Czy można być ciałopozytywnym wybiórczo? Akceptować ‘niedoskonałości’ ciał do 42 rozmiaru, a negować wszystko powyżej? Uznawać rudowłosych, a potępiać siwiznę? Albo akceptować włosy pod pachami, ale włosy łonowe już nie?
Wielkie koncerny i maluczcy ludzie
[dropcap_large]K[/dropcap_large]iedy pociąg ciałopozytywności po blisko 50 latach nabrał tempa i z gwizdem wjechał do mainstreamu, jasnym się stało, że to jest maszyna, którą niełatwo będzie zatrzymać. A skoro tak, to po co marnować siły, skoro można skorzystać z cudzego rozpędu? Zrozumiało to zaskakująca wiele firm i osób, których nigdy byśmy o to nie podejrzewały. Lata temu Dove, ze swoimi pierwszymi kampanijnymi zdjęciami kobiet o niemodelkowych sylwetkach było ot, dziwakiem. To był początek XXI wieku, wiecie? Dzisiaj kto żyw i w pełni marketingowego rozsądku, podpina się pod bopo. Nie wierzycie? A słyszałyście o ostatnim kryzysie AVON, który wywołany do odpowiedzi przez Jameelę Jamil do odpowiedzi, publicznie wycofał się i PRZEPROSIŁ za kampanię, w której piętnował cellulit jako niedoskonałość. Kampania wcale nie była szczególnie agresywna – slogan reklamujący krem antycellulitowy mówił o tym, że dołeczki może i wyglądają słodko, ale raczej na twarzy.
Zatrzymajmy się teraz na chwilę i pozwólmy sobie na minutę refleksji nad tym jak MIĘDZYNARODOWY KONCERN KOSMETYCZNY (zapisuję to wołami, bo to ważne. Wiecie, AVON robi na swoich produktach realne pieniądze i to takie, że jak tu stoimy, tak nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić tylu zer na koncie) zdobywa się na rewizję swojego niezbyt udanego pomysłu i publiczne oświadczenie, że przepraszamy, nie przemyśleliśmy tego, kobiety są dla nas najważniejsze. I teraz – może to i druga minuta, ale warto – przypomnijmy sobie reakcję AMS, gdy opinia publiczna zwróciła uwagę, że promowana na ich nośnikach akcja “Jedz ostrożnie” to jawny i agresywny fatshaming, utrwalający w odbiorach przekazu stereotyp, który krzywdzi blisko 20% całego polskiego społeczeństwa.
Nie bez powodu wypadamy w badaniach jako jeden z najmniej empatycznych narodów na całym globie, co?
Nie będę ukrywać – zjawisko wybiórczej ciałopozytywności frapuje mnie nie od wczoraj. Żeby być fair muszę przyznać, że dużo wysiłku wkładam w rugowanie tendencji do dzielenia cech ludzkiej fizyczności na lepsze i gorsze. Pozbycie się tego wymaga realnego wysiłku, bo przecież od dziecka jesteśmy uczeni dzielenia ludzi na lepszych i gorszych.
Osie tego podziału przebiegają różnie i zależą od środowiska, w którym dorastamy. Nie zawsze takie rzeczy wynosi się z domu – nie pamiętam, żeby u nas kiedykolwiek komentowało się się cudzy wygląd, ale z drugiej strony przez wiele lat mój sposób zarządzania garderobą był ciężką czkawką mojej mamy. Powiedzmy, że nasze wizje estetyczności rozjeżdżały się ku biegunom. Mimo tego wiem przecież co świat uznaje za dobre i ładne, a czego nie akceptuje – media zrobiły swoją robotę. W podstawówce bycie sporo większą niż rówieśnicy kompletnie mi nie przeszkadzało w byciu Ginger Spice. Po liceum za to okazało się, że mój tyłek kompletnie dyskwalifikuje podążanie za marzeniami, bo może i nawet byłabym dobrą aktorką, ale musiałabym schudnąć 20 kilo. Uch, podryfowałam z tą dygresją, zatem do brzegu:
Czy Rebel Wilson, która udaje, że jest pierwszą ciężką aktorką obsadzoną w wiodącej roli w komedii romantycznej nie okazuje się być takim samym elementem opresyjnego krajobrazu Hollywood jak jej szczupłe koleżanki? Co z Mo’Nique i Queen Latifah, ciemnoskórymi pionierkami?
No, to samo mniej więcej co z naprawdę nienormatywnymi ciałami w epoce instagramowej ciałopozytywności. Owłosiona pacha i pseudofałdka widoczna w wyrażnym wygięciu, wypierają grube i chore ciała na margines marginesu. Tak, ten stworzony z myślą o nas samych.
Ciałopozytywność i jej utrapienia
Bigoteria i podwójne standardy dotyczą nas wszystkich. Ciebie też, jeśli masz w sobie zgodę na to, że osoba z otyłością wywołaną chorobami może być gruba, a ta, która nadwagi dorobiła się jedzeniem dużych ilości wysokokalorycznych pokarmów już nie. Gdzieś w internecie widziałam kiedyś taki inspiracyjny obrazek z hasłem, że jeśli masz w swoim światopoglądzie miejsce na obgadywanie innych ludzi, to ciałopozytywność jest co najwyżej Twoim hobby.
Powiedzmy to sobie uczciwie, to, że ktoś akceptuje rozstępy czy włosy na ciele, ale uważa, że grubi powinni “wziąć się za siebie i schudnąć”, to nie jest ciałopozytywność.
Jeśli akceptuje blizny po trądziku, ale cellulit uważa za odrażający – to nie jest ciałopozytywność.
Ciałopozytywnośc to nie polskie drogi, nie powinno być w niej dziur.
Wiem, że to brzmi dosyć ostro – naczytałam się kolejnej porcji internetowych “szanuję wszystkich, ale grubi to już naprawdę” i pulsuje mi żyłka.
Ciałopozytywność jest dla nas, tu w Polsce, szczególnie trudna. W kraju, w którym każdy oczekuje szacunku, niezmiernie rzadko dając go w zamian, okazywanie innym pozytywnych emocji przychodzi często z trudem. Piszę to na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji. Od dziecka jesteśmy uczeni czucia się lepszym, ‘walki o swoje’ i kombinowania.
Ja wiem, że nasza burzliwa narodowa historia pozbawiła nas życiowego poczucia bezpieczeństwa i że nawet ja, która poprzedni ustrój znam w zasadzie głównie z opowieści, odczuwam niepokój, że jeśli przestanie mi dopisywać szeroko pojęte życiowe szczęście, nikt się mną nie przejmie.
Rozumiem, że w takich warunkach trudno znaleźć w sobie przestrzeń na innych ludzi – ich historie, problemy i odmienność. Przeczytałam gdzieś niedawno, że my, Polacy, straciliśmy umiejętność różnienia się. “Dzień świra” trochę śmieszy, ale bardziej jednak przeraża, bo dżizas kurwa ja pierdolę, ten sąsiad, ta TVP, te aborcjonistki, ten rząd, ta obsługa sklepu, ta szefowa, te korki. To, że naszą domyślną reakcją na tyle rzeczy jest szczerozłoty wkurw, też mnie przeraża. I gdzie w tym wszystkim jest przestrzeń na to, że sąsiad pięć razy dziennie klęka do swojej modlitwy, czy na te dziewczyny, które chociaż grube mówią “ej, moje życie jest super”? No nie ma. Nie ma na to miejsca.
To nie tak, że mnie ten szczerozłoty wkurw nie dopada, bo wystarczyłoby mnie posłuchać w samochodzie, jak trzy razy na tydzień w korku wymija mnie cwany kierowca autobusu, który uważa, że to jest okej do samego końca cisnąc lewym pasem, a potem zablokować całą jezdnię na 10 minut, żeby się dostać na przystanek.
Stowarzyszenie Wolnych Głów
A już na pewno to nie tak, że tego się nie da przepracować.
W tej kwestii jestem trochę jak Tołpa, wierzę w wielką moc drobnych wysiłków. Sama świadomość tego, że ciałopozytywność to proces, a nie permanetny, raz osiągalny stan dużo zmienia. To daje nadzieję, że możemy pracować nad sobą i swoim otoczeniem, czy to nie super?
Zmierzam tym wszystkim do jednego celu – nie poddawajcie się i nie rezygnujcie. Nawet jeśli czasami nie wychodzi, to nie znaczy, że nie warto.
Znalezienie w sobie przestrzeni na cudzą odmienność jest absolutnie bezcenne. Znajdowanie w ludziach dobra jest po prostu przyjemne. Pod wieloma względami ciałopozytywność, jako głęboka akceptacja ludzi, oznacza po prostu bycie przyzwoitym człowiekiem. Bez dzielenia innych na lepszych i gorszych wedle własnego widzimisię, bez ALE.
W świetle afer, którymi żyjemy, takie podejście wygląda trochę na ucieczkę do Nibylandii, ale obejrzyjcie to, proszę, moimi oczyma:
Dzisiaj nie jestem w stanie oglądać Przyjaciół tak samo jak kiedyś. Nie bawi mnie fatsuit Moniki, tak samo jak nie bawi mnie przemoc owa relacja Carrie i Mr. Biga. Świat się zmienił. My się zmieniliśmy. Kojarzycie ten płacz o to, że z mało czego można dzisiaj żartować? To my to robimy. Codziennie.
Może będę nudna, ale dla mnie wiele z tych rzeczy jest oczywistych. Że trzeba być dobrym, przyzwoitym człowiekiem, kochać bliźnich, oceniać innych po sprawach ważnych i po tych, które zależą od ocenianego.
IMHO uczucia są naturalną reakcją na określony bodziec, ale ode mnie zależy co z tymi uczuciami zrobię – czy je wyrażę i w jakiej formie. W podobnym duchu w części mojego bąbelka pojawiły się ostatnio nawoływania i dyskusje, jak zachować się wobec bezdomnych / kloszardów, którzy śmierdzą i budzą obrzydzenie, ale którzy przecież są naszymi bliźnimi i potrzebują pomocy. Z praktyki – Staszek Krawczyk apelował o wpuszczanie na klatkę i zawiadamianie Straży Miejskiej.
Więc jeśli u kogoś budzi obrzydzenie moja tusza, oczekuję, że zachowa to uczucie dla siebie i zachowa się z chłodną uprzejmością, ew. z profesjonalizmem.
Bosze, Ula. jaka Ty jesteś młoda a mądra…Normalnie plackiem padam. Podpisuję się pod każdym zdaniem. Myślą. Literką. Czy nazwę SMG mogę Ci “se wziąć” i lokalnie zaużytkować?
Idę się rumienić pod koc! Dziękuję!
I oczywiście, że możesz. Będzie mi miło niezmiernie!
“W” mi się przekopyrtnęło na “M”. Ale akces do nazwy cały czas podtrzymuję. Dzięksóweczka Ci!
Dziękuję za ten mądry i poruszający mnie wpis ❤ Ja mam jeszcze wiele porządków do zrobienia ze swoją tolerancją, brakiem oceniania, rozprawiania się ze swoimi przekonaniami nt. innych. Trudne to, ale chcę ten wysiłek podjąć. Pierwszym krokiem jest edukacja w tym temacie. Taką też znajduję u Ciebie na blogu. Ściskam
Cieszę się, że tu trafiłaś w takim razie ❤️