… dłużej się zastanawiać, czy da się dobrze zrobić serial z grubą postacią.
Hajp na Reniferka (ang. Baby Reindeer) dotarł do mnie z dużym opóźnieniem, bo od kilku ładnych tygodni siedzę w skupieniu nad dużym i ważnym projektem. W praktyce sprowadza się to do życia pod kamieniem i wychylania spod niego głowy, żeby od czasu do czasu zaczerpnąć powietrza. Przyznaję, ten serial umknąłby mi, gdyby nie gruba bohaterka. W tekście pojawią się spoilery, więc jeśli nie widziałxś jeszcze, a planujesz oglądać, weź to pod uwagę!
Jessica Gunning, która w Reniferku odtwarza rolę Marthy, skazanej stalkerki nie była wcześniej na moim radarze. Brytyjskie produkcje nie są w centrum mojego zainteresowania, no i przyznaję, nie bez nostalgii, że czasy, w których się “orientowałam” raczej minęły. Teraz, jeśli udaje mi się coś oglądać, to są to rzeczy dostępne w serwisach streamingowych. Stąd disclaimer – to nie będzie tekst krytyczny czy profesjonalna recenzja. Potraktujmy ten tekst jako rozważania nad tym, czy może wreszcie, w 2024, dotarliśmy do miejsca, w którym można produkować seriale, w których grube postacie nie są kosmitami.
Jestem po maratonie oglądania najnowszego sezonu “My 600 lb life” (w Polsce emitowanego jako Historie wielkiej wagi), nie pytaj, daję słowo, że było to poświęcenie dla większej sprawy. Po obejrzeniu nie wiem ilu odcinków, naprawdę uważam, że operatorom przedstawiającym grube osoby z perspektywy żaby, powinno za tę monstrualizację prawdziwych osób być odbierane prawo do wykonywania zawodu. W związku z tym do Reniferka podchodziłam z więcej nawet niż ostrożnym dystansem, spodziewając się najgorszego.
Fat suit, z którego można zrezygnować
Moja pierwsza obawa dotyczyła odtwórczyni roli Marthy. Mówiąc wprost – spodziewałam się kostiumu pogrubiającego, bo na przestrzeni ostatnich lat kino i seriale ukochały ten rodzaj charakteryzacji. W 2022 roku na 9 hollywoodzkich filmów, w których opowiadana była historia grubych osób, zatrudniono aż jednego grubego aktora. Za nami jeszcze nie całkiem wystygły triumf Brendana Frasera, który za rolę graną w przebraniu grubego mężczyzny dostał Oscara. Mam pod adresem fat suitu i osób, które zagrawszy rolę w takim, nagle opowiadają w mediach jak głęboka była to dla nich metamorfoza i jak bardzo teraz rozumieją i szanują bardzo grube osoby. Jeśli ciekawi Cię moja opinia, a jeszcze nie słuchałaś odcinku Vingardium Grubiosa, w którym pastwimy się z Nataszex nad fat suitami – zapraszam serdecznie [TUTAJ LINK]. No więc bałam się fat suitu na tyle, że zobaczywszy Jessicę Gunning, z ręką na sercu, googlowałam czy nie grała w dodatkowym pogrubieniu.
No więc nie grała. Okazuje się, że można do roli po prostu obsadzić grubą aktorkę.
Człowiek, nie monstrum
Tym, co w Baby Reindeer absolutnie mnie zachwyciło jest wspaniała niejednoznaczność postaci. Martha jest niebezpieczną stalkerką, ale jest też chorującą psychicznie, poszukującą bliskości, uważną osobą, bezkrytycznie i bezgranicznie kochającą Donny’ego Dunna, głównego bohatera. Donny jest irytujący, bardzo irytujący, ale jest też przetrwańcem gwałtu, próbującym się wybić komikiem, synem, któremu zależy na dobrej relacji z rodzicami i bardzo głęboko samotnym człowiekiem.
Relację zależności emocjonalnej, powstającą pomiędzy nim a Marthą można było z łatwością przedstawić jako śmieszną i obrzydliwą. Tymczasem oglądamy układ, w którym obydwoje coś zyskują. Martha nie jest śmieszną grubaską, próbującą zdobyć chłopaka, który jest nią obrzydzony. Patrząc na nią, Donny nie widzi grubości, my jako osoby oglądające nie widzimy grubości i z tej perspektywy Reniferek jest reprezentacyjnym sukcesem twórców. Grubość w ogóle nie jest tutaj tematem. Do ostatniej minuty ostatniego odcinka wstrzymywałam oddech, czy osoby stojące za serialem nie potkną się wreszcie, i nie wdepną w utarty schemat monstrualizacji grubości antybohaterki.
Nie potknęli się. Nawet w scenie bójki, gdzie z łatwością można było pracą kamery, dobrym zbliżeniem na czerwoną twarz z podbródkiem, wkazać: patrzcie, jakie monstrum. Ani razu, przez całe 7 odcinków nikt nie powiedział o Marcie “ta gruba”. Nie dał sygnału, że tym, co odrzuca w niej najbardziej jest rozmiar ciała. Szczerze mówiąc, zmasakrowana “Historiami wielkiej wagi”, wzruszyłam się tym, że została po prostu przedstawiona jak osoba. Bez fetyszyzacji, bez monstruwalizacji, bez egzotyzowania. Zaskakujące, co?
Jest w Reniferku jeszcze jedna scena
która sprawiła, że wstrzymałam oddech. Mój mózg, przyzwyczajony do robienia z grubych osób monstrów i ośmieszania nas w filmowych przedstawieniach, zamarł na krótką chwilę.
Albo wiesz co? Nie napiszę, która to. Mam wrażenie, że jeśli oglądałxś/obejrzysz, będziesz wiedzieć, o którą scenę chodzi.
Cieszę się, że komuś udało się zrobić serial z reprezentacją grubości, do której nie ma się o co przyczepić.
Ps: Transpłciową dziewczynę Donny’ego gra transkobieta. Da się.
Wszyscy ciągle gadają o tym serialu i jak zobaczyłam, ze stalkera jest gruba osoba to od razu stwierdziłam, że raczej nie mam ochoty oglądać znowu pokazywanie grubej osoby jako tej „nienormalnej” co się pcha na człowieka. Miałam dokładnie takie same obawy więc broniłam się przed włączeniem go rękami i nogami, ale po przeczytaniu twojego wpisu jestem zaciekawiona i chyba włączę.
Dzięki Ula
Od momentu, jak wrzuciłaś na IG info o tym, że na Twoim blogu czeka artykuł – usiadłam do obejrzenia serialu, bo chciałam najpierw stworzyć własną opinię, zanim przeczytam coś na temat tej produkcji. I właśnie minęły 2 minuty od obejrzenia serialu i jestem tu!
Urzekły mnie 2 rzeczy:
1. Że faktycznie ani razu nie wybrzmiało „nie chce być z tobą, bo jesteś gruba”, bo jakieś głupie przekonania w głowie właśnie dyktowały ten scenariusz
2. Że kobieta transpłciowa, jest właśnie kobietą transpłciową! (tego dowiedziałam się z Twojego artykułu i jest to super info!)
Dzięki za tekst!
PS. Chciałabym wiedzieć o której scenie piszesz, bo niestety nie wpadłam o czym mówisz!