Wow, nie wiem czy wiecie, że w świecie mediów społecznościowych i ciałopozytywności zaczęliśmy lipiec z wysokiego C. Nie lada wrażeń wszystkim śledzącym świat social mediów osobom dostarczył Pinterest, który oficjalnie wprowadził nową politykę reklamową zakazującą kompletnie wszelkich komunikatów związanych z odchudzaniem.
Wiadomo, ja się ucieszyłam jak dziecko, bo to jest decyzja, którą śmiało można nazwać epokową. W końcu przecież cały biznes Kultury Diety wart jest równie grube co astronomiczne biliardy, z których lwia część lokowana jest w kampanie reklamowe i komunikaty, w który się zanurzamy na co dzień. Prawdę mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić kwoty, którymi operujemy w rozmowie o marketingu odchudzania. Nawet ten kawałek, jakim są budżety na kampanie w social mediach pozostaje poza moim umysłowym zasięgiem. Dość powiedzieć, że social media od lat są tym kanałem, który w robieniu marketingu konwertuje i zwraca się najlepiej. W świetle tych informacji decyzja socialmediowego giganta naprawdę budzi podziw, pierwszy raz mamy do czynienia z sytuacją, w której ogromny biznes świadomie i całkowicie rezygnuje z lukratywnych wpływów z reklam na rzecz RiGCzu.
No dobrze, to czego konkretnie zakazali?
Tego już nie zobaczycie w reklamach na Pintereście:
· żadnego języka i zdjęć o odchudzaniu
· żadnych historii z odchudzania i przeznaczonych do odchudzania produktów
· żadnego języka i zdjęć idealizujących lub umniejszających konkretnym typom sylwetki
· odniesień do BMI i podobnych wskaźników
· żadnych produktów sugerujących, że nakładanie ich na skórę wywołuje efekt redukcji wagi
Oraz zakazanych już wcześniej:
· środków na odchudzanie, pigułek na stłumienie apetytu, suplementów i innych produktów odchudzających
· zdjęć przed i po
· zabiegów skierowanych na efekt redukcji wagi jak liposukcja czy spalanie tłuszczu
· bodyshamingu w postaci języka i zdjęć wyśmiewających czy deprecjonujących konkretne typy sylwetki i wyglądu
· a także zapewnień o nierealistycznych efektach kosmetycznych
Jak do tego doszło?
Ten szalony pomysł nie został, wbrew pozorom, nadany zarządowi Pinteresa przez Marsjan, którzy mają już serdecznie dosyć aktywistycznych głosów próbujących przekonać świat, że grubi ludzie nie są kosmitami.
Z badania „Early Impact of COVID-19 on Individuals with Eating Disorders: A survey of ~1000 Individuals in the United States and the Netherlands” [dostęp TUTAJ] dowiadujemy się jak dalece pandemia pogorszyła sytuację młodych osób chorujących na zaburzenia odżywiania. Badanie przeprowadzone zostało w Stanach Zjednoczonych i Niderlandach, na grupach badawczych o wielkości odpowiednio 510 i 511 osób. Badano osoby od 16 do 60 roku życia, większość uczestników badania choruje na anoreksję (Stany 62%, Holandia 69%), drugą największą grupą zaburzeń wśród badanych były bulimia z BED, czyli jedzeniem kompulsywnym – w grupie ze Stanów 30%, a w holenderskiej 15% badanych. Podstawę badania stanowiło samoraportowanie zmian w intensywności zaburzeń odżywiania we wskazanym okresie.
W wyniku badania zarejestrowano wśród badanych wysoki poziom strachu przed pogorszeniem zaburzeń w związku z brakiem łatwo dostępnego i uporządkowanego systemu, życiem w negatywnie pobudzającym środowisku i brakiem wsparcia społecznego. Zaobserwowano również interesujące różnice pomiędzy osobami uczestniczącymi w zależności od kraju zamieszkania. Osoby ze Stanów wskazywały troskę o zbyt dużą ekspozycję na toksyczne, związane z przytyciem w lockdownie wiadomości w mediach społecznościowych, zwiększenie skłonności samobójczych i do nadużywania leków i środków odurzających, a także bezpiecznego dostępu do opieki. Tymczasem uczestnicy z Holandii podkreślali lęki związane ze zwiększeniem masy ciała oraz stanem organizmu i jego zdolnościami do wyzdrowienia w przypadku infekcji COVID-19.
Jak w nocie prasowej z 7 lipca (dostępna w całości i po angielsku tutaj) informuje Pinterest, nowa polityka reklamowa powstała w porozumieniu z National Eating Disorders Association (NEDA), czyli funkcjonującemu w Stanach Zjednocznonych Narodowemu Stowarzyszeniu ds. Zaburzeń Odżywiania. O NEDA wspominałam już kiedyś w tekście o pułapkach, w jakie wpadamy myśląc o zaburzeniach odżywiania. Tymczasowa szefowa NEDA, Elizabeth Thompson, tak komentuje decyzję Pinteresta:
„NEDA pochwala Pinterest za zajęcie pozycji lidera jako pierwsza platforma zakazująca wszystkich reklam zawierających język i obrazki związane z odchudzaniem. Cieszy nas ten niezbędny krok ku priorytetyzacji zdrowia psychicznego i dobrostanu użytkowników Pinteresta, zwłaszcza tych narażonych na działanie kultury diety, zawstydzanie z powodu wyglądu ciała i zaburzenia odżywiania. Mamy nadzieję, że ta globalna polityka zachęci inne organizacje i firmy do refleksji nad potencjalną szkodliwością treści reklamowych i tworzenie własnych polityk, które wprowadzą ważne zmiany.”
A gdzie tu wolność słowa?
Jak się łatwo domyślić, decyzja platformy była szeroko komentowana – w końcu pieniądze zarabiane na produktach do regulacji masy ciała to miliardy dolarów w skali roku. Co ja o tym sądzę?
Przede wszystkim uważam, że to już najwyższa pora, żeby właściciele mediów społecznościowych zaczęli się wskazywać większą odpowiedzialnością. Internet jest wspaniały, social media są wspaniałe, ale ich niepodważalnie niszczycielską moc mieliśmy okazję obserwować w akcji już wiele razy. Przy czym nie mam na myśli tylko i wyłącznie udostępniania danych użytkowników w celu wpłynięcia na wyniki wyborów. Mamy badania, wiemy czym się kończy wystawianie osób – zwłaszcza młodych – na bodźce wzmacniające szkodliwe pomysły i postawy. Jest XXI i naprawdę nie potrzebujemy odchudzać naszych dzieci. Potrzebujemy uczyć je wsłuchiwania się w siebie, w ciała, w naturę i w planetę. Potrzebujemy uczyć je radykalnej empatii i niezostawiania nikogo w tyle. Wyrównywania szans. A przede wszystkim tego, że wygląd i stan zdrowia nie są wartościami moralnymi i nie mogą być postawą do dzielenia ludzi na lepszych i gorszych.
Będąc w sieci od bez mała pięciu lat nie mam oczywiście złudzeń, że to łatwe. Wiemy dobrze, że tak zwana “obrona wolności słowa” to w kontekście mediów społecznościowych nierzadko walka o prawo do używania słów do wyrządzania krzywdy i stosowania przemocy werbalnej. Jestem ogromną entuzjastką wolności słowa i myślenia, kocham osoby, które samodzielnie analizują fakty, drążą i dążą do obejrzenia prawdy z wielu stron. Jestem fanką dyskusji naszpikowanej argumentami ad rem. Ale jestem też ogromną zwolenniczką brania odpowiedzialności za to, co mówimy. Zwłaszcza w sieci, kiedy nie mamy pojęcia ile osób faktycznie czyta to, co piszemy i jak to na nie wpływa.
Czy to jest sytuacja idealna? To takiej nam jeszcze daleko, ale trudno oczekiwać, żeby pierwsze proponowane narzędzia były idealne. To, co wiemy na pewno to to, że zaburzenia odżywiania to najbardziej śmiertelne z zaburzeń psychicznych. I że nie możemy dłużej tego ignorować.