Przejdź do treści
Strona główna » fattitude » “To do 2020” – Co masz zrobić, zrób dla siebie

“To do 2020” – Co masz zrobić, zrób dla siebie

Pierwszy tydzień nowego roku zawsze dzieli moją internetową bańkę na pół. PO jednej stronie ogrodzenia siedzą zapaleńcy, grupa ludzi, która poczuła nową falę energii i od dzisiaj na zawsze zmieni swoje życie. Z drugiej siedzą ironiczni kontestatorzy, którzy i dzisiaj i zawsze uważają, że postanowienia noworoczne są dla naiwnych, a oni sobie w sumie już się nie mogą doczekać chwili, kiedy już będzie można napisać wszystkim “a nie mówiłem?!”. A jak u Ciebie? Mam graniczące z pewnością przekonanie, że jest dokładnie tak samo. 

Muszę Ci się przyznać, że w tym roku powiało u mnie dobrym wiatrem. Od zimowego przesilenia mam tendencję zwyżkową i jakoś mi się łatwiej oddycha i tworzy. Co ja gadam, w ogóle się tworzy! Jakby mnie puścił paraliż, nie wiem o co chodzi – piszę, planuję, czytam. Ba! Nasz jogowy projekt ujrzał światło YT 1. stycznia. Dawno już tak nie było.
Napisałam podsumowanie zeszłego roku i w sumie, co dosyć logiczne, powinnam napisać listę swoich własnych postanowień. Pomyślałam sobie, że skoro i tak chciałam się podzielić z Tobą w najbliższym czasie drobnymi rzeczami, które mi robią dobrze, że w sumie dlaczego nie teraz? I tak, zamiast publicznej listy celów i postanowień, skompilowałam Listę Fajnych Rzeczy, Ktore Możesz Zrobić Dla Siebie. Dla odmiany – nie związanych bezpośrednio z ciałopozytywnością. Myślisz, że takie wpisy mają szansę się przyjąć?

1. Załóż fuck off fund

Ideę “funduszu spierdalaj” kocham, odkąd tylko o niej przeczytałam. To nie jest mój autorski pomysł, nie zamierzam też wymądrzać się tutaj na temat finansów osobistych. Z perspektywy osoby, która i zarabiała przyzwoicie, i z braku kasy jadła tygodniami gotowane ziemniaki wiem dzisiaj, że nie ma takiej ilości pieniędzy, przy której powiedziałabym “dosyć”. I to nie chodzi wcale o to, że jestem jakaś szczególnie rozrzutna. Są w internecie ludzie, którzy o konkretach opowiedzą znacznie lepiej ode mnie, ale ja chciałabym ci dzisiaj powiedzieć o bardzo ważnym narzędziu finansowym, które dla mnie jest podstawą świętego spokoju.

W zamyśle fuck off fund to zaskórniaki, które pozwoliłyby nam się przez miesiąc – dwa utrzymać na powierzchni. Dla wielu z nas, w polskich realiach – wiadomo – fatamorgana na horyzoncie. Trudno mówić o oszczędnościach, kiedy człowiek ledwo spina pierwszy z ostatnim, ale w tym właśnie tkwi całe sedno tego postanowienia. Posiadanie jakichkolwiek, choćby mikroskopijnych oszczędności robi znakomicie na głowę. Łatwiej jest robić swoje, kiedy człowiek ma choćby skrawek finansowego poczucia bezpieczeństwa.  Odkąd odkładam choćby drobne kwoty, niezaplanowane a nieuniknione wydatki nie wprawiają mnie w stan dokumentnej paniki. 

2. Zacznij z #MeatlessMonday

Za nic nie mogę sobie przypomnieć gdzie, ale widziałam jakiś czas temu badania, że 90% produktów stanowiących alternatywy dla mięsa kupują… mięsożercy. Zaskoczyło mnie to nie powiem, chociaż może nie powinno aż tak bardzo, skoro od kilku miesięcy wiemy, że 42% mięsa nie je lub je ogranicza.
Nie wiem czy kiedyś już o tym pisałam, ale bezużyteczny fakt o mnie nr 1780 jest taki, że w czasach liceum i później miałam trwający ok. 5 lat epizod wegetarianizmu. Wróciłam do mięsa kiedy okazało się, że pasztet z drobiowych skórek kosztuje mniej niż sojowy, a mnie przyszło ogarniać studencki budżet. W każdym razie – od czasu, kiedy myślenie o stanie planety zajmuje mi więcej czasu świadomie i z przyjemnością jem mniej mięsa. 

Zaczęłam od meatless Monday, czyli bezmięsnego poniedziałku, serdecznie polecam tę praktykę. Ja wiem, “co zmieni mój jeden kotlet”. I zgadzam się, jeden odosobniony kotlet zmieni niewiele, ale 52 poniedziałki bez mięsa w roku to już wcale nie tak mało. Czy to wystarczy żeby zmienić oblicze przemysłowego chowu zwierząt? Nie sądzę. Wiem natomiast, że to jest zdecydowanie dobry początek. Róbmy swoje.

3. Nie panikuj

Skoro jesteśmy w temacie zmieniania swoich nawyków na rzecz dobra planety, to chcę Ci powiedzieć: nie panikuj. Jeśli czasami nie możesz zasnąć, każde zdjęcie poparzonego koali sprawia, że zamiera Ci serce, a przy każdym worku śmieci masz wyrzuty sumienia, to wiedz, że nie jesteś sama. Takich jak my jest znacznie więcej: przestraszonych, zaangażowanych jednostek, które mają wrażenie, że wszystko zaraz walnie z hukiem i nic już nie da się zrobić. Da się. Chcę Ci teraz napisać bardzo, ale to bardzo ważną rzecz: to nie jest Twoja wina. I tak, możesz! Nie tylko w sposób detaliczny, bo wbrew pozorom wcale nie chodzi o Twoją jednostkową plastikową słomkę. To, co dzieje się z planetą to nie jest wina nas, małych płotek w wielkich sieciach. Nie znaczy to jednak, że nie mamy wpływu. Jesteśmy systemowo przekonywanie, że to nasza wina, że to nasza jednostkowa odpowiedzialność, że oceany pełne są plastiku, a żółwie umierają. Wiesz, to zaledwie ułamek prawdy, bo główne zagrożenie stanowią porzucone przemysłowe sieci rybackie, na które ani ja, ani Ty nie mamy wpływu. 

Mamy za to możliwość wywierania nacisku na ustawodawców, mądrego wybierania kto będzie w następnych latach tworzył prawo. Mamy możliwość edukowania się i rozliczania wielkich graczy z tego co robią, żeby zatrzymać katastrofę. Dlatego NIE PANIKUJ, jeszcze nie wszystko chuj, jeszcze możemy zrobić mnóstwo dobrego, tylko trzeba się zastanowić co to znaczy, to “dobre”. Róbmy swoje, jeden foliowy worek, jeden dzień bez mięsa, jeden oddany głos, jedna akcja społeczna na raz. Po jednym kroku, ale nieustępliwie. 

4. Wprowadź 20 minut medytacji dziennie

I – jeśl potrzebujesz – umów się na terapię. Chciałabym w tym roku praktykować uważność i wyrozumiałość wobec samej siebie. Ty na pewno też tego potrzebujesz. W ogóle – choć jest to tylko moja teoria – wszyscy ludzie mogliby zyskać, gdyby spędzany w internecie na gnębieniu innych czas poświęcili na to, żeby przyjrzeć się samym sobie. 

Znajdź ten czas. Jeśli to nie może być 20, to chociaż 5, chociaż 7 minut dziennie. Mam taką aplikację, która codziennie podpowiada mi krótką medytację kiedy… siedzę rano na kiblu. That easy! Oczywiście dużo lepiej znaleźć ten czas dla siebie w trochę bardziej komfortowych warunkach, ale wiesz, jak się nie ma co się lubi… Z medytacji korzystam szczególnie wtedy, kiedy poziom stresu na moim stresometrze zaczyna osiągać górne rejestry i zaczynam mieć problemy z zasypianiem. 

Medytacja i uważność nie rozwiążą każdego Twojego problemu. Czasami potrzebna jest pomoc specjalisty i nie ma w tym nic złego. Konsultacje z terapeutą są tak samo ważne jak chodzenie do lekarza. Mamy XXI wiek i naprawdę nikt już nie powinien się wstydzić, że korzysta z tego rodzaju wsparcia. 

5. Idź dla siebie na brafitting

A propos specjalistów – zrób to dla siebie, jeśli nosisz biustonosz i jeśli taką możliwość – idź na brafitting. Nawet jeśli byłaś w zeszłym roku. Dobrze dobrany stanik to nie tylko walory estetyczne.
Wiem, że my, duże dziewczyny czasami długo błądzimy, kupujemy staniki na 20zł na rynku albo ściągamy bieliznę za grosze na Aliexpressie (pozdrawiam facebookową grupę, na której się dorobiłam bana!). Jeśli nigdy nie miałaś na sobie dobre dobranego stanika to ja naprawdę rozumiem, dlaczego uważasz, że nie ma sensu płacić za tę część garderoby więcej niż 30 zł. Obiecuję, że wizyta u znającej się na robocie brafitterki diametralnie zmieni to, jak postrzegasz staniki. Ba! To może kompletnie zmienić to jak postrzegasz całą swoją sylwetkę. 

Po prostu zrób to dla siebie, obiecuję, że nie będziesz tego żałować. Spis dobrych sklepów z bielizną znajdziesz u Stanikomanii, o tutaj. 

6. Ignoruj modę “dla jabłka” / gruszki / pentagramu / dzikiego węża

Dobrze czytasz, ignoruj! Czy naprawdę w 2020 roku nadal nie będziesz sobie pozwolić na noszenie rzeczy, które Ci się podobają wyłącznie dlatego, że “nie pasują do Twojej sylwetki”? Zdradzę Ci coś w sekrecie, te wszystkie złote prawdy o typach sylwetki i tym, co wolno im nosić pochodzą z weekendowych kursów dla osób, które uważają, że mody można się nauczyć w trzy dni. To tak naprawdę ogromne uproszczenie, które od lat onieśmiela tysiące kobiet i odbiera im przyjemność z eksperymentowania z modą na własną rękę.

Oczywiście, ubranie może stworzyć lub zburzyć sylwetkę. Wszystko zależy od efektu, jaki sobie założysz. Pamiętajmy, że klepsydra to nie jest jedyna dopuszczalna z kobiecych sylwetek. Rób swoje i noś co chcesz, niech Horodyńskiej głowa kręci się jak w Egzorcyście. Moda jest dla wszystkich, tak, dla nas – Syren Lądowych – też. Zachęcam Cię do eksperymentów i poszukiwań własnych środków wyrazu i estetycznej wolności. To naprawdę nie jest ważne, że ktoś uważa, że kratka Ci nie przystoi, albo że jako gruba kobieta nie powinnaś nosić miniówek. Trzniać to! Moda może być political statement, Twoim manifestem niezależności i siły. Tylko daj jej szansę!

7. Wyłączaj media społecznościowe po 21:00

To jest rada na wagę złota, dostałam ją od samej Macademian Girl i od tamtej pory z mniejszym lub większym powodzeniem wdrażam w życie. Wyłączenie internetu o 21:00 ma same zalety. Pozwala mi się wyciszyć i przejąć kontrolę nad kompulsywnym sprawdzaniem mediów społecznościowych co 3 minuty. Jak sobie wyobrażasz, nie jest to łatwe. 

Warto się odcinać od internetowych awantur, zrób po dziewiątej wieczorem czas dla siebie i najbliższych. Słowo, jeśli zdarzy się wtedy coś naprawdę istotnego, nie wiem, spadnie z nieba deszcz żab, na pewno się o tym dowiesz. 

Piszę tu o tej umownej 21., ale tak naprawdę chodzi o szukanie balansu pomiędzy życiem w internecie, a tym które dzieje się fizycznie. Jestem daleka od namawiania, żeby rzucić telefon w kąt i mówienia, że ten online to gówno, a wszystko co najlepsze wydarza się w realu. Bynajmniej. Z większością bliskich mi ludzi kontakt mam prawie wyłącznie przez internet, dzięki niemu możemy poznać ludzi i doświadczyć rzeczy, o jakich wcześniej się nikomu nie śniło. To bardzo wartościowe, ale trzeba sobie dać szansę spotkać się z offlajnem.

[divider2]

Jeśli jest coś, co bardzo Ci pomogło ogarnąć jakąś sferę życia, podziel się tym ze mną koniecznie, bardzo proszę! Wiadomo przecież, że to, że coś dało świetne skutki u mnie nie znaczy wcale, że będzie złotym zaklęciem dla każdego. Nie wszyscy potrzebujemy tych samych rzeczy i całe szczęście!

Tym co nam wszystkim jest potrzebne najbardziej jest autorefleksja i trochę szczerości wobec samych siebie. Zanim cokolwiek sobie w tym roku postanowisz, bardzo Cię proszę, zastanów się, czy to będzie dobre dla Ciebie. Nie dla Twojego otoczenia, nie dla jakichś wymyślonych norm, nie dla obcych ludzi w intenecie i poza. Zrób coś dla siebie.

[divider2]

ps: Tak sobie to wszystko przeczytałam i, kurza twarz, wygląda na to, że w tym roku moją najważniejszą mantrą będzie “rób swoje”. Piszę o tym tutaj, żeby mi nie umknęło, żebym za rok mogła tu wrócić i sprawdzić jak mnie samej poszło wdrażanie udoskonaleń.

Photo by Kelly Sikkema on Unsplash

6 komentarzy do ““To do 2020” – Co masz zrobić, zrób dla siebie18 min. czytania

  1. Wszystkiego naj…w tym roku😁 oczywiście takiego naj jakiegobyś chciała. Brafiting na nowy rok jest ok tylko żeby był dobry i profesjonalny( chyba,że spróbujesz sama – jak się uda to duma rozpiera i wartość też rośnie) Ślepe podążanie za “wytycznymi” mody już dawno powinno upaść ale niestety lubimy szufladkować wszystko co nas otacza. Większość sukienek noszę rozkloszowanych – zawsze słyszałam,że jak duży tyłek to nie wolno a teraz mam to gdzieś- skoro wiadomo,że rozkloszowanie poszerza to nie wiadomo co pod spodem😉 a mnie się podoba. Poza tym nasze zadowolenie sprawia,że wyglądamy lepiej i tego wszystkim życzę
    Marta

  2. Bardzo potrzebowalam tego wpisu! Szczegolnie pkt 3 jest naoisany jakby dla mnie. Wraz ze wzrostem swiadomosci ekologicznej i obserwacji swiata i niechybnie postepujacej katastrofy klimatycznej zaczynam wpadac w coraz wieksza panike, ze te podejmowane przez nas dzialania sa za pozne. Miewam wyrzuty sumienia kupujac kurtke w sklepie zamiast w ciuchlandzie i z kazdym workiem smieci “zmieszanych”. Chociaz robie wszystko co w mojej mocy fizycznej i ekonomicznej by zyc bardziej ekologicznie mam poczucie ze to wciaz za malo.

    1. Pamietaj, że na to, żebyś Ty czuła się w ten sposób pracują ale wielkie firmy. Bo my, jako konsumenci, mamy wpływ, ale ważniejsze od tej torby śmieci jest to, że możemy na rządach wymuszać nowe regulacje i rozliczać gigantów z tego jaki wpływ wywierają na środowisko. Na szczęście – mam wrażenie – nasza świadomość rośnie ponad plastikowe słomki.
      Naprawdę jeszcze dużo możemy!

  3. Ja zaś planuję również więcej podróżować i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Mogę bardzo rzadko jeść produkty odzwierzęce, segregować śmieci i starać się produkować ich jak najmniej, ubrania kupować droższe ale za to z ekologicznych materiałów i takich które pozwolą mi mieć je długo czyli kupować rzadziej. No wiele mogę i chcę bo to co się stanie z naszą planetą nie jest mi obojętne ale z samolotów nie zrezygnuję. Zwyczajnie będąc daleko od domu czuję, że żyje i żadna Greta mi nie wmówi, że jestem w tego powodu kimś złym. Każdy ma prawo do słabości i uszczęśliwiania siebie. Urlopu i tak mam tyle co każdy czyli nie wiele. Nie warto się zadręczać bo w ten sposób świata nie uratujemy. Przecież w depresji nie będziemy mieć sił nawet na podstawowe rzeczy jak noszenie wielorazowej siatki na zakupy.

  4. tak bardzo gen post, tak bardzo na TAK! 🙂 tak, tak, tak! Dziękuję.
    Zwłaszcza 1, 3 i 6! I medytacja! Dziękuję, że jesteś i piszesz i w ogóle 🙂 Fajnie, że jest Twój blog, do którego ciągle wracam. 🙂 Ściskam

  5. Meatless Mondays wprowadziła mi indyjska knajpka w okolicy pracy, która wtedy w ramach lunchu ma vege kormę – a to jedyna nieostra potrawa tam ^.^’

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.