prostu unikam takich wymian zdań. Wczoraj wieczorem jednak zobaczyłam coś, o czym chciałabym Wam koniecznie opowiedzieć. Będzie o tonie rozmowy między chudymi, a grubaskami.
Relikty i modernizatorzy
[dropcap_large]N[/dropcap_large]ie tak całkiem dawno oburzałyśmy się na szefa marketingu Victoria’s Secret, który publicznie powiedział, że nikogo nie interesuje plus size. Abstrahując od tego, że ktoś tu chyba przespał ostatnie dwa lata w światowym marketingu, trzeba sobie przyznać, że w świecie, w którym w reklamie coraz odważniej (choć nie łudźmy się, wciąż daleko nam do mainstreamu) stawia się na różnorodność, wyrzutków tak zwanego kanonu piękna, duże tyłki, skórę w odcieniach innych, niż biała i niebinarną płciowość, taka wypowiedź jawi się tyleż głupią, co jednak trochę romantyczną.VS to jest taki trochę relikt epoki, którą zostawiamy w tyle. W rozpaczliwym trzymaniu się tego, na co pracowali tyle lat, jest coś rozczulającego. Ale nie, że jakoś bardzo, wiecie, modernize or die.
I to właśnie o tym, o zrozumieniu konieczności zmian, chciałabym dzisiaj pogadać.
Zrozumiało to Cosmo, magazyn, który nastolatką będąc czytywałam z wypiekami na twarzy, bo mówił o tych wszystkich rzeczach, które przecież nie istniały oficjalnie w końcówce lat ’90 w Polsce. No dobra, przesadziłem. Mówiąc, że zrozumiało, wybrałam się trochę do krainy pobożnych życzeń. Obserwowalna zmiana nastawienia dotyczy – niestety – tylko Zachodu. Dlaczego tak jest? Nie mam pojęcia.
No bo jak wytłumaczyć takie zjawisko:
[one_half]• w Wielkiej Brytanii wypuszcza się najpierw praktycznie nieretuszowaną okładkę z grającymi w serialu Dziewczyny aktorkami• polskie wydanie kończy się międzynarodową aferą dotyczącą wyretuszowania cellulitowego uda Leny Dunham, błyskotliwej autorki serialu[/one_half] [one_half_last]• w Wielkiej Brytanii Cosmopolitan zaprasza na okładkę grubą Tess Holliday
• w Polsce kilka wydań później ukazuje się niepodparty konkretnym researchem (wiadomo, po co się trudzić, wystarczy nadać ton “bij grubasa” i nikt nie będzie pytał o literaturę) paszkwil o szkodliwości ciałopozytywności[/one_half_last]
Kto siedzi za drzwiami, a kto przy stole?
Może po prostu trochę się boję wniosków, które mogłoby przynieść dłuższe zastanowienie nad tym tematem. Bo może mój ukochany kraj naprawdę jest mentalnie dwadzieścia lat za Europą? Bo może faktycznie mamy w sobie tę szczególną chęć do udowadniania wszystkim naokoło swoją wyższość? Nie ważne czy dotyczy ona tego, która gospocha ma czyściej w domu, która piecze lepsze placki, a która wie lepiej co jest dobre dla grubasek. W sensie lepiej, niż my same? Może naprawdę wyrwiesz dziewczynę z zaścianka, ale zaścianka i małomiasteczkowości w dziewczynie nie ruszy nic poniżej atomowego wybuchu w postaci kłopotów zdrowotnych (własnych lub bliskich)? Że może jesteśmy faktycznie tacy głupi, że nic, tylko nas słomą obwiązać i wystawić za płot, bo złoty róg jest nie dla nas?
Nie chcę w to wierzyć, ale z drugiej strony ciągle czuję się wystawiana za drzwi. Wczoraj na przykład poszło o feministyczne majtki, których sprzedaż uruchomił Element Żeński. Jeśli jeszcze tego nie zauważyłyście, to w Polsce feministka może nosić co najwyżej rozmiar L. Reszta zadów się nie liczy. Z resztą – o podejściu polskich feministek do ciałopozytywności pisałam nie tak całkiem dawno i jak do tej pory jest to jeden z Waszych ulubionych w tym roku tekstów na blogu.
Nie znoszę antagonizacji. Nie znoszę hasła “prawdziwe kobiety mają krągłości” i nie znoszę fatfobii wpychanej mi pod płaszczykiem troski o moje zdrowie. Nie cierpię, gdy ktoś uważa, że lepiej ode mnie wie, co powinnam. I gdy odmawia mi się głosu też nie lubię!
Czy dialog pomiędzy grubymi, a chudymi musi się odbywać na osi czarne-białe? Czy my, tutaj w Polsce, nie możemy wypuścić z zębów tego kija, którym się przeciągamy? Przecież wiadomo, jak to u nas jest: moje zawsze jest mojsze, a twoje twojsze. I że mojsze jest zawsze lepsze, niż twojsze. Czy nie możemy się pozbyć tej retoryki? Czy naprawdę nie da się zrobić nic, żeby zmienić nasz sposób myślenia? Chociaż trochę, przecież od drobnych rzeczy zaczynają się zmiany wieloletnich nawyków.
Bo wiecie co? Da się inaczej. Da się LEPIEJ.
Wrócę do tej nieszczęsnej afery z Victoria’s Secret, bo w internecie pojawiła się riposta. Bardzo zgrabna. Widać, że przemyślana. W odpowiedzi na słowa szefa marketingu VS, amerykański producent odzieży, firma navabi, wypuściła taki oto spot:
Prawda, że z klasą? Bez wycieczek osobistych, a o problemie.
Jeśli mogę mieć do Was prośbę, to nie czekajcie, aż ktoś zrobi pierwszy krok. Wiem, że wyciąganie ręki i dawanie ludziom szansy bywa trudne. Bezpieczniej się odciąć, wyeliminować drażniący czynnik. Pokazać faka, wyłączyć powiadomienia, zamknąć dyskusję. Ja to naprawdę rozumiem. Ale może warto? Ktoś musi zacząć mówić inaczej.