Skip to content
site-logo

Urszula Chowaniec o ciałopozytywności

  • Strona główna
    • Polityka prywatności
  • BLOG
    • ABECADŁO PLUS SIZE
    • GRUBE RANDKI
    • fattitude
    • fatshion
    • fatventure
    • fat&fit
    • fatbulous
    • fatfacts
  • Kim jestem i o co tu chodzi?
  • WSPÓŁPRACA
  • NAPISZ DO MNIE!
  • Strona główna
    • Polityka prywatności
  • BLOG
    • ABECADŁO PLUS SIZE
    • GRUBE RANDKI
    • fattitude
    • fatshion
    • fatventure
    • fat&fit
    • fatbulous
    • fatfacts
  • Kim jestem i o co tu chodzi?
  • WSPÓŁPRACA
  • NAPISZ DO MNIE!
ciałopozytywność

Sztuka dyskutowania dla zaangażowanych społecznie (nie tylko w body positive)

Lubicie live’y na facebooku? Nasz ostatni był całkiem niezły, ale myślę sobie, że nie każdy musi lubić mnie na tyle, żeby siedzieć przed komputerem i przez godzinę słuchać mojego ględzenia, kiedy faktycznie jakieś 20 minut tego czasu antenowego ma wartość merytoryczną.

To znaczy ja bardzo lubię siedzieć i z Wami rozmawiać, nie myślcie sobie. 

Po prostu pomyślałam sobie, że to co wtedy powiedziałam było bardzo ważne, że warto to napisać i zostawić na blogu dla potomności, bo internet potrzebuje wartościowych treści, a dzisiejszy wpis to bardzo wartościowa treść. Obiecuję. I obiecuję też, że tylko na pierwszy rzut oka nie ma bezpośredniego związku z body positive.

Każdego dnia w mediach wybuchają mniejsze lub większe awanturki i dzisiejszy wpis jest o tym, jak uczestniczyć w dyskusji, żeby na dłuższą metę mieć wpływ i wywołać szeroko ujętą zmianę dyskursu w ogóle. Bo wiecie – w tej chwili poruszamy się żabimi susami od afery do afery. Od obscenicznych plakatów, przez patotrenerki, po fejsbukowe pańdoktorki urażone obecnością grubych kobiet w przestrzeni publicznej. Nie zrozummy się źle – sam fakt, że te dyskusje w ogóle odbywają się publicznie, a do tego, że pojawiają się w nich głosy zdrowego rozsądku nawołujące do tego, żeby się od grubych ludzi zwyczajnie odstosunkować i dać żyć, to jednak w szerszym obrazku trudno mówić o rewolucji. 

Ujadanie w internetowych utarczkach bywa bardzo męczące, kosztuje dużo czasu i jeszcze więcej energii. Ja się przyznaję uczciwie: mam już dosyć wykonywania pracy za innych. Wystarczy już podstawiania pod zadarte nosy książąt opiniotwórstwa wyszukanych w pocie czoła badań, z którymi się jeden z drugim nie raczy zapoznać. Urobiłam się po łokcie, a zysk (czyli ta upragniona i wyczekiwana zmiana w myśleniu) wciąż pozostaje poza zasięgiem.

Te dzisiejsze rozważania to nie jest moja autorska myśl, bo chociaż temat okraszam swoimi refleksjami, to zainspirowała mnie do tego Sonya Renee Taylor, aktywistka, autorka i twórczyni koncepcji radykalnej samomiłości. Na swojej stronie na facebooku Sonya regularnie publikuje krótkie filmy, w których mówi o swoich radykalnych poglądach i pomysłach na aktywizm społeczny. Nie wszystkie zostają we mnie tak jak ten, o którym piszę. Wiele z nich dotyczy w zasadzie obcej nam w naszej homogenicznej Polsce kwestii ludzi o kolorze skóry innym niż biały. Nałożenie jej doświadczeń na moje białe i europejskie warunki jest wymagającym dużo wyobraźni i empatii ćwiczeniem, ale do brzegu.

W zainspirowanym przez artykuł Loretty Ross (tutaj go przeczytacie w całości) filmie, Sonya mówi o trzech sposobach prowadzenia dyskusji na społecznie ważne, a często budzące wiele kontrowersji tematy. A takim jest, bez wątpienia, ciałopozytywność.

Wyzwanie / Call out

Jak pisze Loretta Ross, żyjemy w kulturze call outu, głośnych awantur nie tylko o rzeczy fundamentalne, ale też o głupoty. Call outem, czy też – jak roboczo przetłumaczyłam – WYZWANIEM są wszystkie zachowania zakładające publiczne napiętnowanie, dosadną odpowiedź lub kąśliwą ripostę. Taylor porównuje call out do sytuacji, w której ktoś nadeptuje nam na stopę, a my krzykiem dajemy mu odczuć, że robi nam krzywdę. Reagujemy tu i teraz, ale w perspektywie nasza reakcja nie ma większego wpływu na to, czy depczący będzie bardziej uważać, żeby nie deptać innych. 

“Call outy są usprawiedliwione wobec prowokatorów z rozmysłem krzywdzących innych lub wobec wpływowych ludzi poza naszym zasięgiem. Efektywne krytykowanie takich osób jest ważną taktyką dla osiągnięcia sprawiedliwości społecznej.” – pisze Ross i wtedy ze zrozumieniem kiwamy głowami. Dalej robi się trochę trudniej, bo autorka tekstu po pierwsze mówi o tym, że często wykorzystujemy to narzędzie w relacjach horyzontalnych, czując z jakiegoś powodu moralną wyższość. Ten mechanizm działa na obu końcach tęczy i stanowi koło zamachowe wszystkich internetowych przepychanek w komentarzach. Nie macie wrażenia?

Wyzwanie ma dwie poważne wady: po 1) ludzie poddani ostracyzmowi czy publicznemu ośmieszeniu / zawstydzeniu zamykają skorupę i szansa dotarcia do nich z racjonalnym argumentem spada w zasadzie do zera, często reagują agresją, idą w zaparte i przy kolejnej dyskusji na ten sam temat – jeśli wezmą w niej udział – wystartują z wysokiego C. Po 2) dryfowanie od jednej kłótni do drugiej jest wyczerpujące nerwowo. Ludzie dyskutując w internecie wpadają w szczególny stan umysłu, w którym poddają się głosowi stada. A żeby przekonać chociaż część stada, trzeba przeciw niemu wystawić co najmniej równie silną reprezentację. Nie muszę chyba mówić jakie jest tego prawdopodobieństwo w odniesieniu do dyskusji o byciu grubym, prawda? 

Te dwie właściwości sprawiają, że na dłuższą metę kultura call outu jest kontrproduktywna. Jasne, chwilowo zrzucimy z serca i wątroby trochę ciężaru i damy upust swoim emocjom. Tylko co dalej? Czy nie istnieją lepsze sposoby na edukowanie i zachęcanie do zmiany postaw?

Wezwanie / Call in

Jako alternatywę dla wyzwania, Loretta Ross proponuje wezwanie: “Możemy zmienić tę kulturę. Calling in to po prostu calling out robiony z miłością”. 

I tutaj, cała na biało wjeżdża Taylor, która mówi, że jasne, że to jest znakomity pomysł, tylko że branie kogoś za rękę, cierpliwe tłumaczenie mu i pokazywanie drugiej strony księżyca jest więcej niż bardzo czasochłonne. Wymaga dużych nakładów pracy, uważności i cierpliwości, a przecież każdy z nas ma swoją wytrzymałość.

Call in, WEZWANIE do rozmowy, zaproszenie do wymiany zdań i argumentów jest nie do zrobienia na szeroką skalę w internecie. Wyobrażacie sobie brać za rękę przypadkowych dyskutantów i do skutku tłumaczyć im, że wcale nie mają racji? Nie?

A co my w zasadzie robimy wdając się w komentarzowe dyskusje, tłumacząc, podtykając pod nos linki kierujące do bardzo konkretnych badań naukowych i zżymając, że nie chcą czytać? Co roimy tłumacząc, że body positive to nie zło wcielone? No dokładnie to robimy, wydajemy swoją energię na głupoty. To znaczy przepraszam, rozmowa z ludźmi nie zawsze jest głupotą, ale jednak – umówmy się – rzadko zbieramy plony. Jeszcze mi się chyba nie zdarzyło, żeby ktoś się po takiej merytorycznej i czułej wymianie komentarzy przyznał i napisał, że “wiesz co, przeczytałem te badania, myliłem się”. Jeśli macie w tej kwestii inne doświadczenie to mi napiszcie koniecznie, bo to będzie dla mnie promyk nadziei i dowód na to, że warto.

Nazwanie / Call on

Jest jeszcze jedna droga, znacznie mniej spektakularna niż ogniste dyskusje i zdecydowanie bardziej efektywna czasowo niż cierpliwe tłumaczenie komuś, kto wcale nie chce słuchać – calling on, czyli NAZYWANIE.

Nazywanie to podejście, w którego centrum jest nasz własny dobrostan: 

Ja, Ula, chcę, żeby zmieniło się traktowanie grubych ludzi. Angażuję w to swoje zasoby – czas i pieniądze wkładam w prowadzenie bloga, w działalność edukacyjną i inspiracyjną. Nazywam rzeczy, które są złe i pokazuję, że są na świecie ludzie wyznaczający alternatywy. Na tym moja rola się kończy. Calling on zakłada, że odpowiedzialność za zdobycie wiedzy pozostaje w rękach osób, którym jej brakuje. Czyli to nie ja mam za zadanie w dyskusji “pokonać i nawrócić” nieprzekonanych, to ich sprawa co zrobią z wiedzą. Nikogo siłą nie nawracam, żeby uwierzył w body positive.

To by była wspaniała perspektywa, tak zdjąć z siebie całą tę dramę i potrzebę przekonania innych do swojej racji. Bo wiecie, w każdej dyskusji w internecie uczestniczy tak naprawdę o wiele więcej osób, niż jest zaangażowanych w pisanie komentarzy. Jest jeszcze cała, dużo większa grupa ludzi, którzy przyglądają się jej w ciszy i tam też wyciągają swoje własne wnioski. I to oni, jeśli nie Wasi interlokutorzy, mogą z tego wynieść największe korzyści.

Czy to jest najbardziej skuteczna strategia dla zmiany kultury w internetowej dyskusji? Nie wiem, ale zbadajmy to. Zamiast zapuszczać się w bezsensowne utarczki słowne, może spróbujemy informować o granicach, bez szarpania się z ludźmi, którzy za najlepszą zabawę uważają deptanie nam po palcach?

[divider2]

To nie dotyczy wyłącznie dyskusji o tym czy jako grube osoby mamy prawo publicznie mówić, że chcemy żyć dobrze i nic innym do tego. Jako strategie wyrosłe z instersekcjonalnego (czyli zajmującego się przecięciem pomiędzy takimi zjawiskami jak kolor skóry, gender, sprawność, wiek, pochodzenie, etc. i ich wpływem na nierówności społeczne) feminizmu, mają zastosowanie do dyskusji o sprawiedliwości społecznej w ogóle. Czyli: niezależnie od tego czy będziecie rozmawiać o tym, że nie każdy gruby musi się odchudzać, body positive czy 500+ i jego wpływie na sytuację kobiet w kraju, z tego podejścia skorzystać możecie zawsze.

I to jest bardzo dobry pomysł, bo informowanie, nazywanie rzeczy po imieniu i przedstawianie innym argumentów opartych na DANYCH jest niesłychanie ważne. Ciężko jest się uczyć od kogoś, kto stawia Cię pod ścianą i sztorcuje publicznie, prawda?

Stąd właśnie, choć nie zawsze mi to wychodzi, próbuję w tych rozmowach zachować cierpliwość. Nie chcę tutaj bynajmniej stawiać siebie jako wzoru do naśladowania i foremki nieomylności, w końcu każdy ma stopę i każdemu na tę stopę od czasu do czasu ktoś nadepnie. 

I to wcale nie znaczy, że przestanę głośno komentować obciachowe wypowiedzi ludzi, którzy albo są wpływowi, albo do miana wpływowych aspirują. Bo budowanie sobie publiczności na cynizmie i pogardzie jest bardzo nie w porządku. Nie o taki internet walczylim.

Zawsze tu będę z komentarzem, ale w osobistych dyskusjach zamierzam zrezygnować z udowodniania za wszelką cenę swojej racji. Bo przemyślałam to sobie, pora zażyć własne lekarstwo i przyjąć do wiadomości starą prawdę o koniu, że możesz go zaprowadzić do studni, ale nie zmusisz, żeby się napił. 
Nawet jeśli w studni dają body positve.

SHARE THIS
body positiveciałpozytywnośćinspirujące kobiety
Hej, tu Ula!

Hej, tu Ula!

jestem naturalizowaną Łodzianką, marketerką, blogerką, edukatorką, feministką, publicystką, mamą i okazjonalnie modelką plus size. W 2016 zaczęłam prowadzić tego bloga dlatego, że nikt w polskim internecie nie pisał wcześniej, że bycie grubym to nie koniec świata.

Related Posts

Języki miłości do siebie
Języki miłości do siebie
Przerwana Lekcja Historii: Fat Liberation Manifesto
Przerwana Lekcja Historii: Fat Liberation Manifesto
57%, czyli dlaczego uważasz, że ciałopozytywność jest nieustającą afirmacją ciała? #PogromczynieMitów
57%, czyli dlaczego uważasz, że ciałopozytywność jest nieustającą afirmacją ciała? #PogromczynieMitów
Priscilla Ono – makijaż, który pokochała Rihanna
Priscilla Ono – makijaż, który pokochała Rihanna

Nawigacja wpisu

Zesztywniała, czyli ciało spętane strachem
Do kogo należy Twoja seksualność, Syreno Lądowa?

One comment

  1. Pingback: Październikowa piąteczka: świat taki ciekawy, ale i tak spać się chce – Żegnaj, kokonie bezpieczeństwa

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galanta Lala Urszula Chowaniec

co tu znajdziesz?

Halo!

Trafiłaś na szczery blog plus size.
Nazywam tu rzeczy po imieniu: "gruba" nie jest obelgą i tak, wiem, że mój tyłek ma wymiary matiza.

Piszę tu o świecie dużych dziewczyn bez mydlenia oczu;
o tym co słychać w biznesie plus size u nas i za granicą;
przekonuję, że każda z nas jest Bijons i że naprawdę można robić gorsze rzeczy niż być grubym;
że się nie trzeba bać wychodzić z domu, tylko znaleźć pasję i za nią gonić.

Uważasz, że różnorodność jest piękna? Ja też!

Urszula Chowaniec

Jeśli doceniasz moją pracę, tutaj możesz powstawić mi kawę!

Jeśli doceniasz moją pracę, tutaj możesz postawić mi kawę!

Archiwa

Tagi

#movemejoga asertywność bielizna plus size body positive bodypositive bonprix ciałopozytywność co ja jem dlaczego dobre rady dobry wybór duże ciuchy fashion fat&fit featured goły brzuch głupie diety hej przygodo jak one to robią joga joga plus size moda Modna Bielizna motywacja plusisequal plus size plus size biznes pozytywne myślenie randki recenzja rodzina samoocena self-care solidarność spełnienie stylizacja plus size sukienki ubrania Vingardium Grubiosa w ruchu zadbana głowa zakupy zakupy w sieci zdrowie złośnica
  • Strona główna
  • BLOG
  • NAPISZ DO MNIE!
  • Kim jestem i o co tu chodzi?
  • Polityka prywatności
  • WSPÓŁPRACA
Copyright © 2023 | All Rights Reserved | copyrights - Galanta Lala 2021