Przejdź do treści
Strona główna » fattitude » Języki miłości do siebie

Języki miłości do siebie

Samoakceptacja to nie tylko powtarzanie sobie “jestem super” i zachwycanie się sobą. Pomysł spychania ciałopozytywności na margines, proponowania w jej miejsce ciałoneutralności, ciałożyczliwości czy innych ciało-tworków pokazuje, że ciągle jeszcze nie odrobiliłyśmy lekcji z tego, czym naprawdę jest miłość.

Disney, romcomy i inne plagi

No bo zobacz: jeśli się nad tym zastanowić, to chyba większość dorosłych osób w mniejszym lub większym stopniu akceptuje fakt, że dobry, dojrzały związek z drugą osobą nie polega na trwaniu w ekstazie, jaką są pierwsze miesiące związku. Że to nie chodzi o nieustanny zachwyt i niekończące się słodkie słówka. Czasami miłość to podanie komuś antybiotyku, zrobienie rano kawy i danie przestrzeni na wyrażenie negatywnych emocji, kiedy czasami zrobi się ciężko. No z grubsza to rozumiemy, prawda?

Ciekawi mnie zatem zjawisko polegające na przekonywaniu osób, nie zawsze wprost, że przecież “nie muszą od razu kochać siebie”. Mam z tym stwierdzeniem taki problem, że przedstawia dorozumianą miłość, jako nieustanną afirmację i afekt.

Tymczasem to, że kocham siebie i szanuję swoje ciało nie polega wcale na tym, że się sobą zachwycam. Częściej – że zjem obiad nawet wtedy, gdy zinternalizowana fatfobia tarmosi mnie za nogawkę i podpowiada, że przecież znów ostatnio przytyłam i nie powinnam nic jeść do jutra. Albo że choć boję się, stresuję i nie chcę, to i tak zapiszę się do lekarza. Albo że dam sobie odpocząć, lub wręcz przeciwnie – kopnę w tyłek i pójdę pojeździć na wrotkach.

5 języków miłości (do siebie)

Znasz koncept 5 języków miłości? To opisany w 1995 przez Gary’ego Chapmana pomysł, że każdx z nas trochę inaczej wyraża miłość i potrzebuje być trochę inaczej kochanx. Pomysł na połączenie języków miłości z ciałopozytywnością przyszedł mi do głowy od patrzenia na umysłowe wygibasy wyczyniane przez osoby, które w internecie tworzą treści o samoakceptacji, próbujące z jednej strony osadzać się w bazie z body positive, a z drugiej udające, że kolejne ciało-coś to ich autorski pomysł, który teraz już na pewno wyprostuje Twoje relacje z sobą. Nie wyprostuje, sorry. Przede wszystkim dlatego, że to nie my, dostawcy i dostawczynie treści zmieniamy to jak na siebie patrzysz, ale to dłuższy temat na osobną dyskusję.

Tym, co chciałabym, żeby dzisiaj wybrzmiało najmocniej, jest ogromna pojemność miłości. Przyjęcie do wiadomości tej wspaniałej wielości form łączy się, mam nadzieję, że zdjęciem z nas presji. Nie musimy kochać siebie samx w jakiś bardzo konkretny sposób. Najlepiej opatrzony ®.

1. Język afirmacji i akceptacji

Pierwszy z języków Chapmana odnosi się do, well, języka samego sobie. Od zawsze i na zawsze powtarzam, że to, jak mówimy do siebie ma kolosalne znaczenie. Czy to oznacza, że ciągle sobie powtarzam, że jestem piękna, niesamowita i wyjątkowa? No niecałkiem. Moja mantra, której nauczyłam się od Mel Robbins brzmi: Jestem ok. Jestem bezpieczna. Jestem kochana.
Nie mówię sobie, że mam świetny tyłek, ani że jestem najmądrzejsza w całej wsi. Ty tak mówisz? Wspaniale. Mów do siebie dobrze, jeśli tego potrzebujesz i umiesz. Być może właśnie ten język miłości jest najważniejszy i nikt nie ma prawa Ci mówić, że jest inaczej.

2. Wspólny czas / poświęcenie uwagi

Jakościowy czas ze sobą to także wyraz miłości do siebie. Jak to jest czasami trudno usiąść na tyłku z samą sobą. Jak trudno jest wybrać się dokądś solo, pojechać gdzieś pobyć z myślami.
Dla mnie najwyższą formą miłości w tym języku jest zwracanie na siebie uwagi. Co mówi moje ciało? Czego mi potrzeba? Czy ja tego chcę? Czy to jest dla mnie dobre? Uważam, że uważność na siebie to poziom ekspercki w kochaniu siebie. Dla mnie ciągle jeszcze niepokonany szczyt, ale kiedyś tam wejdę.

3. Dotyk

Och, to jeden z moich ulubionych. Mam w domu cały zestaw narzędzi załatwiających moją potrzebę samodotykania i nie chodzi mi wyłącznie o wibratory. Maty z kolcami, rolki i różnego rodzaju piłeczki to rzeczy, których używam naprawdę często. W dni, kiedy czuję się odklejona od rzeczywistości, staram się przytulać samą siebie. Zwłaszcza dotykać brzucha, o którym przecież umiałabym powiedzieć tyle okropnych słów.
Podarowanie sobie masażu czy uważne nasmarowanie balsamem też może być wyrazem miłości. Może nim być łagodny ruch, dzięki któremu czuję się bardziej tu i teraz.
O, wiem! Jeśli dotykanie i przytulanie swojego brzucha to na dzień dobry za dużo, polecam automasaż twarzy. Jest nieprawdopodobnie przyjemny, serio, dopóki nie spróbowałam, nie miałam pojęcia, ile napięcia noszę na codzień w mięśniach twarzy.

4. Prezenty i niespodzianki

Ten język miłości został nieprawdopodobnie skutecznie zagospodarowany przez biznes. Ilość rzeczy, które “musimy” sobie kupić, żeby udowodnić, że siebie kochamy jest nieprawdopodobna. Tymczasem, moim zdaniem, nie chodzi wcale o kupowanie kolejnego reklamowanego hasłem ciałopozytywności kremu do cellulitu.

Bardziej – o nie odmawianie sobie drobnych przyjemności. Kupienie sobie kwiatków, chustki w kolorze, którego zwykle nie nosisz, albo spróbowanie czegoś nowego, co może się wydawać głupie, ale de facto może okazać się strzałem w 10 (patrz mój romans z wrotkami). Kupienie sobie czegoś pysznego, czego przez lata odmawiałaś sobie, bo potępiały to diety 1200 kalorii.

5. Służba czy drobne przysługi

Czyli innymi słowy robienie dla siebie rzeczy:
Regularne branie leków. Chodzenie na terapię. Wychodzenie do ludzi. Mówienie nie. Bycie swoją własną sojuszniczką.
To wyjątkowo mało spektakularny język miłości do siebie i rzadko za taki uznawany. Zwykłe, codzienne dbanie o siebie, bez fajerwerków, kto by w tym widział miłość. A jednak. Tak, w tym też drzemie ciałopozytywność i samoakceptacja.

Rewolucyjny narzędziownik

Jeśli dziwisz się, że wśród całego mojego podżegania do rewolucji nagle piszę o samoakceptacji (o jakże dawno tego nie robiłam!), to pomyśl o tym w kategoriach narzędzia.
Bo chociaż owszem, żadna ilość samoakceptacji nie sprawi, że przestanę doświadczać systemowej dyskryminacji, to bycie z sobą samą w szacunku i poczuciu ważności daje mi siłę do głośnego darcia się, że świat nie działa tak, jak powinien, a system ssie. Przed nami długa droga, potrzebujemy dużo siły ❤️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.