Trzy i pół roku temu, kiedy pomysł na bloga dopiero kiełkował w mojej głowie, w języku polskim nie było takiego słowa jak ciałopozytywność. Jeśli mam być z Tobą kompletnie szczera, to ja też go nie znałam. Zaczynałam w plus size, do nieprzyjemności ekscytując się Ashley Graham, chodzącą na wybiegu dla Christiana Siriano podczas nowojorskiego Fashion Week.
Ciałozytywność była dla mnie odkryciem kalibru prognozy pogody na Marsie (wiesz że można ją znaleźć w internecie?). Trafiłam na nią zupełnym przypadkiem, szukając w chęci dużych ciał podobnych do mojego – poczułam wtedy, że tu i teraz wydarzy się rewolucja.
Wchodząc w świat bopo, wyobraziłam sobie, że jestem w domu. Te wszystkie klapki w mojej głowie, które od lat pokrywała patyna, nagle zaczęły się otwierać. Wszystko zaczęło mieć sens.
Trzy i pół roku to dostatecznie dużo czasu, żeby się wielokrotnie rozczarować. Dlatego dzisiaj zapraszam Was na bardzo subiektywne zderzenie moich oczekiwań z rzeczywistością.
[divider2] [one_half] + Będę oglądać na Instagramie zdjęcia ludzi o ciałach grubych jak moje [/one_half][one_half_last] – Z Insta wylewa się na mnie lawina zdjęć szczupłych lasek, które “kochają swoje (wyimaginowane) fałdy” [/one_half_last] [one_half] + Doczekam się reprezentacji wszystkich typów dużej sylwetki [/one_half][one_half_last] – W mainstreamie widzę tylko akceptowalnie grube klepsydry[/one_half_last] [one_half] + Będę miała święty spokój, jak już wszystkim wyjaśnię, że mogę być taka, jaka chcę[/one_half][one_half_last] – Spędzam godziny tłumacząc internetowym trollom jak bardzo się mylą [/one_half_last] [one_half] + Pozbędę się ze swojego życia fatfobii [/one_half][one_half_last] – Widzę fatfobię nawet tam, gdzie wcześniej jej nie dostrzegałam[/one_half_last] [one_half] + Wreszcie będę miała głos[/one_half][one_half_last] – W mediach o byciu grubym mówią szczupłe dziewczyny[/one_half_last] [one_half] + Zadbam o siebie i swój spokój ducha [/one_half][one_half_last] – Wymagam od siebie więcej niż wcześniej, coś czytam i się douczam[/one_half_last] [one_half] + Będę nosiła co chcę, gdzie chcę i kiedy chcę [/one_half][one_half_last] – Wypisuję w internecie ranty o braku inkluzywności w branży odzieżowej[/one_half_last] [one_half]+ Będę miała miała więcej koleżanek, które myślą jak ja[/one_half][one_half_last]- Kłócę się z ludźmi w internecie o każdy aspekt kultury diety[/one_half_last] [one_half]+ Będę toczyć zaangażowane społecznie dyskusje o tym, jak sprawić, żeby świat był lepszym miejscem[/one_half][one_half_last]- Oglądam selfie w lustrze i czytam w komplecie to samo zdanie – “pokochaj siebie” [/one_half_last] [one_half]+ Będę częścią ruchu, który przywraca godność i przestrzeń marginalizowanym ciałom i walczy z systemową dyskryminacją[/one_half][one_half_last]- Codziennie komuś tłumaczę, że w ciałozytywności wcale nie chodzi o to, żeby pokochać siebie[/one_half_last] [divider2]
Przeczytałam twój blog od początku do końca, i to niesamowite jak podobne do siebie jesteśmy. Mamy ten sam wzrost i na oko podobne wymiary (z tym że ja jestem bardziej jabłkiem, więc ręce i uda mam trochę chudsze), mamy nawet podobny rozmiar stanika i podobne problemy z butami z powodu wysokiego podbicia i szerokich stóp. Choruję też na BED i PCOS, a oprócz tego na astmę, depresję i nowotwór przysadki mózgowej… I na tym podobieństwa się kończą. Jestem pod wrażeniem tego, jak wiele miałaś problemów, o których istnieniu nie wiedziałam. Kiedy ty nie miałaś w co się ubrać na rozmowę o pracę, moje otyłe nauczycielki popierdzielały w eleganckich garsonkach, a ja pisałam test gimnazjalny w sukience galowej, nosząc rozmiar 46. Potem w tej samej sukience pisałam też maturę, mając już rozmiar 48. Kiedy ty się wbijałaś w stanik 85D, ja kupowałam w sieciówce 95E, a potem 95F. Kiedy ty musiałam walczyć z każdym lekarzem o to, że twoja waga nie spowodowała kataru, ja całe życie chodząc po lekarzach, cokolwiek na temat mojej wagi usłyszałam raz. Alergolog powiedział, że z astmą dobrze by było, jakbym schudła. No i przecież miał rację. Kiedy ty (jak podobno wszystkie grubaski) bałaś się publicznie zjeść nawet sałatkę, ja nie miałam problemu żeby iść na lody albo do fast fooda, sama lub z przyjaciółmi. Nigdy mi nie przyszło do głowy, że ktoś może mnie oceniać. Kiedy ty miałaś problemy z kupieniem ubrań, ja popierdzielałam bo sieciówkach, bazarach i lumpeksach, i zawsze znalazłam coś, co mi się podobało. Kiedy ty narzekałaś, że bycie na diecie jest ciężkie i zawsze kończy się efektem jojo i wypadającymi włosami, ja po prostu pilnowałam kalorii i wracałam z buta z uczelni. No i waga spadła, i utrzymałam ją 2 lata, a potem miałam nawrót depresji, przestałam panować nad BED i było mi już wszystko jedno, więc waga wróciła. I muszę powiedzieć, że te dwa lata, kiedy nosiłam rozmiar 38-40, to były najlepsze lata mojego życia. Moje relacje z ludźmi kompletnie się nie zmieniły, cały świat miał w dupie, czy jestem gruba, czy chuda. Zamiast tego miałam więcej energii, plecy przestały boleć, astma zaczęła mniej dokuczać, a nogi przestały mi wchodzić w dupę, kiedy nosiłam buty na obcasie. Teraz kiedy wróciłam do starej wagi, wszystkie te problemy powróciły, więc nie mam zamiaru zmawiać sobie i innym, że moja waga to nie choroba. Po prostu powolutku i bez spiny sobie schudnę. Nie dlatego, że żyję w jakiejś nieistniejącej kulturze diety, tylko dlatego, że na chwilę obecną nie jestem w stanie funkcjonować jak osoba pełnosprawna. A tobie życzę, żebyś zauważyła, że świat wcale nie jest tak przeciwko grubym, jak myślisz.
Wow, jestem pod wrażeniem tego, jak pięknie wypaczyłaś moją wypowiedź i dorobiłaś do niej wymyślone tło, a nawet ideologię. Gdyby chciało mi się kłócić, udowodniłabym ci, że jak na polskie standardy miałam beznadziejny start w życie, i że bardzo się mylisz w swoich osądach, ale nie chcę ci psuć tego wpisu, w końcu musisz jakoś kontynuować swoją misję siania nienawiści do świata. Wcześniej miałam do ciebie stosunek neutralny i podchodziłam do twoich wpisów z ciekawością, a teraz poczułam obrzydzenie. Gratulacje. Myślałaś o terapii? Porównując wpisy sprzed trzech lat do obecnych, nie trudno zauważyć, że piszesz coraz bardziej agresywnie i coraz częściej czepiasz się na siłę. Takie podejście do życia nie jest zdrowe ani dla ciebie, ani dla twoich bliskich, ani dla twoich czytelników.
Naprawdę uważasz, że chodziło o licytowanie się kto miał gorzej? Albo o wypaczanie Twojej wypowiedzi? To dosyć ciekawe, bo zupełnie nie to miałam na celu. Myślę, że zamiast dochodzić się z Tobą na temat diagnoz wydawanych w internecie innym obcym ludziom, zajmę się swoją misją, jak to ujęłaś, siania nienawiści wobec niesprawiedliwości, których doświadczamy. 🙏
Ja nie rozumiem ciebie, ty zupełnie nie rozumiesz mnie, zdarza się. Po prostu nie fajnie jest pisać obcej osobie, że na pewno jest uprzywilejowana, a ten tekst o prawach kobiet był poniżej pasa, bo nie jojczeniem zdobyłyśmy prawa, a zastąpieniem mężczyzn, którzy zginęli na wojnie. Obecne feminazistki (piszę tak z szacunku dla prawdziwych feministek) tylko jojczą, więc nie potrafią zmienić nic. Ja naprawdę dużo w życiu przeszłam, i właśnie dlatego twoje wpisy, będąc coraz bardziej agresywne w końcu mnie zirytowały, pod wpływem tego postanowiłam ci uświadomić co robisz, jednak ty cały czas przekręcasz moje słowa.Masz sporo czytelników, więc chcesz czy nie, masz spore wpływy i musisz wziąć za to odpowiedzialność. Nie powinnaś tworzyć bańki informacyjnej pełnej negatywnych przekazów. Cały czas podajesz tylko negatywne informacje, nawet jak już napiszesz coś pozytywnego, to piszesz, że można było lepiej. Potrzeba było mojego komentarza, żebyś w końcu przyznała, że w sieciówkach mają rozmiary powyżej 42. O BED mówisz jak o karze za próby odchudzania, zupełnie nie wspominając, że to jest choroba, którą trzeba leczyć. Wszystko jest złe, dyskryminujące, a odchudzanie jest zbyt trudne, więc trzeba pogodzić się ze swoją rolą dyskryminowanego grubasa. Taki przekaz dajesz czytelnikom, wmawiasz im, że są uważani za obywateli drugiej kategorii. Sama jestem ofiarą takich mediów, dlatego mnie to tak irytuje. Przez wiele lat byłam pewna, że jestem dla wszystkich obleśna, bo jestem gruba. Bałam się iść do lekarza, bo byłam pewna, że będzie mnie wyzywać. Czułam się dyskryminowana, byłam pewna, że nigdzie nie kupię ubrań, bo przecież i tak nie mam prawa się ubierać ładnie. Potem jednak dojrzałam do tego, aby zastanowić się nad swoim życiem i przefiltrować te wszystkie informacje. I zauważyłam, że w szkole znęcali się nade mną nawet jak jeszcze byłam szczupła, bo zaczęła tyć dopiero przy dojrzewaniu. Jak już byłam gruba, to wyzywali mnie za to dopiero, jak skończyły im się pomysły. Całe liceum bałam się odezwać do kogokolwiek, bo przecież zaraz mnie zaczną wyzywać za bycie grubą, zwłaszcza, że zawsze byłam jedynym grubym dzieciakiem w szkole. Jednak nie wyzywali, zamiast tego zachwycali się moim hobby i działalnością w szkole, a na co dzień po prostu olewali, bo nie chciałam się socjalizować. Zdałam sobie też sprawę, że zawsze miałam pełną szafę ciuchów, mimo że do końca gimnazjum nawet nie było mnie stać na zakupy w sieciówkach. Nigdy nie miałam problemu z kupnem ubrań, a mimo to miałam tą “ubraniową dyskryminację” tak zakorzenioną, że kilka miesięcy potrafiłam chodzić w dwóch sukienkach na zmianę i leginsach, zupełnie nie pamiętając że mam o wiele więcej dobrze leżących ubrań. Nadal się boje lekarzy i nie chodzę tak często jak powinnam, ale od kilku lat i tak jestem u jakiegoś średnio raz na 2 miesiące, więc zdążyłam zauważyć, że o ile moja waga nie ma związku ze schorzeniem, to nikogo ona nie obchodzi. Cała ta dyskryminacja była tylko w mojej głowie, i dopiero gdy to zrozumiałam, zaczęłam być szczęśliwa i patrzeć na siebie normalnie. Właśnie taki los fundujesz swoim czytelnikom, a ze mną jednak nie było tak źle, bo jednak nie bałam się jeść publicznie, po prostu nikt mi nie powiedział, że powinnam się bać. Podczas czytania twojego bloga, porównywałam każdy wpis ze swoim życiem, i doszłam do wniosku, że połowa z tych rzeczy nie przyszła mi wcześniej do głowy. Ja na szczęście miałam odwagę przyznać przed sobą, że bałam się bez powodu, i że po prostu łatwiej obwiniać za swoje porażki dyskryminację na tle wagowym. Weźmiesz odpowiedzialność za nieszczęście swoich czytelniczek, które zaraziłaś swoją frustracją? Przyznaj w końcu przed sobą i przed czytelnikami, że świat jest pełen dupków, ale nie jest zły, że prawa grubych są respektowane, a jeśli nie są, to można iść z tym do sądu. Wyjaśnij swoim fankom, że wypaczyłaś ich światopogląd, pisząc że wszyscy je dyskryminują. Zauważ, że ubrania plus size ładnie leżą, nie dlatego że producenci chcą wyszczuplać na siłę, tylko dlatego, że fajnie jak ubrania ładnie leżą. Dopuść do siebie myśl, że sieciówki są nastawione na zysk, a nie ideologie, dlatego mają taką rozmiarówkę, jaka im się sprzedaje. W Polsce nie mamy aż tylu młodych ludzi powyżej rozmiaru 50, aby sprzedaż w sieciówkach się opłacała. Naprawdę zastanów się nad tym, jaki dajesz przekaz, bo twój blog zaczyna mieć cechy wspólne z sektą: podsycanie strachu i poczucia wyobcowania, przy jednoczesnym podkreśleniu, że grubaski muszą razem walczyć o swoje. Nie bez powodu zasypywanie ludzi tylko wyselekcjonowanymi informacjami są narzędziami manipulacji i dyktatury. Naprawdę chcesz pomóc swoim Syrenom Lądowym? Pokaż im, że przecież niczym się nie różnią od innych ludzi, a przede wszystkim przestań ziać nienawiścią wobec stwierdzenia, że “otyłość to choroba” i dziewczyn z “wyimaginowanymi fałdkami”. To właśnie przez takie agresywne grubaski nasila się się dyskryminacja. Jeśli chcesz pomóc, daj przykład, będąc dobrą osobą, bo na razie zachowujesz się jak agresywna zazdrośnica. PS. Weszłam w dorosłość z niedobranym stanikiem, bo nie stać mnie na kupowanie w sklepach, w których jest brafitting, a głupio mi próbować korzystać za darmo. Kupiłam taki, w jakim mi wygodnie, a w razie czego w tanich sklepach mam dostępny odwód minimum do 110, więc luz.
Marta, Twoja zajadłość i niechęć do obejrzenia spraw przez pryzmat inny niż własne przekonania jest naprawdę zaskakująca. Nie dam się wciągnąć w tłumaczenie Ci czy potrzebuję terapii. Ja nie będę Cię zdiagnozować zdalnie, dość powiedzieć, że jeśli widzisz tu na blogu tylko nienawiść i agresję, to może warto się zastanowić, co takiego w Tobie odbija się w tych tekstach, że tak je odbierasz. Myślę, że to dobry moment, żeby skończyć tę dyskusję, bo fakt, że nazywasz ludzi “feminazistkami” uświadomił mi dobitnie, że choćbyśmy chciały, to się nam trudno będzie dogadać, a nam się – jak widać – nie chce. W sumie nie robi mi różnicy czy będziesz mnie nazywać agresywną feminazistką, czy nie, bo naprawdę nie muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem.
W internecie jest mnóstwo miejsc, gdzie Twoja postawa spotka się z aprobatą. Tu nie jest jedno z nich i naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś usunęła ten adres z przeglądarki i po prostu zapomniała o wszystkich nieprzyjemnościach, które Cię tu spotkały. Ja nie chodzę do grup o odchudzaniu, żeby uświadamiać ludziom, że mogą wybrać inną drogę. Wiesz dlaczego? Z szacunku do ich decyzji, jeśli zaczną szukać innych opcji, być może trafią tutaj. Nie jestem Mesjaszem, Marta, i Ty też nim nie jesteś.
Marta
Wiedz tyko, że twój blog zaczyna dorównywać szkodliwością blogów pro ana, wystarczy, że przeczyta cię nastolatka, zmagająca się z brakiem samoakceptacji, i weźmie sobie do serca, że cały świat jej nienawidzi, bo jest gruba. Dyskusja rzeczywiście nie ma sensu, bo widzisz w mojej wypowiedzi, to co sama chcesz widzieć, dodatkowo wyrywając moje słowa z kontekstu. To niesamowite, że wykorzystałaś mój komentarz, aby napisać osobny post i napuścić na mnie swoich fanów, teraz już wiem, czemu moja wypowiedź aż 8 dni czekała na moderacje. Myślałam, że nie masz odwagi tego przepuścić, a ty po prostu chciałaś mnie zaatakować w osobnym wpisie, i nie chciałaś dopuścić, by mi ktoś odpisał przed tobą, bo może jeszcze pomyślał by coś, czego Ty sobie nie życzysz, a to jest jeszcze gorsze. Gratulacje, ze studentki, młodszej od ciebie o zaledwie kilka lat, pochodzącej z patologicznej rodziny, i wiecznie niemającej pieniędzy bo wszystko pochłaniają leki, zrobiłaś uprzywilejowanego dzieciaka, który nic nie wie o życiu, bo wszystko mu podano na tacy. Udało ci się to nawet zestawić z tematem uchodźców, niesamowite. A ja się po prostu dziwiłam, czemu całe życie widuję duże rozmiary w sklepach, a ty nie, skoro mieszkamy w jednej Polsce. Możesz użyć moich wypowiedzi to całej serii postów o tym, jak uprzywilejowane dzieciaki są złe, skoro nie masz lepszych pomysłów na siebie, pewnie gdzieś też zrobiłam jakiś błąd ortograficzny, albo interpunkcyjny, też możesz mi wypomnieć. Ja już nie wejdę na tego bloga, więc nawet nie będę się bronić, poza tym ty i tak wiesz lepiej. Najważniejsze przecież, żeby zasięgi się zgadzały. Mam wrażenie, że ostatnio rzadko masz tyle komentarzy, co pod najnowszym postem. Twój blog mimo wszystko mi pomógł. Dzięki niemu mogłam sobie przemyśleć na chłodno otaczający mnie świat i dostrzec, że nikt nie próbuje mnie skrzywdzić. Zauważyłam, że mam mnóstwo jeansów, bluzek, sukienek, spódnic, rajstop i leginsów kupionych za grosze i w większości stacjonarnie. Zauważyłam, że mam fajną bieliznę, również kupioną na grosze. Zauważyłam, że w Polsce jest kilka gwiazd, które mają nadwagę, i że moja uczelnia dba o to, aby na jej materiałach promocyjnych każdy miał reprezentację, mimo że studentów z nadwagą mają mniej niż 1%. Zauważyłam, że po prostu się mylisz. Dzięki temu jestem szczęśliwszym człowiekiem, bo w przeciwieństwie do ciebie nie czuje, że cały świat się ze mnie śmieje i dyskryminuje mnie dla rozrywki. Fajnie było, jednak teraz twój blog kojarzy mi się tylko z agresywną Lalą, która zawsze wie najlepiej i napuszcza swoich fanów na ludzi, którzy mają inne zdanie niż ona. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś aż tak personalnie odnosił się do jakiegoś komentarza. Zazwyczaj ludzie piszą coś w stylu “zainspirował mnie do tego pewien komentarz”. Z twojego postu aż bije “ona śmiała mi powiedzieć, że jestem czarnowidzem, który nie dostrzega pozytywnych aspektów świata i czuje się bardziej dyskryminowany niż powinien, zrobię z niej pośmiewisko przekręcając jej słowa, żeby wszyscy myśleli to, co ja im każę, będę tak długo przekręcała jej słowa, aż oduczy się nie zgadzać z tym, co piszą w internecie.” Może zrób jeszcze z tego aferę na całą Polskę, albo wynajmij prywatnego detektywa, żeby mnie znalazł i udowodnił, że jestem szczęśliwa, bo jestem uprzywilejowana, a nie dla tego, że miałam odwagę dostrzec, że świata moja waga nie obchodzi, i nie mam żadnych ograniczeń. Pomyśl, jak taka krucjata zwiększy twoje zasięgi. I tak na koniec, bo mam wrażenie, że masz problem z czytaniem nawiasów i rozumieniem wyrażeń z języka potocznego (a może po prostu znowu postanowiłaś wyrwać moje słowa z kontekstu?): Feministka/ta – osoba walcząca o prawa kobiet, lub osoba zgadzająca się z tym, że kobieta jest równa mężczyzną. Każda zdrowo myśląca osoba ma poglądy feministyczne, nawet jeśli nie jest tego świadoma. Feminazistka – osoba, którą istnienie mężczyzn obraża. Obrażają ją nawet takie pierdoły, jak puszczanie przodem w drzwiach. Krzyczy najgłośniej, zagłuszając prawdziwe feministki, przez co nikt nie chce być kojarzony ze środowiskiem feministycznym, myląc je z feminazizmem. Są nastawione agresywnie, cały czas ktoś je obraża i dyskryminuje, a jednocześnie zupełnie ignorują najpoważniejsze problemy kobiet. Zamiast tego walczą o takie głupoty, jak nakaz przebijania błony dziewiczej w celu USG dopochwowego lub wprowadzenie antykoncepcji hormonalnej bez recepty (co zresztą było by bardzo niebezpieczne). Dzięki swoim akcjom zniechęcają wszystkich do praw kobiet, krzywdząc tym prawdziwe feministki. Nie nazwałam cię feminazistką, ale skoro sama się tak zdefiniowałaś, to może rzeczywiście jest coś na rzeczy.
Mam propozycję – załóż po prostu swojego bloga i przekazuj ludziom to, co chcesz powiedzieć na swoich zasadach. Nie będziesz wtedy miała problemu z tym, że ktoś się z Tobą nie zgadza. Ton twoich komentarzy jest naprawdę ofensywny i owszem, przepuściłam go tylko dlatego, że miałam nadzieję na dialog, tymczasem monologujesz w najlepsze. Masz mi za złe wszystko, od tego w jaki sposób prowadzę SWOJEGO bloga, aż po to, że nie czytam w myślach i nie wiem z jakiej rodziny pochodzisz. Weź się, dziewczyno, zastanów trochę. Gdybym miała na to trochę więcej czasu i trochę mniej takich dyskusji za sobą, to może dałabym się wciągnąć w te erystyczne przepychanki, bo chyba tylko na tym Ci zależy. Wjeżdżasz tu z pretensjami jak do siebie i jeszcze masz problem, że nie dam się tarzać w smole. Jeśli czujesz, że kogokolwiek na Ciebie napuściłam, to wypij szklankę wody i ochłoń, bo jesteś tu kompletnie anonimowa i przyszłaś pokopać kogoś, kto własną twarzą firmuje lata ciężkiej pracy.
W sumie masz rację, nie wiem już co chcesz wyrazić swoimi komentarzami. Cieszę się, że te kilka lat różnicy między nami tak zmieniły świat, że Ty żyjesz w trochę innych okolicznościach niż ja. Możesz mieć do mnie pretensje o co chcesz, a możesz sobie zrobić reality check i zastanowić się skąd się biorą te zmiany. Twój wybór i ja nie zamierzam brać za niego odpowiedzialności.
Przeczytałam twój blog od początku do końca, i to niesamowite jak podobne do siebie jesteśmy. Mamy ten sam wzrost i na oko podobne wymiary (z tym że ja jestem bardziej jabłkiem, więc ręce i uda mam trochę chudsze), mamy nawet podobny rozmiar stanika i podobne problemy z butami z powodu wysokiego podbicia i szerokich stóp. Choruję też na BED i PCOS, a oprócz tego na astmę, depresję i nowotwór przysadki mózgowej… I na tym podobieństwa się kończą. Jestem pod wrażeniem tego, jak wiele miałaś problemów, o których istnieniu nie wiedziałam.
Kiedy ty nie miałaś w co się ubrać na rozmowę o pracę, moje otyłe nauczycielki popierdzielały w eleganckich garsonkach, a ja pisałam test gimnazjalny w sukience galowej, nosząc rozmiar 46. Potem w tej samej sukience pisałam też maturę, mając już rozmiar 48.
Kiedy ty się wbijałaś w stanik 85D, ja kupowałam w sieciówce 95E, a potem 95F.
Kiedy ty musiałam walczyć z każdym lekarzem o to, że twoja waga nie spowodowała kataru, ja całe życie chodząc po lekarzach, cokolwiek na temat mojej wagi usłyszałam raz. Alergolog powiedział, że z astmą dobrze by było, jakbym schudła. No i przecież miał rację.
Kiedy ty (jak podobno wszystkie grubaski) bałaś się publicznie zjeść nawet sałatkę, ja nie miałam problemu żeby iść na lody albo do fast fooda, sama lub z przyjaciółmi. Nigdy mi nie przyszło do głowy, że ktoś może mnie oceniać.
Kiedy ty miałaś problemy z kupieniem ubrań, ja popierdzielałam bo sieciówkach, bazarach i lumpeksach, i zawsze znalazłam coś, co mi się podobało.
Kiedy ty narzekałaś, że bycie na diecie jest ciężkie i zawsze kończy się efektem jojo i wypadającymi włosami, ja po prostu pilnowałam kalorii i wracałam z buta z uczelni. No i waga spadła, i utrzymałam ją 2 lata, a potem miałam nawrót depresji, przestałam panować nad BED i było mi już wszystko jedno, więc waga wróciła.
I muszę powiedzieć, że te dwa lata, kiedy nosiłam rozmiar 38-40, to były najlepsze lata mojego życia. Moje relacje z ludźmi kompletnie się nie zmieniły, cały świat miał w dupie, czy jestem gruba, czy chuda. Zamiast tego miałam więcej energii, plecy przestały boleć, astma zaczęła mniej dokuczać, a nogi przestały mi wchodzić w dupę, kiedy nosiłam buty na obcasie. Teraz kiedy wróciłam do starej wagi, wszystkie te problemy powróciły, więc nie mam zamiaru zmawiać sobie i innym, że moja waga to nie choroba.
Po prostu powolutku i bez spiny sobie schudnę. Nie dlatego, że żyję w jakiejś nieistniejącej kulturze diety, tylko dlatego, że na chwilę obecną nie jestem w stanie funkcjonować jak osoba pełnosprawna.
A tobie życzę, żebyś zauważyła, że świat wcale nie jest tak przeciwko grubym, jak myślisz.
Dzięki za ten komentarz, dał mi do myslenia i zainspirował do napisania nowego tekstu – https://galantalala.pl/niewidzialne-przywileje/
Wow, jestem pod wrażeniem tego, jak pięknie wypaczyłaś moją wypowiedź i dorobiłaś do niej wymyślone tło, a nawet ideologię. Gdyby chciało mi się kłócić, udowodniłabym ci, że jak na polskie standardy miałam beznadziejny start w życie, i że bardzo się mylisz w swoich osądach, ale nie chcę ci psuć tego wpisu, w końcu musisz jakoś kontynuować swoją misję siania nienawiści do świata.
Wcześniej miałam do ciebie stosunek neutralny i podchodziłam do twoich wpisów z ciekawością, a teraz poczułam obrzydzenie. Gratulacje.
Myślałaś o terapii? Porównując wpisy sprzed trzech lat do obecnych, nie trudno zauważyć, że piszesz coraz bardziej agresywnie i coraz częściej czepiasz się na siłę. Takie podejście do życia nie jest zdrowe ani dla ciebie, ani dla twoich bliskich, ani dla twoich czytelników.
Naprawdę uważasz, że chodziło o licytowanie się kto miał gorzej? Albo o wypaczanie Twojej wypowiedzi? To dosyć ciekawe, bo zupełnie nie to miałam na celu.
Myślę, że zamiast dochodzić się z Tobą na temat diagnoz wydawanych w internecie innym obcym ludziom, zajmę się swoją misją, jak to ujęłaś, siania nienawiści wobec niesprawiedliwości, których doświadczamy.
🙏
Ja nie rozumiem ciebie, ty zupełnie nie rozumiesz mnie, zdarza się. Po prostu nie fajnie jest pisać obcej osobie, że na pewno jest uprzywilejowana, a ten tekst o prawach kobiet był poniżej pasa, bo nie jojczeniem zdobyłyśmy prawa, a zastąpieniem mężczyzn, którzy zginęli na wojnie. Obecne feminazistki (piszę tak z szacunku dla prawdziwych feministek) tylko jojczą, więc nie potrafią zmienić nic.
Ja naprawdę dużo w życiu przeszłam, i właśnie dlatego twoje wpisy, będąc coraz bardziej agresywne w końcu mnie zirytowały, pod wpływem tego postanowiłam ci uświadomić co robisz, jednak ty cały czas przekręcasz moje słowa.Masz sporo czytelników, więc chcesz czy nie, masz spore wpływy i musisz wziąć za to odpowiedzialność. Nie powinnaś tworzyć bańki informacyjnej pełnej negatywnych przekazów.
Cały czas podajesz tylko negatywne informacje, nawet jak już napiszesz coś pozytywnego, to piszesz, że można było lepiej. Potrzeba było mojego komentarza, żebyś w końcu przyznała, że w sieciówkach mają rozmiary powyżej 42. O BED mówisz jak o karze za próby odchudzania, zupełnie nie wspominając, że to jest choroba, którą trzeba leczyć. Wszystko jest złe, dyskryminujące, a odchudzanie jest zbyt trudne, więc trzeba pogodzić się ze swoją rolą dyskryminowanego grubasa.
Taki przekaz dajesz czytelnikom, wmawiasz im, że są uważani za obywateli drugiej kategorii. Sama jestem ofiarą takich mediów, dlatego mnie to tak irytuje.
Przez wiele lat byłam pewna, że jestem dla wszystkich obleśna, bo jestem gruba. Bałam się iść do lekarza, bo byłam pewna, że będzie mnie wyzywać. Czułam się dyskryminowana, byłam pewna, że nigdzie nie kupię ubrań, bo przecież i tak nie mam prawa się ubierać ładnie. Potem jednak dojrzałam do tego, aby zastanowić się nad swoim życiem i przefiltrować te wszystkie informacje.
I zauważyłam, że w szkole znęcali się nade mną nawet jak jeszcze byłam szczupła, bo zaczęła tyć dopiero przy dojrzewaniu. Jak już byłam gruba, to wyzywali mnie za to dopiero, jak skończyły im się pomysły. Całe liceum bałam się odezwać do kogokolwiek, bo przecież zaraz mnie zaczną wyzywać za bycie grubą, zwłaszcza, że zawsze byłam jedynym grubym dzieciakiem w szkole. Jednak nie wyzywali, zamiast tego zachwycali się moim hobby i działalnością w szkole, a na co dzień po prostu olewali, bo nie chciałam się socjalizować. Zdałam sobie też sprawę, że zawsze miałam pełną szafę ciuchów, mimo że do końca gimnazjum nawet nie było mnie stać na zakupy w sieciówkach. Nigdy nie miałam problemu z kupnem ubrań, a mimo to miałam tą “ubraniową dyskryminację” tak zakorzenioną, że kilka miesięcy potrafiłam chodzić w dwóch sukienkach na zmianę i leginsach, zupełnie nie pamiętając że mam o wiele więcej dobrze leżących ubrań. Nadal się boje lekarzy i nie chodzę tak często jak powinnam, ale od kilku lat i tak jestem u jakiegoś średnio raz na 2 miesiące, więc zdążyłam zauważyć, że o ile moja waga nie ma związku ze schorzeniem, to nikogo ona nie obchodzi.
Cała ta dyskryminacja była tylko w mojej głowie, i dopiero gdy to zrozumiałam, zaczęłam być szczęśliwa i patrzeć na siebie normalnie. Właśnie taki los fundujesz swoim czytelnikom, a ze mną jednak nie było tak źle, bo jednak nie bałam się jeść publicznie, po prostu nikt mi nie powiedział, że powinnam się bać. Podczas czytania twojego bloga, porównywałam każdy wpis ze swoim życiem, i doszłam do wniosku, że połowa z tych rzeczy nie przyszła mi wcześniej do głowy. Ja na szczęście miałam odwagę przyznać przed sobą, że bałam się bez powodu, i że po prostu łatwiej obwiniać za swoje porażki dyskryminację na tle wagowym. Weźmiesz odpowiedzialność za nieszczęście swoich czytelniczek, które zaraziłaś swoją frustracją?
Przyznaj w końcu przed sobą i przed czytelnikami, że świat jest pełen dupków, ale nie jest zły, że prawa grubych są respektowane, a jeśli nie są, to można iść z tym do sądu. Wyjaśnij swoim fankom, że wypaczyłaś ich światopogląd, pisząc że wszyscy je dyskryminują. Zauważ, że ubrania plus size ładnie leżą, nie dlatego że producenci chcą wyszczuplać na siłę, tylko dlatego, że fajnie jak ubrania ładnie leżą. Dopuść do siebie myśl, że sieciówki są nastawione na zysk, a nie ideologie, dlatego mają taką rozmiarówkę, jaka im się sprzedaje. W Polsce nie mamy aż tylu młodych ludzi powyżej rozmiaru 50, aby sprzedaż w sieciówkach się opłacała.
Naprawdę zastanów się nad tym, jaki dajesz przekaz, bo twój blog zaczyna mieć cechy wspólne z sektą: podsycanie strachu i poczucia wyobcowania, przy jednoczesnym podkreśleniu, że grubaski muszą razem walczyć o swoje. Nie bez powodu zasypywanie ludzi tylko wyselekcjonowanymi informacjami są narzędziami manipulacji i dyktatury.
Naprawdę chcesz pomóc swoim Syrenom Lądowym? Pokaż im, że przecież niczym się nie różnią od innych ludzi, a przede wszystkim przestań ziać nienawiścią wobec stwierdzenia, że “otyłość to choroba” i dziewczyn z “wyimaginowanymi fałdkami”. To właśnie przez takie agresywne grubaski nasila się się dyskryminacja. Jeśli chcesz pomóc, daj przykład, będąc dobrą osobą, bo na razie zachowujesz się jak agresywna zazdrośnica.
PS. Weszłam w dorosłość z niedobranym stanikiem, bo nie stać mnie na kupowanie w sklepach, w których jest brafitting, a głupio mi próbować korzystać za darmo. Kupiłam taki, w jakim mi wygodnie, a w razie czego w tanich sklepach mam dostępny odwód minimum do 110, więc luz.
Marta, Twoja zajadłość i niechęć do obejrzenia spraw przez pryzmat inny niż własne przekonania jest naprawdę zaskakująca.
Nie dam się wciągnąć w tłumaczenie Ci czy potrzebuję terapii. Ja nie będę Cię zdiagnozować zdalnie, dość powiedzieć, że jeśli widzisz tu na blogu tylko nienawiść i agresję, to może warto się zastanowić, co takiego w Tobie odbija się w tych tekstach, że tak je odbierasz.
Myślę, że to dobry moment, żeby skończyć tę dyskusję, bo fakt, że nazywasz ludzi “feminazistkami” uświadomił mi dobitnie, że choćbyśmy chciały, to się nam trudno będzie dogadać, a nam się – jak widać – nie chce. W sumie nie robi mi różnicy czy będziesz mnie nazywać agresywną feminazistką, czy nie, bo naprawdę nie muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem.
W internecie jest mnóstwo miejsc, gdzie Twoja postawa spotka się z aprobatą. Tu nie jest jedno z nich i naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś usunęła ten adres z przeglądarki i po prostu zapomniała o wszystkich nieprzyjemnościach, które Cię tu spotkały. Ja nie chodzę do grup o odchudzaniu, żeby uświadamiać ludziom, że mogą wybrać inną drogę. Wiesz dlaczego? Z szacunku do ich decyzji, jeśli zaczną szukać innych opcji, być może trafią tutaj.
Nie jestem Mesjaszem, Marta, i Ty też nim nie jesteś.
Wiedz tyko, że twój blog zaczyna dorównywać szkodliwością blogów pro ana, wystarczy, że przeczyta cię nastolatka, zmagająca się z brakiem samoakceptacji, i weźmie sobie do serca, że cały świat jej nienawidzi, bo jest gruba. Dyskusja rzeczywiście nie ma sensu, bo widzisz w mojej wypowiedzi, to co sama chcesz widzieć, dodatkowo wyrywając moje słowa z kontekstu.
To niesamowite, że wykorzystałaś mój komentarz, aby napisać osobny post i napuścić na mnie swoich fanów, teraz już wiem, czemu moja wypowiedź aż 8 dni czekała na moderacje. Myślałam, że nie masz odwagi tego przepuścić, a ty po prostu chciałaś mnie zaatakować w osobnym wpisie, i nie chciałaś dopuścić, by mi ktoś odpisał przed tobą, bo może jeszcze pomyślał by coś, czego Ty sobie nie życzysz, a to jest jeszcze gorsze. Gratulacje, ze studentki, młodszej od ciebie o zaledwie kilka lat, pochodzącej z patologicznej rodziny, i wiecznie niemającej pieniędzy bo wszystko pochłaniają leki, zrobiłaś uprzywilejowanego dzieciaka, który nic nie wie o życiu, bo wszystko mu podano na tacy. Udało ci się to nawet zestawić z tematem uchodźców, niesamowite. A ja się po prostu dziwiłam, czemu całe życie widuję duże rozmiary w sklepach, a ty nie, skoro mieszkamy w jednej Polsce.
Możesz użyć moich wypowiedzi to całej serii postów o tym, jak uprzywilejowane dzieciaki są złe, skoro nie masz lepszych pomysłów na siebie, pewnie gdzieś też zrobiłam jakiś błąd ortograficzny, albo interpunkcyjny, też możesz mi wypomnieć. Ja już nie wejdę na tego bloga, więc nawet nie będę się bronić, poza tym ty i tak wiesz lepiej. Najważniejsze przecież, żeby zasięgi się zgadzały. Mam wrażenie, że ostatnio rzadko masz tyle komentarzy, co pod najnowszym postem.
Twój blog mimo wszystko mi pomógł. Dzięki niemu mogłam sobie przemyśleć na chłodno otaczający mnie świat i dostrzec, że nikt nie próbuje mnie skrzywdzić. Zauważyłam, że mam mnóstwo jeansów, bluzek, sukienek, spódnic, rajstop i leginsów kupionych za grosze i w większości stacjonarnie. Zauważyłam, że mam fajną bieliznę, również kupioną na grosze. Zauważyłam, że w Polsce jest kilka gwiazd, które mają nadwagę, i że moja uczelnia dba o to, aby na jej materiałach promocyjnych każdy miał reprezentację, mimo że studentów z nadwagą mają mniej niż 1%. Zauważyłam, że po prostu się mylisz. Dzięki temu jestem szczęśliwszym człowiekiem, bo w przeciwieństwie do ciebie nie czuje, że cały świat się ze mnie śmieje i dyskryminuje mnie dla rozrywki. Fajnie było, jednak teraz twój blog kojarzy mi się tylko z agresywną Lalą, która zawsze wie najlepiej i napuszcza swoich fanów na ludzi, którzy mają inne zdanie niż ona.
Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś aż tak personalnie odnosił się do jakiegoś komentarza. Zazwyczaj ludzie piszą coś w stylu “zainspirował mnie do tego pewien komentarz”. Z twojego postu aż bije “ona śmiała mi powiedzieć, że jestem czarnowidzem, który nie dostrzega pozytywnych aspektów świata i czuje się bardziej dyskryminowany niż powinien, zrobię z niej pośmiewisko przekręcając jej słowa, żeby wszyscy myśleli to, co ja im każę, będę tak długo przekręcała jej słowa, aż oduczy się nie zgadzać z tym, co piszą w internecie.” Może zrób jeszcze z tego aferę na całą Polskę, albo wynajmij prywatnego detektywa, żeby mnie znalazł i udowodnił, że jestem szczęśliwa, bo jestem uprzywilejowana, a nie dla tego, że miałam odwagę dostrzec, że świata moja waga nie obchodzi, i nie mam żadnych ograniczeń. Pomyśl, jak taka krucjata zwiększy twoje zasięgi.
I tak na koniec, bo mam wrażenie, że masz problem z czytaniem nawiasów i rozumieniem wyrażeń z języka potocznego (a może po prostu znowu postanowiłaś wyrwać moje słowa z kontekstu?):
Feministka/ta – osoba walcząca o prawa kobiet, lub osoba zgadzająca się z tym, że kobieta jest równa mężczyzną. Każda zdrowo myśląca osoba ma poglądy feministyczne, nawet jeśli nie jest tego świadoma.
Feminazistka – osoba, którą istnienie mężczyzn obraża. Obrażają ją nawet takie pierdoły, jak puszczanie przodem w drzwiach. Krzyczy najgłośniej, zagłuszając prawdziwe feministki, przez co nikt nie chce być kojarzony ze środowiskiem feministycznym, myląc je z feminazizmem. Są nastawione agresywnie, cały czas ktoś je obraża i dyskryminuje, a jednocześnie zupełnie ignorują najpoważniejsze problemy kobiet. Zamiast tego walczą o takie głupoty, jak nakaz przebijania błony dziewiczej w celu USG dopochwowego lub wprowadzenie antykoncepcji hormonalnej bez recepty (co zresztą było by bardzo niebezpieczne). Dzięki swoim akcjom zniechęcają wszystkich do praw kobiet, krzywdząc tym prawdziwe feministki.
Nie nazwałam cię feminazistką, ale skoro sama się tak zdefiniowałaś, to może rzeczywiście jest coś na rzeczy.
Mam propozycję – załóż po prostu swojego bloga i przekazuj ludziom to, co chcesz powiedzieć na swoich zasadach. Nie będziesz wtedy miała problemu z tym, że ktoś się z Tobą nie zgadza. Ton twoich komentarzy jest naprawdę ofensywny i owszem, przepuściłam go tylko dlatego, że miałam nadzieję na dialog, tymczasem monologujesz w najlepsze.
Masz mi za złe wszystko, od tego w jaki sposób prowadzę SWOJEGO bloga, aż po to, że nie czytam w myślach i nie wiem z jakiej rodziny pochodzisz. Weź się, dziewczyno, zastanów trochę. Gdybym miała na to trochę więcej czasu i trochę mniej takich dyskusji za sobą, to może dałabym się wciągnąć w te erystyczne przepychanki, bo chyba tylko na tym Ci zależy.
Wjeżdżasz tu z pretensjami jak do siebie i jeszcze masz problem, że nie dam się tarzać w smole. Jeśli czujesz, że kogokolwiek na Ciebie napuściłam, to wypij szklankę wody i ochłoń, bo jesteś tu kompletnie anonimowa i przyszłaś pokopać kogoś, kto własną twarzą firmuje lata ciężkiej pracy.
W sumie masz rację, nie wiem już co chcesz wyrazić swoimi komentarzami. Cieszę się, że te kilka lat różnicy między nami tak zmieniły świat, że Ty żyjesz w trochę innych okolicznościach niż ja. Możesz mieć do mnie pretensje o co chcesz, a możesz sobie zrobić reality check i zastanowić się skąd się biorą te zmiany. Twój wybór i ja nie zamierzam brać za niego odpowiedzialności.