Fun fact o mnie: mam takie szczęście, że swoje urodziny spędzam czasami w osobliwych miejscach. W tym roku spędzę je na zesłaniu we własnym mieszkaniu. Tak, siedzimy w domu. Jesteśmy w grupie tych ludzi, którzy wraz ze swoim makaronem i papierem toaletowym zamknęli się w domu.
Dziś piąty dzień przymusowego skoszarowania i trzeba to powiedzieć otwarcie – nie jest lekko. Śmieszkujemy, że ten wielki eksperyment social distancing opuścimy jako rozwodnicy, mordercy albo w ciąży, ale dobrze znamy smak ziarenka prawdy stojącej za tym żartem.
W ciągu tych dwóch dni emocjonalny rollercoaster przewiózł mnie z totalnego spokoju i poczucia, że wszystko mam pod kontrolą na skraj histerii, a potem przez żądzę mordu do dosyć kruchego wyciszenia. Trzy dni zastanawiałam się, czy warto pisać tego posta – w końcu wszyscy teraz piszą o kwarantannie i co ja mogłabym dodać, wiecie. Ale, jak słusznie usłyszałam kiedy podpytywałam znajome, że tych histerycznych postów z teoriami jest tak dużo, że każda kropla otuchy jest cenna.
Self care – w perspektywie najbliższych dwóch tygodni, spędzonych w domu – nabiera nowego znaczenia. Truizm alert: to trudny czas, szczególnie dla wszystkich wysokowrażliwych. Warto mieć świadomość, że nie rozmawiamy tutaj o jadeitowych jajkach do pochwy czy mimosach pitych do lustra. (Chociaż wiesz, whatever floats your goat). Dbanie o siebie to priorytet w oku wszechogarniającej histerii. Mówię to ja, osoba, której zdrowie psychiczne w ostatnich dniach trzymało się na włosku: jedynym źródłem poczucie bezpieczeństwa była dla mnie wielka torba awaryjnego kociego żarcia leżąca w kuchni, a zakradające się napady paniki studziłam liczeniem makaronu, to znaczy robieniem porządku w szafkach w kuchni. Pomyślałam, że ci to tutaj napiszę, żebyś miała świadomość, że nawet nonsensowne strategie radzenia sobie ze stresem mają, wbrew pozorom, sens. Mam ich jeszcze kilka (trochę bardziej racjonalnych niż liczenie klusek) w zanadrzu i chciałabym się nimi z Wami podzielić. Wcale nie dlatego, że są najlepsze, ale dlatego, że… są. W stresie – co dotyczy również mnie – trudno myśleć,a jeszcze trudniej o kreatywność. Sama szukam czasami takich list pomysłów, które pomogłyby tu i teraz.
1. Ściąaaaaaać im GŁOWEEEEEEĘ!
Spokojnie, to nie wezwanie do mordu, tylko ograniczenia spożycia social mediów. Nie od wczoraj powtarzam, że jeśli chodzi o internet to jesteś tym co jesz.
Te dwa dni na skraju paniki zafundowałam sobie trochę na własne życzenie, od świtu do zmierzchu śledząc doniesienia i plotki o koronawirusie. Z każdą kolejną teorią spiskową gardło zaciskało mi się coraz bardziej, aż w końcu do mnie dotarło, że NIE MUSZĘ TEGO CZYTAĆ. Panie bobrze, jaka to była ulga! Potrzebowałam całego weekendu bez mediów społecznościowych, żeby dojść do siebie i z tej perspektywy chcę Ci powiedzieć, że jeśli czujesz się tym przytłoczona, to najlepsza rzecz, jaką możesz dla siebie zrobić to ukrywać, kasować i banować cały ten koronahisteryczny spam.
Dlaczego warto? No bo zobacz – po czterech dniach totalnej histerii nastał poniedziałek, miasta nadal są otwarte, towary w sklepach jest więcej niż w piątek i jakkolwiek trenujemy social distancing i pracujemy z domów, to jednak świat toczy się dalej. I będzie się toczył, choćby za chwilę ktoś Ci powiedział, że wiadomy mikrob to sekretna broń mutant-kozy z kosmosu.
2. Podłącz się do siatki
Kiedy patrzę na mój wyczyszczony z wirusowych treści feed na facebooku, rośnie mi serce. To jak ludzie wchodzą ze sobą w interakcję, jak się wspierają jest naprawdę budujące. Jedna z kawiarni w moim mieście, w związku z koniecznością zamknięcia biznesu na czas społecznej kwarantanny wypuściła do sieci vouchery, dzięki którym ludzie mogą wesprzeć ulubiony biznes w utrzymaniu się na powierzchni i… robią to. Innym świetnym przykładem jest warszawska szkoła tańca Hamsa, prowadzona przez moją niezastąpioną nauczycielkę, Agatę Zakrzewską. Istniejąca wokół niej społeczność zareagowała taką serdecznością i chęcią niesienia pomocy w razie potrzeby, że na samą myśl robi mi się ciepło na sercu.
To truizm, ale kontakt z ludźmi jest w kryzysowych momentach bardzo ważny. Znajdź czas, żeby zadzwonić do mamy, jeśli masz taki przywilej, że możesz. Napisz do przyjaciół. Może jest ktoś, z kim dawno nie rozmawiałaś? Teraz jest na to świetny moment. Poczucie, że nie jesteśmy sami w tym wszystkim jest w tym szaleństwie pocieszeniem. Tak, to też jest self care. Mamy telefony i internet, zróbmy z tego dobry użytek. Wcale nie trzeba być oazą spokoju, żeby dać komuś trochę otuchy samym faktem, że jesteś. I vice versa.
3. Staniki ratują życia
To się może zabrzmi trochę dziwnie, ale nie lubię home office. Jestem w tej uprzywilejowanej grupie osób, które swoją pracę mogą w całości wykonywać zdalnie i być może brzmi dla kogoś jak problem z pierwszego świata, ale to dla mnie naprawdę duże wyzwanie. Praca z domu jest dla mnie trudna. Z wysokości łóżka mam poczucie absolutnego braku sprawczości. Wiem, że są osoby pracujące cały dzień w piżamie, ja nie daję rady. Jeśli nie wyjdę rano porządnie z łóżka, to cały dzień towarzyszy mi poczucie paniki.
Muszę się podnieść, ogarnąć, założyć stanik i zwykłe ubranie, a potem usiąść przy biurku. Robienie rano tego samego co w każdy roboczy dzień jest dla mnie kojące i dlatego traktuję to w kategoriach self care. Poranne przygotowanie, posiłki o stałych porach. Ta codzienna rutyna trzyma mnie w ryzach i w poczuciu bezpieczeństwa.
Przypomnę jeszcze raz, dla zapewnienia: świat się nie kończy. Załóż stanik, zrób makijaż jeśli potrzebujesz. Mówi się trudno i płynie się dalej.
4. Zrób sobie zestaw ratunkowy
O idei zestawów selfcare’owych (ang. self care box) przeczytałam gdzieś stosunkowo niedawno i bardzo mi się ten pomysł spodobał. Teoria jest bardzo prościutka: robisz sobie pudełko, w którym chowasz różne rzeczy, o których w chwilach stresu/niepokoju nie pamiętasz, a które pomagają Ci się wyciszyć.
Widziałam różne wersje, bo nie ma jednej recepty. W jednym to jest olejek eteryczny, świeczka, sól do kąpieli i list do siebie samej. W innym – zestaw ćwiczeń oddechowych kartka z ulubionymi piosenkami i czekolada.
Jeśli akurat czujesz się lepiej, pomyśl o tym, co Ci pomaga. Może to będą zdjęcia bliskich, a może przepis na comfort food, który zrobisz w dziesięć minut a może przypominajka o treści “pogłaszcz kota”? Świetnym pomysłem jest też checklista z pytaniami wspierającymi ocenę sytuacji: kiedy ostatnio jadłam? Czy pamiętałam o lekach? Kiedy ostatnio dzwoniłam do bliskiej osoby? Co sprawiło, że poczułam się gorzej?
Idea jest po prostu taka, żeby w jednym miejscu zgromadzić przypominajki o tych wszystkich małych rzeczach, które nam mogą pomóc opanować stres. I żeby to zrobić teraz, na zapas. TO nic, że teraz wydaje się to trochę dziecinne. Rytualizacja to ważny element ludzkiego życia. Powtarzalność i pewność łatwego dostępu stabilizują rzeczywistość i dają poczucie bezpieczeństwa. Jasne, cokolwiek włożymy do pudełka, nie pomoże nam w konkretnym napadzie lękowym, chyba że będzie to numer telefonu do naszego lekarza. Tu chodzi bardziej o uśmierzanie drobnych stanów zapalnych i aktywne zaangażowanie w proces monitorowania i przeprowadzania drobnych napraw w swoim samopoczuciu.
5. Rusz się
Ruch fizyczny poprawia samopoczucie. Kropka. Powszechnie wiadomo, że wysiłek fizyczny wydziela endorfiny, dzięki którym postrzegamy świat jako bardziej przyjazne miejsce. Bardzo potrzebujemy teraz endorfin, ale poza czystą chemią, aktywność fizyczna ma jeszcze jedną ogromnie ważną zaletę, a mianowicie osadza nas w tu i teraz. Rozłożenie maty i oddanie się ruchowi pomaga odciąć głowę od napływających z mediów emocji.
Jeśli szukasz ciałopozytywnego, urozmaiconego treningu to serdecznie polecam aplikację Joyn,w której znajdziesz i cardio, i taniec, i jogę, i tai chi. Jest naprawdę inkluzywnie, ćwiczenia pokazują grubi ludzie i są dostępne modyfikacje także dla osób z ograniczoną mobilnością (przeważnie dolnych kończyn). Możesz też wpaść na kanał MoveMeJoga na Youtubie, który współprowadzę z Agnieszką Robakiewicz, moją jogową mentorką. Wprawdzie w chwili obecnej nie publikujemy chwilowo nowych filmów (wiadomo, kwarantanna), ale na kanale czeka całkiem sporo materiału, łącznie z wieczorną relaksacją. Nasz jutub, w przeciwieństwie do aplikacji Joyn, jest dostępny za darmo.
Świetną opcję ruchu w czasach zarazy stworzyła szkoła tańca Hamsa, o której pisałam powyżej. Zajęcia zostały przeniesione w online i odbywają się aktualnie na facebookowych grupach. Całe wydarzenie dostępne jest TUTAJ, i chociaż większośc grup to grupy kontynuujące naukę od jakiegoś czasu, to może znajdziesz coś dla siebie? Totalnie warto, bo przy okazji wspieramy mały biznes, który dla wielu ludzi ma ogromne znaczenie. To taki self care, który jest także troską o innych. Najlepiej.
6. Jestem lotosem
Nie jestem i tak naprawdę dopiero zabieram się za medytację, ale pomyślałam, że może też chcecie spróbować. Dzięki postowi znajomej Marty dowiedziałam się o istnieniu aplikacji INTU, która na ten wyjątkowy okres czasu została udostępniona użytkownikom za darmo. W aplikacji dostępne są medytacje na różne poziomy zaawansowania, w tym absolutne podstawy i wstęp do medytowania. Jeśli jest coś, czego chciałaś spróbować już od jakiegoś czasu, to teraz jest dobry moment.
INTU pobierzesz tutaj: INTU YOURSELF
7. Ugotuj coś od podstaw
Gotowanie (nie tylko makaronu!) i pieczenie mają w sobie coś uspokajającego. Proces tworzenia czegoś pysznego z półproduktów jest i rytualny, i wyciszający. To dla mnie definicja self care. Na co dzień nie mam czasu na gotowanie, obiady najczęsciej kupuję, albo prokuruję coś na szybko z mrożonki (god bless lidlowe gotowe mrożonki i mrożony krupnik!). Gotowanie w pełnym wymiarze jest dla mnie czynnością odświętną, zarezerwowaną na te rzadkie chwile, kiedy mam po prostu wolne.
W ten weekend popełniłam sernik krakowski i mniej więcej przy mieszaniu masy serowej z obsceniczną ilością bakalii pomyślałam sobie, że to jest strasznie fajnie po prostu zrobić coś własnymi rękami. I że tego potrzebowałam, bo siedzenie w domu i czekanie, aż ktoś rozwiąże za nas ten kryzys, jest dla osób rzucających się w akcję bez namysłu dosyć trudnym doświadczeniem.
Przygotowywanie jedzenia, a potem celebrowanie go to świetny sposób na rozładowanie napięcia i przeniesienie uwagi na tę konkretną chwilę. Takie, wiecie, mindfulness dla amatorów. Za to za darmo i dostępne w każdym domu!
Nie dajmy się, Syreny, tej presji. To tylko kilka moich pomysłów, ale przecież możemy sobie okazywać wsparcie na różne sposoby. Mamy więcej siły niż nam się wydaje, zwłaszcza wtedy, kiedy jesteśmy razem.
I jeszcze jedna ważna, bardzo ważna rzecz: to normalne, że się boisz. Boimy. Mamy prawo do strachu, do złości, do rozgoryczenia. Stanęliśmy globalnie w obliczu wydarzenia, które znamy już tylko z książek. Zanim okrzepniemy w tych nowych okolicznościach minie jeszcze trochę czasu. A my mamy prawo sobie z tym nie radzić.
Jeśli okaże się, że niepokój zaczyna cię zalewać, to obiecasz mi, że zwrócisz się o pomoc do specjalisty? To jest najlepszy self care, jaki można wdrożyć w takiej sytuacji. Nawet superbohaterowie potrzebują czasami pomocy. Pamiętaj o tym.
ps: jeśli masz na radzenie sobie ze stresem swój sposób i myślisz, ze może się on komuś przydać, to koniecznie zostaw go w komentarzu. Z góry dziękuję!
Dzieki za ten tekst! Ja w ramach radzenia sobie ze stresemna przymusowym wolnym, planuje sobie na kazdy dzien jakies zadanie do wykonania. Wczoraj posprzatalam dom, umylam okna i posprzatalam balkon (zeby w nastepnych cieplych dniach moc na nim posiedziec z dobra kawka), dzis mialam dzien gotowania: pierogi z kurczakiem, galareta i domowy makaron- przez kolejne 2 dni mam gotowanie z glowy. Procz rzeczy praktycznych jest cos dla siebie: dzis umylam wlosy i nabalsamowalam sie jak nigdy, jutro planuje obejrzec serial ktory lubie. Takie male czynnosci daja mi poczucie pewnej przewidywalnosci co dziala kojaco w obecnym czasie. Nie wiem kiedy ta koronohisteria sie skonczy ale wiem, ze pojutrze bede czyscic kabine w lazience 😂
Tak, praca zdalna jest fajna, jeśli wykonuje się ją od czasu do czasu i w pustej chacie. Jak trzeba się podzielić przestrzenią z mężem, który też pracuje zdalnie oraz dziećmi, które zdalnie się uczą, to już tak pięknie nie jest. Że nie wspomnę o ergonomii – ja np.: nie mam w domu takich warunków, jak biurze. Z drugiej strony trzeba się cieszyć, że w ogóle ma się taką możliwość, ale nie jest to wcale takie cudowne, jak się wielu wydaje.
Otóż to. Zwłaszcza, jeśli się nie pracuje na open spejsie i nie jest przyzwyczajonym do tego, że coś nas ciągle rozprasza.
Nic to, uczymy się wszyscy w tym wielkim eksperymencie
Też mam przesyt wiadomości, moja córka mi każe przestać panikować a ja wyobrażam sobie jak barykaduję drzwi do mieszkania szafą, kiedy zacznie się apokalipsa… Ok, chyba za dużo amerykańskich filmów o epidemiach i zombie… Pracuję zdalnie i lubię to, nie mam problemu z siedzeniem w domu, ale bardzo się zamartwiam i Twoja lista to świetny tekst przypominający, że trzeba i można o siebie zadbać. Bardzo mi się spodobał pomysł pudełek “ratunkowych” – zaczęłam od razu myśleć, co mogę włożyć do takiego pudełka. Wieczorem próbuję oglądać Netflixa, ale co jakiś czas przełączam się na portale i poziom stresu znów rośnie… Nawet nie mam chęci na ulubione planszówki… Twój tekst dał mi kopa, żeby zrobić detoks od mediów, wypróbować różne sposoby na relaks i wykorzystać ten czas na coś więcej niż zamartwianie. Dziękuję
Polecam się i gorączkowo próbuje zażywać własne lekarstwa 😉
Świetny pomysł ze stworzeniem sobie self-care box 🙂 Kradnę – spiszę sobie wieczorem listę awaryjnego self-care. Nie przeszkadza mi siedzenie w domu, home office, ogarnianie domu. Ale nawet najbardziej wytrzymałe osoby wymiękają, bo izolacja nie bierze jeńców. Koi mnie świadomość, że nie tylko ja liczę makarony 😀
Staram się zachowywać rutynę. Rano śniadanie o tej samej porze, potem praca w formie home office, w przerwach rozprostowanie się na kole do jogi. Wieczorem film (nadrabiamy zaległości z partnerem). Spisałam sobie też listę co chcę zrobić fajnego przed urodzinami (wrzesień), zaplanowałam sobie już, że w najbliższym czasie przesadzę kwiatki i uszyję torbę na matę do jogi (kij z tym, że nie mam maszyny do szycia ani krawieckich umiejętności, raz kozie…).
Porównując pracę w domu i pracę w biurze, po dwóch tygodniach stwierdziliśmy z kolegą z pracy, że wolimy biuro. Choć zawsze wydawało nam się, że wolimy home office… Chyba to bardziej kwestia okoliczności, niż realne plusy vs. minusy.