41 tancerek (w tym grube!) z całego świata, przeszło 400 techników, stuosobowy zespół stylistów, 13 kamer, a wszystko to zbudowane wokół przyświecającej marce idei dostarczenia na rynek bielizny dla każdego.
Półtora tygodnia później Sloggi wypuszcza klip „Granny’s got pants”, w którym szczupłe dziewczyny tańczą do tekstu chwalącego majtki z golfem. Nie zrozummy się źle – klip jest pomysłowy i bez wątpienia wyróżnia się na tle mocno fotoszopowanych zdjęć produktowych. Jednakowoż budowanie jej wokół postulatu walki z nierealistycznymi standardami piękna budzi moje rozbawienie.
To jest różnorodność na miarę naszych możliwości
Założę się, że ta parafraza jednego z najbardziej znanych cytatów w historii polskiego kina przywołuje uśmiech, ale jest w tym stwierdzeniu kropla goryczy. Bo przecież możliwości (a może lepiej pisać „chęci”?) nie są równe potrzebom. W czasie pokazu podczas jesiennej edycji Salonu Bielizny zaobserwowałam mniejszą różnorodność sylwetek niż na przykład podczas ostatniego pokazu w Akademii Sztuk Pięknych. Czy zmiana podyktowana jest niedoborem kobiet o innych niż klepsydra sylwetkach, które mogłyby pójść po wybiegu? Nie sądzę.
Ostatni Salon Bielizny utwierdził mnie w przekonaniu, że uczymy się wreszcie odmieniać ciałopozytywność przez przypadki. Mam poczucie, że w branży zachodzą pozytywne zmiany.
Sylwetki paranormalne
Jest w tych rozmowach odbywanych na stoiskach podczas targów wielka wartość. Przeżyłam ostatnio moment prywatnego olśnienia, że plus size w wyobrażeniu osoby szczupłej to jest coś zupełnie innego, niż plus size, którego realnie potrzebują duże klientki. Na trop ten naprowadziły mnie dwie rzeczy: znajoma, która na moje westchnienie, że „mogliby robić duże rozmiary” ze pełnym przekonaniem odpowiedziała „no przecież robią!” (takie duże, że może na moją jedną nogę) oraz prawidłowość, którą zaobserwowałam wertując po Salonie zebrane katalogi. Tak, wracamy do tematu majtek.
Tu i ówdzie rozmiarówki rosną w kierunku 4 i 5xl, ale wciąż powszechną praktyką pozostaje oferowanie obwodów ~95, a majtek do 2xl. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, wedle jakich obliczeń przy stówce pod biustem jako proporcjonalny i typowy uzyskujemy dół w rozmiarze 2xl? Oczywiście, natura w swojej fantazji obdarowuje kobiety i takimi sylwetkami, ale to nadal raczej pojedyncze sytuacje.
Wróćmy do różnic pomiędzy wyobrażeniem, a faktycznym zapotrzebowaniem. To ważne, bo po drugiej stronie są klientki takie jak ja: duże babki o niezbyt charakterystycznych proporcjach. Takie, którym w zasadzie z każdej strony wystaje mniej więcej jednakowo. Realne proporcje przedstawiają się tu zupełnie inaczej. Ja, nosząc +/- 95E, potrzebuję dołu 4xl. Rzeczywistość – Ula 1:0.
Klientka – jednorożec
Trochę w świetle powyższego, a trochę na skutek świetnego szkolenia z Pawłem Tkaczykiem, myślę sobie, że niezależnie od tego czy prowadzimy sklep czy markę, warto do swojej strategii marketingowej wprowadzić nową personę. Taką, o której dzisiaj być może nie myśli się powszechnie w kategoriach potencjału zakupowego. Klientkę, do której na polskim rynku mało kto mówi. Świadomą swojego ciała i pewną siebie kobietę plus size, która ceni produkt jakościowy, podany w oprawie ze świetnej, opartej na empatii komunikacji.
Jak to zrobić dobrze? Być może nie ma jeszcze na to złotej recepty, ale najlepszym z możliwych pierwszych kroków jest pozbycie się przekonania, że wiemy lepiej. Rozmawiajmy z klientkami. Słuchajmy uważnie głosu rynku nie tylko wtedy, kiedy potwierdza nasze wcześniejsze założenia.
To tam, nie w naszych głowach znajdują się odpowiedzi na pytanie jak włączyć nasz biznes w nowe nisze rynku.
Cały 87. numer magazynu Modna Bielizna znajdziesz TUTAJ
Photo by Blake Wisz on Unsplash
Dzięki za wspomnienie 🙂