Trochę już nie miałam nadziei, ani na jesienne liście i to wyjątkowe ciepłe światło, które w naszej szerokości geograficznej widujemy wyłącznie jesienią, ani na to, że w najbliższym czasie pojawi się na blogu wpis o modzie plus size. Ostatni wydarzył się w lutym tego roku i… ucichło.
Kiedy usłyszałam, że w weekendowym wydaniu Dzień Dobry TVN mamy rozmawiać o zmianach, jakie zaszły w ostatnich latach na rynku plus size, pomyślałam, że to znakomity temat. Mój. I taki w sam raz na listopad, na te czterdzieści kilka dni do końca dekady, w której głos dziewczyn plus size wyodrębnił się w publicznej dyskusji. Dotknęłam tej kwestii w poście podsumowującym moje trzy lata blogowania, ale cezura dziesięciolecia to bardzo kusząca okazja, żeby wrócić i porozpamiętywać.
Bo wiecie, zmieniło się niemało.
(I niemało wciąż pozostaje do zmiany, bo pamiętajmy, że wiele z nas nie mieszka w dużych miastach, co sprawia, że zmian, z których cieszymy się w plus sajzowym internecie, rzadko może doświadczyć na własnej skórze.)
Czy mogłabym napisać, że na przestrzeni kończącej się dekady moda plus size zakwitła?
I tak, i nie.
Z jednej strony nie da się zaprzeczyć, że wybór opcji w dużych rozmiarach powiększył się dramatycznie. Nie wiem czy ktoś z obecnych pamięta jakie na początku dekady miałyśmy możliwości, żeby się ubrać. Jeśli nie, to przypomnę – w Kapp Ahlu wisiały umiarkowanie kształtne tuniki w kwiatowe wzory, H&M BB (Big and Beautiful) to były cztery opcje na krzyż. Jeśli chodzi o bluzki i t-shirty, to bazę mojej garderoby stanowiły w tamtym czasie t-shirty z linii dla kobiet karmiących. Polskich marek nie kojarzyłam w ogóle. Krajowa produkcja kojarzyła mi się u progu tego dziesięciolecia zdecydowanie z przybytkach w stylu “Puszystej Pani” i do tej pory skóra mi cierpnie na samą myśl o tamtych wzorach.
Warto pamiętać, że jeśli o opcjach plus size mówimy o rozkwicie, to w tym czasie rynek rozmiarów z samego dołu i środka rozmiarówki dosłownie wybuchł. Zastanawiam się czasami jakby to było, gdybym miała tyle możliwości, co dziewczyny noszące rozmiary poniżej 44. Co kształtowałoby mój gust?
Pantera na salonach
Stylizacja, w której pojawiłam się w niedzielnym wydaniu Dzień Dobry TVN to znakomity dowód zmian, o których tu piszę. Dziesięć lat temu ubranie się na emocjonującą okazję, jaką bez wątpienia jest nieoczekiwane zaproszenie do telewizji śniadaniowej o ogólnokrajowym zasięgu, potraktowałabym jak scenę, w której Kojotowi spada na głowę zrzucone przez niego samego kowadło. Katastrofa. 10 lat temu w mojej szafie niewiele było rzeczy, z których mogłabym skomponować stylizację godną takiego wydarzenia. O dostępności ubrań plus size napisałam tutaj już całe morze gorzkich słów, ale wiecie, uważam, że kiedy pochwała się należy, wtedy chwalić trzeba.
Wszystko, co miałam na sobie w studio i mam na zdjęciach, pochodzi z mojej szafy. Uwielbiam połączenia faktur i nawet sobie nie wyobrażacie, ile przyjemności sprawiło mi to zestawienie lureksowego swetra z plisowaną spódnicą i butami z weluru!
Sweter leży w mojej szafie od mniej więcej czterech lat (niewykluczone, że jest starszy niż blog) i dopiero teraz złapał swoje 5 minut sławy. To nieoczekiwany, a triumfalny comeback. Po tylu latach w szafie nawet te nonsensowne bufiaste rękawy jakby jakieś fajniejsze. Z butami to w sumie podobna sprawa – od roku czekały na swoją kolej.
Spódnica, którą tu widzicie to prawdziwy mundur grubej rebeliantki – nie dość że ma plisy, to jeszcze do tego ten drobny wzorek, który podobno POGRUBIA. Zgroza i zgrzyt zębów.
Nie wiem czy już to o mnie wiecie, ale moim Patronusem jest Peggy Bundy. Duże włosy (coś, czego na tych zdjęciach ewidentnie brakło) i panterka mówią do mnie zawsze. Trudno mi sobie wyobrazić okazję, na którą by nie pasowały zwierzęce wzory. Połączenie cętek i plis sprawia, że jest to jedna z moich najulubieńszych ostatnio spódnic. Dacie wiarę, że kiedyś nienawidziłam plisowanego materiału? Bo wiecie, ja jestem jeszcze z tego pokolenia, które z mamą woziło nad rzeczkę do uplisowania materiały na szkolne galowe spódniczki. Och, jak nienawidziłam wtedy tego, że nie mogę nosić takich samych rzeczy jak reszta dzieciaków. I jak te plisowanki mnie kiedyś przyprawiały o dreszcze, tak teraz uwielbiam!
#zdrugiejszafy
W ogóle to z plisowanymi spódnicami sprawa wcale nie jest taka prosta, bo naszukałam się tej spódnicy jak głupia. Nawet na Bonprixie, gdzie finalnie ją kupiłam (tak, jest jeszcze dostępna, a link znajdziecie na dole w stopce z informacjami o stylówce) początkowo dostępna była do rozmiaru 44.
Na szczególną uwagę zasługuje cichy asystent, wełniany płaszcz MaxMary, który dostałam w prezencie od koleżanki z byłej pracy, Hani. To jest prawdziwy artefakt. Uszyty w 100% z kaszmiru przeszło dwudziestoletni podróżnik w czasie pochodzący z epoki, w której ubrania dało się i warto było naprawiać. Nigdy nie miałam takiego ubrania jak ten płaszcz. Upływ czasu nie zrobił na nim większego wrażenia, wełna jest nadal niesamowicie miękka, w dotyku przypomina najmilszego, krótkowłosego kota. Głęboki czekoladowy kolor nie zestarzał się ani odrobinę i nawet guziki są wciąż oryginalne!
Czuję się zaszczycona, że mogę nosić ubranie z taką historią jak ten płaszcz. Wspaniałe uczucie.
#zdrugiejszafy powołała do życia Ryfka, czyli Szafa Szywniary, czyli postać, której aktywność sprawiła, że bardzo długo był nazywane szafiarkami. Pod tym hasztagiem znajdziecie na instagramie imponujące zdobycze polowań w sklepach z używaną odzieżą. Skarby takie jak swetry z kaszmiru kupowane po dychu, płaszcze czy zachwycające dodatki.
Bardzo się tym ekscytuję, bo kupowanie ubrań z drugiej ręki jest mi bliskie. Po latach zachwytu, że mogę kupić cokolwiek W SKLEPIE, wracam do drugiego obiegu. Tutaj znajduję nie tylko unikalne egzemplarze, ale przede wszystkim sposób, żeby utrzymywać swoją konsumpcję na zrównoważonym poziomie.
A na dodatek…
Jeśli chodzi o dodatki, to wiemy przecież, że mam inklinację w kierunku dziwacznych wyborów. Broszkolczyki, czyli kolczyki wpięte w sweter w charakterze broszki to w pełni dzieło przypadku. Na pewno znacie chociaż jedną osobę, która ZAWSZE coś gubi. Tą osobą w moim otoczeniu jestem ja. Nie chciałam zgubić kolczyków i okazało się, że przypięcie ich do swetra było tchnieniem geniuszu.
Pasek z Asosa nabyłam na naszym rodzimym Allegro. Ostatnio jeśli chodzi o modę plus size to śledzę na instagramie głównie ciemnoskóre influencerki. Nie jest to zabieg celowy, po prostu te, które znam tak zachwycają mnie swoją wrażliwością i poczuciem estetyki, że nie chcę niczego poniżej tego poziomu. Na pasek z łańcuchów zachorowałam po obejrzeniu pokazu SavageX, zobaczycie je tam w zestawieniu z koronkowymi body. Umieram ze szczęścia na myśl o tym zestawieniu. W życiu nie sądziłam, że to może być coś dla mnie, a jednak okazuje się, że jak już człowiek puści tę bezpieczną poręcz- sprawdzonych i wyświechtanych pomysłów modowych i wypuści się kawałek dalej od domu to jest to potencjał do cudów.
STYLIZACJA:
płaszcz – vintage MaxMara #zdrugiejszafy
sweter – vintage H&M
spódnica – Bonprix, LINK do sklepu
buty – vintage Asos
pasek – Asos
broszkolczyki – Artelioni
Świetnie jest podzielić się z Wami stylówką po takiej przerwie. Czułam ostatnio dużą presję na pisanie tutaj samych bardzo mądrych rzeczy. To znaczy nadal czuję, ale filmik o historii mody w dużych rozmiarach, który puściłam jakiś czas temu na facebooku uświadomił mi, że ubranie jest nierozłącznie związane z przemianami społecznymi. Mówienie o dostępnych opcjach i domaganie się uwzględniania nas, Syren Lądowych, w rozmiarówkach jest bardzo ważnym postulatem aktywizmu społecznego, czyli tej poważnej części mojego blogowania.
Także tak, będziemy tu częściej rozmawiać o ubraniach!
PS: wpis powstał dzięki Dominice, która zrobiła mi zdjęcia. Możecie ją za to ukochać serduszkując ją na insta: https://www.instagram.com/miss__zombie__/
A tu możecie obejrzeć nagranie z programu Dzień Dobry TVN.
Podobno warto 😉
To jest cudo ta Twoja stylizacja:) Szczególnie zachwyciły mnie piękne bufiaste rękawy swetra no i plisy – kocham, kocham ponad wszystko:)
Cześć Ula. Fajny wpis, ale zgłaszam uwagę w kwestii porządkowej 😉 Dekada kończy się wraz z końcem roku 2020.
Buziaki. H.
Pingback: "To do 2020" - Co masz zrobić, zrób dla siebie | Galanta Lala