Kilka ładnych miesięcy temu, siedząc w gabinecie Wiceministra Zdrowia pomiędzy najbardziej polskimi z ozdób na ściany – portretem JP2 a wyobrażeniem maryjki, usłyszałam pytanie, które adresowało ważny dla mnie temat. Spotkaliśmy się tam rozmawiać o tym, że – cytując Lizzo – it’s about damn time, żeby zacząć traktować grube osoby w gabinetach lekarskich jak… no ten, osoby. Położyłyśmy na stole swoje doświadczenia lekarskiej przemocy i 80 zadrukowanych drobną czcionką stron mrożących krew w żyłach Waszych opowieści o tym, jak to jest być grubą, potrzebującą leczenia osobą w Polsce. Zaczęła się rozmowa, w której padło ważne dla mnie pytanie:
A jak panie oceniacie teleporady?
O, a jakże, oceniamy! Bo widzisz, wprowadzenie teleporad sprawiło, że przestałam drżeć z obawy przed każdym spotkaniem z nowym lekarzem. Przecież wiemy jak to wygląda: zapalenie zatok? Proszę schudnąć. Początki anginy? Mniej żreć, więcej się ruszać. Sezonowy bakcyl, zapalenie krtani, wysypka, anemia, skręcona kostka – czy brała pani pod uwagę konsultację z bariatrą? Bycie grubą osobą w kulturze przesyconej fatfobią to nieustanny niepokój. Zanim umówisz się na wizytę, szukasz w internecie opinii – może ktoś gdzieś napisał, że na wizycie były fatfobiczne wysrywy? Umawiasz się na wizytę, a potem siedzisz pod gabinetem, wyobrażasz sobie plażę i zapach morza, liczysz: wdech, wydech, jestem bezpieczna, jestem ok, jestem wystarczająca. W gabinecie – wstyd. Nawet jeśli, jak ja, jesteś hardx, ogólnie nie dajesz sobie w kaszę dmuchać, znasz swoje kredki i wiesz, że to nieprawda, że żreć mniej i ruszać się więcej zmieni cię w miesiąc w szczuplaka.
Tymczasem na teleporadzie, bez grubego ciała, które przecież samo za siebie mówi o moim trybie życia (not, to ciężki sarkazm) jestem pacjentką jak każda inna. Dostaję potrzebne badania i recepty zamiast niechcianych porad na wyobrażone przypadłości.
Co więc sądzę o teleporadach?
Uwielbiam. Moim zdaniem teleporady to nowy, lepszy świat. Przekonaj mnie, że jest inaczej ?
Ja wiem, rozumiem, że kontrowersje, że jak to leczyć nie widząc człowieka, ale umówmy się. W moim wieku umiem ocenić zaczerwienienie błon śluzowych, zmierzyć temperaturę i takie tam. Zwykle potrafię ocenić, co można załatwić online, a co trzeba pokazać specjaliście. I o ile, wiadomo, nie da się zdalnie pobrać krwi czy zbadać palpacyjnie brzucha czy rentgenem bolącego stawu, ale nie mam potrzeby stresować się pod gabinetem za każdym razem, kiedy utrzymuje mi się gorączka albo potrzebuję recepty na lek, który przyjmuję stale. Mam za to ogromną potrzebę bycia traktowaną jak każda inna osoba pacjencka, tj. z uwagą i szacunkiem.
Swoją drogą, jeśli to nie pokazuje jak głęboko zakorzenione są uprzedzenia wobec grubości, to nie wiem co mogłoby to lepiej naświetlić.
W sumie to przerażające, że teoretycznie gorsza jakość porady (lekarz nie zajrzy w gardło, nie osłucha) przekłada się na wyższą jakość porady, bo lekarz słucha co się do niego mówi.
Prawda? Dużo mówi o tym, jak silne są przekonania wyłączane lekarzom w procesie edukacji