Czy sukienkę na rodzinną okoliczność da się wystylizować do noszenia na co dzień?
Im więcej myślę o odpowiedzialnym kupowaniu ubrań, tym częściej przychodzą mi do głowy takie pierwsze impresje na temat garderoby kapsułowej, publikowane w kolorowych magazynach na przełomie wieku. Pokazywano tam kilka ubrań w różnych zestawieniach: bluzkę ze spódnicą i swetrem, sweter ze spodniami i płaszczem, płaszcz ze spódnicą i swetrem. Nic super fancy, ot pomysły na codzienne stylizacje z tych samych kilku elementów. Parę lat później te same gazety nas przekonywały, że to gafa zakładać dwa razy to samo, a mnie pozostał sentyment i przekonanie, że ubrania nie muszą, a wręcz nie powinny być jednorazowe.
Wszystko to wraca do mnie co wiosnę, kiedy na polskim rynku mody plus size wybucha feeria sukienek kupowanych z rodzinne okoliczności. Mam kilka takich sukienek w szafie do dzisiaj i – z ręką na sercu – spokoju mi nie daje fakt, że kupowałam je po to, żeby założyć raz czy dwa, a potem na wieki odwiesić do szafy.
Wpadłam więc na pomysł, że ten wpis, powstający we współpracy z marką Karko.pl, będzie moją kontrpopozycją dla jednorazowych kreacji, pomysłem na to, jak sukienkę gościni wiosenno-letniego przyjęcia przetłumaczyć na miejską codzienność.
Stylizacja z koralową sukienką plus size
Centralnym punktem stylizacji jest sukienka WIOLKA w cudownym koralowym kolorze. Wybrałam go z dwóch powodów, po pierwsze – jak wiecie, jeśli wpadacie tu częściej – jestem kryptopapugą; po drugie – chciałam udowodnić, że na codzienną stylizację da się przełożyć nawet szalony, kojarzący się raczej z garden party niż z biurem, kolor.
WIOLKA ma bardzo prosty krój, jest tubą, którą za pomocą paska można dopasować do każdej sylwetki plus size. Przy swojej prostocie ma dwa detale, które zwróciły moją uwagę: falbanki na rękawach oraz wykończenie dekoltu, które kojarzy mi się z kobiecymi garniturami z lat 50/60. Takie dekolty do świetna propozycja dla osób, które z jednej strony nie chcą pokazywać za dużo dekoltu, a z drugiej nie lubią być zapięte pod szyję. To dobra opcja do biura czy w miejsca, gdzie okoliczności wymuszają pewną zachowaczość w odsłanianiu ciała. Razem z rękawkami wygląda to naprawdę lekko.
Materiał, z którego jest uszyta sukienka jest cieniutki i ma delikatną fakturę. Nie ma tu podszewki i choć kolor bielizny nie przebija spod spodu, to jak widzicie na cienkim, jednokolorowym materiale mogą się odznaczać szwy bielizny. To warto mieć na uwadze w kontekście każdej sezonowej, zwiewnej sukienki. To nie tak, że nie można tak chodzić, pf, nie ma takiego zakazu, ot, dobrze wiedzieć.
Na zdjęciach mam na sobie sukienkę w rozmiarze 52, który w tabelach polskich marek rozmiarowych jest pierwszym rozmiarem, na który patrzę. Zwykle noszę rozmiar 50, ale bez wahania wybieram czasami większe rozmiary po to, żeby uzyskać zapas pozwalający mi na lepsze wystylizowanie ubrania na sobie.
Sukienkę połączyłam z jednym z najpiękniejszych ubrań, jakie mam w szafie, kimono-bomberką od nieistniejącej już marki YumYum. Mam oba warianty kolorystyczne, jakie się pojawiły, bo to jest wspaniałe ubranie. Niebanalny sportowy krój sprawia, że ciężka wyjściowa satyna dostaje codziennego sznytu. Kocham wzory, w tym kwiatowe nadruki wysokiej jakości. Wybrałam czarną kurtkę, bo wzór nawiązuje do koloru sukienki i odbija go jak echo.
Kiedyś, w jednym z poprzednich wpisów ze stylizacjami pisałam Wam o rytmie koloru. Wiem, że brzmi to może trochę enigmatycznie, trochę to rozjaśnię: nie chodzi o ubieranie się pod kolor (choć doceniam też monochromatyczne stylizacje!), bardziej o rozłożenie akcentów, które podkreślają celowość. Takie małe rzeczy jak te kwiatki na kurtce i od razu widzisz, że to zostało przemyślane. Drobiazg jak lamówka czy spinka do włosów potrafi zrobić stylizację.
Dodatki
Taki kolor jak soczysty koral sprowokował mnie – chociaż umówmy się, że nie było trudno – do poszukiwania nie-czarnych dodatków. Torebkę w kolorze starego złota mam w szafie od kilku lat. Kupiłam ją na jakiejś cienkiej wyprzedaży w H&M, w czasach, kiedy jeszcze nie znałam polskich marek szyjących wspaniałe torebki. Trzymam ją, bo przez połączenie koloru z prostym krojem świetnie dubluje za wyjściowe kopertówki, kiedy muszę zabrać ze sobą więcej niż portfel i klucze. Sprawdza się też jako rozjaśniaczka stylizacji, kiedy trzeba czegoś w miarę neutralnego – beże to nie do końca mój klimat.
Buty to pseudo-martensy z Bonprixa. Myślałam o wykorzystaniu ich do stylizacji, która nigdy się nie doczekała zdjęć i nadszedł ich moment triumfu. Kolor jest piękny, takie bordo pasuje do wielu zestawień kolorystycznych. Jeśli chodzi o jakość, to powiedziałabym, że nie jest to żaden hit. Bardzo podoba mi się ich uniwersalność i postanowiłam, że kiedy ta para dokona żywota, będę szukała na Vinted pary bordowych martensów z drugiej ręki.
Biżuteria to mój taki raczej dosyć codzienny zestaw. Wymieszane stare złoto pierścionka po babci ze starym srebrem naszyjnika, który kupiłam podczas jednej z tanecznych imprez.
Na uwagę zasługuje jeszcze jeden niewidoczny bohater – rajstopy. Nie tak dawno, pisząc do magazynu Modna Bielizna o fenomenie rajstop Snag, pytałam retorycznie polskich producentów, czy aby na pewno znają swoje klientki. Okazuje się, że jest na polskim rynku marka, której udało się wypuścić przemyślany produkt skierowany do dużych babek. Do rajtek Mona Queen Size jeszcze wrócimy w osobnym wpisie, ale muszę podzielić się z Wami moim zaskoczeniem, że da się na duży tyłek zrobić cienkie rajstopy wielokrotnego użytku! Kolor, który mam na sobie to Alabaster, najjaśniejszy i lekko chłodny, idealny dla większości typowych słowiańskich karnacji. Podkreślam to, bo gama odcieni uwzględnia różne, nawet ciemne karnacje. Biję brawo!
SZCZEGÓŁY STYLIZACJI:
koralowa sukienka WIOLKA – KARKO.PL [link do sukienki w sklepie firmowym]
satynowa kimono-bomberka – nieistniejący już YumYum
rajstopy – Mona Queen Size Hip-notic Bikini [link do sklepu producenta]
torebka – vintage H&M
buty – Bonprix
biżuteria – vintage
Ula, świetnie wyglądasz w tej kiecce, kolor dla Ciebie idealny, fason też, szał!
Bardzo się cieszę, że poleciłaś firmę rajstopową, poszukam u nich czegoś dla siebie, może jakieś pończochy? Jednak w ciepłe dni wolę mieć nieco przewiewu 😉
Jasne, pończochy też są, nawet mam jedną parę w szufladzie, ale jeszcze nie doczekała się wyjścia 😉
super się panią czyta i ogląda 🙂
Pięknie Ci w koralowym, a zestawienie tej sukienki z bomberką fantastyczne 🤩 Ja już od około 5 lat używam swoich „uroczystości owych” sukienek w codziennym życiu. Stwierdziłam,że jak już trafiłam na kiecki,w których dobrze się czuję i nie kosztują fortuny to kto mi zabroni wyjść w nich np po córki do szkoły albo na zakupy. Mam 2 z chi chi London na faktycznie większe wyjścia ( choć jednej używałam do niecnych celów😜 czyli zakończenie roku szkolnego) ale resztę kupiłam na allegro (głównie ze względu na ochronę kupujących) od firmy,która szyje je w Polsce. Nie są to zawsze jakieś mega bawełniane czy lniane ubrania ale wiesz sama jak jest z dostępnością do jakichś fajniejszych fasonów czy kolorów dla grubej osoby( szczególnie jak ta osoba ma 182cm wzrostu i 126/128 w biuście 🤦) O Karko słyszałam i choć nie mam w planach kupna to sobie popatrzę😉
Świetna energia na zdjęciach – lubię takie w ruchu, gdzie widać jak naprawdę się ubranie układa na sylwetce a nie takie wypozowane, pospinane z tyłu spinaczami, żeby było gładko 😉 Koralowy śliczny kolor i ta bomberka fajnie wygląda, chociaż akurat ja tego fasonu nie lubię. Ale ma świetną długość (borze sosnowy, jak ja nie cierpię długości za tyłek „żeby ukryć niedoskonałości” – jak to pisały stylistyki w różnych kolorowych pismach, których od lat już nie kupuję).
Ja wychodzę z założenia, że wielkiego tyłka nie ukryję nawet jeśli założę namiot. Będzie to po prostu wielki tyłek w namiocie. Każdy widzi, że jestem GRUBA ; ) Więc przynajmniej będę „wyprofilowana” a nie jak kopa siana. Dlatego tak cieszę się, kiedy widzę takie stylizacje jak Twoja, bez tego całego „ukryj to, ukryj tamto”!
…No i super rękawy. Zarówno bomberki jak i sukienki.
Też jestem papugą i to nie krypto – uwielbiam kolorowe ciuchy i kolorowe rajstopy – żółte, różowe, czerwone, zielone 😀 I buty. I torebki. Moja szafa nie jest kapsułowa i chociaż szanuję ten koncept to nie byłabym w stanie żyć z takim ograniczeniem! Poza tym moje rozmiary się zmieniają – nie mogę mieć jednego, kiedy waga się waha.
Za to rzadko kupuję nowe ciuchy, lubię polować na używki i przez lata uzbierałam kolekcję fajnych, kolorowych ubrań niezłej jakości (wełny, lny, czasem jedwab). Chyba z 80% mojej szafy to second handy. Z Karko mam 2 sukienki, góra dopasowana, dół kloszowy – świetny krój, świetne kolory – skusiłam się właśnie dlatego, że u nich znalazłam dokładnie to, czego szukałam i to w jakiejś kolosalnej promocji (ok 50 zł za sztukę). Tylko mogliby poszaleć z tkaninami – bo mają sporo „sztuczyzny” i akurat te kiecki, które mi się szalenie spodobały są poliestrowe. Mięsista, fajnie układająca się tkanina, ale jednak. Jestem galanta (o jakie to fajne słowo!) i lubię komfort jaki dają mi naturalne tkaniny.
Strasznie lubię Twoje posty modowe. Więcej!!!! 😀
Pingback: Dopamine dressing w praktyce | Galanta Lala blog
Pingback: Być jak (kobaltowa) Wenus* [stylizacja plus size] | Galanta Lala